NATO ostrzega, że w Mołdawii działają "zielone ludziki". Ale nie tylko dlatego państwo ze stolicą w Kiszyniowie obiera kurs na Rosję
NATO ostrzega, że w Mołdawii działają "zielone ludziki". Ale nie tylko dlatego państwo ze stolicą w Kiszyniowie obiera kurs na Rosję Fot. Shutterstock
Reklama.

1. WOJNA HYBRYDOWA

Już się zaczęła. Tak przynajmniej, ustami swojego naczelnego dowódcy w Europie generała Philipa Breedlove’a, stwierdziło NATO. Tak dobrze znane z Krymu i wschodniej Ukrainy „zielone ludziki”, czyli rosyjscy żołnierze w mundurach pozbawionych oznaczeń, badają sytuację w Mołdawii i przygotowują grunt pod działania Rosji. A te w pierwszej fazie mają doprowadzić do destabilizacji sytuacji w kraju.
To nie tylko słowa. W lipcu tego roku Prokuratura Generalna w Kiszyniowie wszczęła postępowanie karne wobec przewodniczącego Gaugazji, autonomicznego obszaru na południu Mołdawii, biskupa cerkwi prawosławnej i dwóch polityków. Zarzut? Separatyzm. Panowie omawiali przygotowanie powstania mniejszości narodowych przeciwko centralnym władzom.
Rzecz jasna posłużyć ono miało Rosji. Przewodniczący Gagauzji zasłynął zorganizowaniem referendum (nie zostało uznane przez Kiszyniów), w którym 98 proc. mieszkańców okręgu opowiedziało się za przystąpieniem do Unii Celnej Białorusi, Kazachstanu i Rosji.
Tak jak na Ukrainie Rosjanie mają Donbas, tak w Mołdawii mają Gagauzję - zamieszkaną przez prawie 200 tys. ludzi, których językiem oficjalnym jest rosyjski (w przeciwieństwie do reszty kraju).
logo
Mapa Mołdawii

2. OTWARTA DROGA DO NADDNIESTRZA

Nikt nie ma jednak wątpliwości, że ewentualna rosyjska agresja na Mołdawię rozpocznie się od Naddniestrza. Jeśli chodzi o poparcie dla Rosji, to taka Gagauazja, z tą różnicą, że od początku lat 90. wyłącznie teoretycznie pod władaniem Kiszyniowa. W wyniku podobnego konfliktu, jaki dziś toczy się na Ukrainie, proklamowano tam powstanie Naddniestrzańskiej Republiki Mołdawskiej – szeroko pisaliśmy o niej naTemat.
Rządzą nią byli agenci KGB, a gwarantem istnienia tego sowieckiego skansenu są stacjonujące tam rosyjskie wojska (1,5 tys. żołnierzy, tony broni).
Naddniestrze kilkakrotnie prosiło Moskwę o dołączenie do Rosji. Putin odmawiał, bo traktował tę prowincję jako narzędzie do wywierania presji na Mołdawię. W ostatnich miesiącach wysyłane są jednak inne sygnały. Po referendum na Krymie parlament Naddniestrza już oficjalnie poprosił posłów Dumy, by przy modyfikowaniu ustawodawstwa stworzyli możliwość aneksji republiki.
Żołnierze w Naddniestrzu, agentura i „zielone ludziki” w Gagauzji – Rosja przygotowała sobie solidne fundamenty do interwencji.

3. PROROSYJSKIE SYMPATIE MOŁDAWIAN, NIECHĘĆ DO UE

Tak jak na Ukrainie sondaże wskazywały i wskazują, że większość społeczeństwa chce integracji z Zachodem, tak w Mołdawii proporcje zwolenników i przeciwników drogi do Unii Europejskiej są wyrównane. W czerwcu władze w Kiszyniowie ratyfikowały co prawda umowę stowarzyszeniową z UE (strefa wolnego handlu, zniesienie ceł na ekspert, bez obietnicy członkostwa w Unii), ale nie można powiedzieć, by ta decyzja odzwierciedlała społeczne nastroje.
Liczby wskazują, że w geopolitycznym wyborze „Rosja czy UE” społeczeństwo Mołdawii podzielone jest niemal dokładnie na pół.

60 proc. – tylu obywateli uznaje, że Rosja jest najbardziej istotnym partnerem ekonomicznym (28 proc. mówi, że to ekonomiczne zagrożenie).

42 proc. – tylu uważa władze w Moskwie za najważniejszych przyjaciół politycznych (prawie remis, bo partnerstwo z Unią docenia 47 proc.).

