Uczelnie masowo wpisują studentów na listę dłużników.
Uczelnie masowo wpisują studentów na listę dłużników. Fot. Łukasz Giza / Agencja Gazeta
Reklama.
Krajowy Rejestr Dłużników to miejsce, gdzie nikt nie chce trafić. Wpisanie na tę listę to trudności z dostaniem kredytu, podpisaniem umowy na kablówkę czy kupieniem czegoś na raty. Ostatnio masowo trafiają tam studenci, co gorsza nieświadomi swojego trudnego położenia. Tak było w przypadku naszej czytelniczki Moniki, wpisanej przez Uniwersytet Warszawski do Krajowego Rejestru Długów.
Zaskoczenie w dziekanacie
– Odwiedziłam kilka dni temu mój dziekanat i się o tym dowiedziałam – opowiada. Jej dramat zaczął się niewinnie. – Zapisałam się na studia wieczorowe, ale tylko w czasie pierwszego semestru zajęcia zaczynały się po 17, w kolejnym pierwsze były już od 15. Musiałam zrezygnować ze względu na pracę, tym bardziej, że zapisałam się na studia wieczorowe po to, aby móc pracować – wyjaśnia.
Dlatego nie zarejestrowała się na żadne zajęcia, a w związku z tym została wykreślona z listy studentów. – Dostałam potwierdzenie, że nie ma mnie na liście studentów. Kiedy niedawno odwiedziłam mój dziekanat, bo chciałam wrócić na uczelnię, na studia zaoczne, okazało się, że trafiłam do Krajowego Rejestru Długów – mówi Monika.
Plaga dłużników
Po przeprowadzeniu szybkiej sondy wśród znajomych okazało się, że nie jest jedyna. – Nie dostałam żadnego wezwania do zapłaty, żadnych listów. Nie mogłam się też o zaległościach dowiedzieć z systemu, bo po skreśleniu byłam pewna, że tam nie figuruję. Potraktowali mnie tak, jakbym specjalnie chciała uniknąć płacenia. Nie wiedziałam o tym, bo gdybym wiedziała, na pewno mogłabym temu zapobiec – załamuje ręce Monika. 
– Podejście Uniwersytetu Warszawskiego do studentów jest niepoważne i 80 proc. studiowania to administracja, a nie faktyczne zajęcia. Aby dostać się do dziekanatu trzeba w godzinach pracy spędzić co najmniej półtorej godziny w kolejce, by dowiedzieć się, że trzeba składać kolejne podania – relacjonuje nasza czytelniczka.
Specjalna umowa
– Uniwersytet Warszawski ma podpisaną umowę z Krajowym Rejestrem Długów Biura Informacji Gospodarczej – przyznaje Katarzyna Łukaszewska z Biura Prasowego UW. –Procedura obowiązuje wszystkie uniwersyteckie jednostki – dodaje. UW bardzo nisko ustaliło dolny limit wysyłania zgłoszeń do KRD – to zaledwie 200 zł. Można tam więc trafić już za jeden niezapłacony egzamin.
– Jednostki kierują wnioski o dopisanie dłużników do rejestru do zespołu radców prawnych UW – wyjaśnia Łukaszewska. – Zespół radców zajmuje się wysyłaniem wezwań do zapłaty lub ostrzeżeń oraz dopisywaniem dłużników do rejestru – dodaje. Niestety nie udało nam się uzyskać odpowiedzi na pytanie, jak duża jest skala tego procederu – ile zgłoszeń UW wysyła ani ile pieniędzy są jej winni studenci.
Studenci nie szukają pomocy
– Nieczęsto zdarzają nam się takie przypadki – mówi Mieszko Czerniawski z Samorządu Studentów UW. – To indywidualne sytuacje, z tego, co pamiętam, od grudnia nie było takich przypadków – dodaje. Zaznacza, że nie wystarczy przestać chodzić na studia, aby przestać być studentem.
– Kiedy dostaje się list o skreśleniu z listy studentów, traci się wszystkie prawa i obowiązki wynikające ze studiowania. Pytanie tylko, co działo się między rezygnacją ze studiów a potwierdzeniem tego przez uczelnię. Może wtedy pojawiły się jeszcze jakieś zobowiązania – dodaje. Problem jest albo nowy, albo studenci nie wiedzą, gdzie szukać pomocy. Jak się dowiedzieliśmy, do Akademickiej Poradni Prawnej jeszcze nie przyszedł żaden student wpisany do KRD.
Państwowe jak prywatne
Dotychczas z takich chwytów były znane niewielkie prywatne uczelnie, które próbowały wyrwać od swoich studentów jak najwięcej pieniędzy. W sieci nie brakuje relacji studentów, którym przysłano wezwania do zapłaty.

AHE żąda ode mnie 3000zł (trzech tysięcy złotych) za nieuregulowane czesne + maksymalne odsetki. Gdy byłem studentem AHE płaciłem czesne za szkołę, w drugim semestrze kiedy zrezygnowałem ze studiów, przestałem płacić (bo nie byłem już studentem) i okazuje się że uczelnia wciąż wystawiała mi rachunki (za miesiące w których już nie studiowałem). Czytaj więcej

Także państwowe uczelnie ścigają swoich studentów za pomocą KRD i sądu.

Dostałem pismo z Sądu Rejonowego w Gdyni. Jest to nakaz zapłaty, jak w tytule, które odnosi się do nieuiszczenia opłaty za drugi semestr studiów zaocznych w Akademii Morskiej. Łącznie do zapłaty mam 1700 zł + 648 zł tytułem zwrotu kosztów postępowania. Jednakże, przed rozpoczęciem drugiego semestru stawiłem się w dziekanacie z pismem, które otrzymałem wcześniej, w którym było napisane, iż zostałem skreślony z listy studentów z powodu braku opłat. Czytaj więcej

W czasach kryzysu demograficznego uczelnie znacznie bardziej dbają o stan swoich finansów. Dlatego studenci mogą spodziewać się, że kolejne uczelnie będą rozbudowywały działy prawne i komórki odpowiedzialne za windykację. Oby tylko przestrzegały procedur, bo jak widać – nie zawsze to norma.