Jeśli mówić o tendencji, to raczej jest ona antyeuropejska. W maju 2010 roku 37 proc. obywateli sprzeciwiało się integracji z UE. W kwietniu 2014 roku już 44 proc.. Nikt już nie pamięta, że siedem lat temu 3 na 4 Mołdawian mówiło „TAK” dla Unii Europejskiej.
Bieda, wszechobecna korupcja, cięcia wydatków socjalnych – ulica jest rozczarowana rządzącymi od 2009 roku prounijnymi politykami. Logika jest prosta – jeśli zwrot na Zachód nie przynosi poprawy warunków, trzeba pójść w kierunku Rosji i jej Unii Celnej. Jedyne, co w tym przeszkadza, to rząd. Ale to może być tylko kwestia czasu…

4. MOŻLIWA ZMIANA PROUNIJNYCH WŁADZ, TRYUMF KOMUNISTÓW

Sytuacja polityczna też przemawia za tezą, że „rosyjska pętla się zaciska”. Aktualnie w Mołdawii rządzi proeuropejska koalicja, która ma w parlamencie minimalną większość: 53 na 101 głosów. Już 30 listopada odbędą się kolejne wybory parlamentarne – i to nie jest dobra wiadomość dla władz.
logo
http://www.iri.org
Najwyższe poparcie mają komuniści, którzy głośno protestowali przeciwko podpisaniu umowy stowarzyszeniowej z UE i zapowiadają, że po przejęciu steru wepchną Kiszyniów do unii celnej z Rosją. Poparcie dla partii z rządowej koalicji spada, a w siłę rośnie np. „Nasza Partia”, której szefem jest Renato Usatii, rosyjski biznesmen mołdawskiego pochodzenia. Analityk jednego z think tanków z Kiszyniowa pisze, że sondaże dają jej 6 proc..
Co mówi Usatii? Np., że Unia chce wciągnąć Mołdawię w długi, by potem zmusić ją do ponownego zjednoczenia z Rumunią, czyli przywrócić porządek sprzed upadku Związku Radzieckiego. Współpracę z UE traktuje jako kolaborację. No i mieszka i pracuje w Rosji.
Sondaże poparcia dla partii uzupełnia plebiscyt najpopularniejszych polityków. Okazuje się, że najpopularniejszy w Mołdawii jest… Władimir Putin. Ufa mu 74 proc. Mołdawian. Nawet w Rosji nie ma takiego wsparcia. Co piąty mieszkaniec pozytywnie ocenia z kolei Władimira Voronina, lidera komunistów. Wskaźnik poparcia dla obecnego, prounijnego prezydenta kraju zatrzymał się na 0,6 proc..

5. UZALEŻNIENIE OD ROSJI

Pętla zależności od Moskwy już teraz mocno uciska szyję Kiszyniowa. Mołdawia jest rekordzistką, bo w 100 proc. polega na imporcie gazu z Rosji. Od końca 2014 roku to ma się zmienić, bo budowany jest gazociąg łączący ją z Rumunią i zapewni on jedną trzecią zapotrzebowania kraju na błękitne paliwo.
To duży krok we właściwym kierunku, ale nie zmienia faktu, że Mołdawia wciąż ma przy głowie rosyjski „pistolet gazowy”, który może być narzędziem gry Putina. Co więcej, Rosja od trzech lat zwleka z podpisaniem długoterminowej umowy na dostawy gazu. Eksperci interpretują to jako konsekwencję podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE.
Nie była to jedyna kara. Rosja wprowadziła też zakaz importu mołdawskich win (z wyjątkami - zniosła embargo na wina z Gagauzji, by podzielić kraj). Potem rozszerzyła embargo na większość owoców, warzyw. O tym, jak wielki to cios, świadczy to, że w 2013 roku na rosyjski rynek trafiło 70-90 proc. mołdawskich owoców.
150 mln dolarów (6,7 proc. całości eksportu z Mołdawii) – na taką kwotę szacuje się straty Kiszyniowa z powodu działań karzącej ręki Putina. Unia obiecała pomoc, by zamortyzować ten spadek, ale to wciąż mało.
Mołdawia i Rosja - liczby

280 - liczba rosyjskich szkół w Mołdawii
200 000 - liczba Mołdawian zatrudnianych przez rosyjskie firmy

Ciekawe są też wnioski dotyczące postaw obywateli, jakie mogą wywoływać takie sankcje. Otóż rolnictwo, czyli sektor, który ucierpi najmocniej, zatrudnia 28 proc. siły roboczej. Analityk think-tanku Jamestown Foundation Dumitru Minzarari zwraca uwagę, że ci ludzie często za swoją niedolę obwiniają prounijne siły i samą Wspólnotę. Pójdą do wyborczych urn choćby po to, by dać upust swojej złości. Zagłosują na tych, którzy opowiadają się za współpracą z Rosją, bo po prostu im się to opłaca.
Co innego milion obywateli, którzy pracują za granicą (populacja Mołdawii to 3,5 miliona). Jak wskazuje Minzarari, nawet jeśli opowiadają się oni za drogą na Zachód, to z powodów logistycznych wielu z nich może nie wziąć udziału w najbliższych wyborach.