Aborcja nigdy nie jest decyzją łatwą. Nigdy nie jest też wydarzeniem, które dotyczy tylko jednej osoby. I nie chodzi tylko o to, od kiedy uznajemy istnienie nowego życia. Zaskakująca, niechciana ciąża najczęściej jest efektem związku. Często takiego, w którym obawy o przyszłość tylko zachęcają do tej trudnej decyzji, ale nierzadko przerwanie ciąży bywa przecież receptą na utrzymanie szczęśliwej dotąd relacji.
– Jak za drugim razem szłam na zabieg, moja mama się popłakała. Tłumaczyła mi: "Nie rób tego drugi raz. Z pierwszym zabiegiem się pogodził, ale drugiego ci nie daruje, Bo pokazujesz, że ci na nim nie zależy" – wyznała w szczerym wywiadzie legendarna aktorka Nina Andrycz. I nie ukrywała, że kolejne przerwane ciąże ratowały jej kwitnącą karierę kinową, ale równie mocno niszczyły jej – uznawany przez wszystkich za wzorowy – związek z ówczesnym premierem Józefem Cyrankiewiczem.
Przez odmienne podejście do rodzicielstwa to słynne małżeństwo rozpadło się kilka lat po drugim zabiegu aktorki. Przerwanie ciąży dokonane na podstawie jednostronnej decyzji zwykle oznacza bowiem koniec najgorętszej nawet miłości. Mężczyznom trudno żyć z kobietami, które odebrały im szanse na upragnione ojcostwo. Kobietom tym trudniej być z kimś, kto przerwanie ciąży na nich wymusił.
Wspólna decyzja, osobne już problemy
Są jednak i takie związki, w których o aborcji zadecydowano wspólnie i które po tym wydarzeniu postanowiły walczyć o przetrwanie. Walczyć, bo dalsze wspólne życie z takim brzemieniem bywa czasem bardzo trudne.
– Nigdy nie sądziłam nawet, że będzie tak ciężko – wyznaje Marysia, 27-latka z Gdańska, z którą rozmawiam prawie w trzecią rocznicę najtrudniejszej decyzji w życiu jej i jej wieloletniego partnera, 25-letniego dziś Maćka. Teraz znowu są razem, ale minione lata były w ich relacji wyjątkowo burzliwe. – Kiedy przyszłam od ginekologa z potwierdzeniem, że jestem w ciąży, tylko jedna decyzja wydawała się słuszna. Oboje studiowaliśmy na GUMedzie i wiedzieliśmy, gdzie iść po pomoc - wspomina.
Jak dodaje Maciek, wszystko wtedy skupiało się na jak najszybszym zebraniu potrzebnych na zabieg środków i wynegocjowanie odpowiedniego terminu. – Nie jesteśmy specjalnie wierzący, a w naszym środowisku o aborcji mówiło się jak o czymś typowym, trudnym tylko dla ciemnogrodu – tłumaczy. – Nikt na nikim niczego nie wymusił, cały czas byliśmy w tym problemie przy sobie – dodaje Marysia.
Zgodnie przyznają jednak, że czas na myślenie przyszedł dopiero kilka dni po tym, gdy spędzający im sen z powiek problem był rozwiązany. – Pojawiły się nie tyle jakieś wyrzuty sumienia, co oddalenie. Potem kłótnie, w których wreszcie zaczęły padać aborcyjne argumenty – wspomina z żalem Marysia. – Bardzo wygodny argument, gdy chce się komuś zarzucić niedojrzałość, tchórzostwo, chodzenie na łatwiznę. Rzucasz bezmyślnie w złości, a efekty są kolosalne... – dodaje Maciek.
"Argumenty aborcyjne" bolą najbardziej
Kilka miesięcy po zabiegu efektem zbyt częstego używania "aborcyjnych argumentów" było dla nich rozstanie i ponad roczna rozłąka. Oboje zgodnie twierdzą, że było to konieczne, ale do tych czasów nie chcą wracać. Uznali za to, że taki okres oczyszczenia trzeba otwarcie przegadać i przeanalizować decyzję sprzed kilku lat.
– Dziś byśmy pewnie zaryzykowali, bo sytuacja nie była patowa. Znajomi, którzy zaszli na studiach też je jakoś pokończyli i zaczynają udaną karierę – słyszę od Maćka. A jego ukochana dodaje tylko, że liczne kłótnie i rozstanie po czasie tylko pomogły jej utwierdzić się w przekonaniu, że decyzja była może zbyt pochopna, ale skoro została już podjęta, trzeba doceniać to, co umożliwiła.
O wiele trudniej jest Katarzynie i Kamilowi. Trzydziestoletni dziś mieszkańcy Łodzi pięć lat temu również zgodnie zadecydowali, że nie czas na dziecko. – Czasu na namysł było wiele, bo długo walczyliśmy, by uzbierać na wyjazd do Niemiec. Wszystko działo się już trochę w ostatnim możliwym momencie. Jadąc tam bardzo się więc cieszyliśmy – wspomina Kamil.
Jednocześnie dodaje, że dla niego już wtedy była to bardziej radość z tego, że odetchnąć z ulgą może jego przerażona ciążą dziewczyna. Sam cieszył się nawet, gdy pierwszy raz usłyszał, że zaszła. – Ostatecznie to decyzja kobiety, nie mogłem protestować. Nie mogłem jednak potem nie zadręczać się tym, dlaczego ona nie uwierzyła, że dalibyśmy radę – stwierdza.
Syndrom poaborcyjny?
Niedługo po tych wydarzeniach zakończyli studia i szczególnie Kamil rzucił się w wir pracy. Jak wspomina Kasia, znikał na całe dnie, szukał dodatkowych obowiązków, mówił tylko o pieniądzach. – Klasyczny scenariusz na to, by się od siebie oddalić, bo ja chciałam wciąż mieć go blisko. Dopiero po jakimś czasie doczytałam się gdzieś, że mężczyznom też przytrafia się tzw. syndrom poaborcyjny. Mnie nic takiego w zasadzie nie dopadło, ale on przyjął ten ciężar stereotypów, obciążenia społecznego za nas dwoje – ocenia.
Najchłodniej zrobiło się między nimi paradoksalnie kilka miesięcy po ślubie. Zrozumieć całą sytuację, powody niechęci do wczesnego macierzyństwa Kasi i zachowanie Kamila pomogła deska ostatniego ratunku, której ta para postanowiła szukać w terapii partnerskiej.
– Bez tego nie mielibyśmy już chyba szans. Dopiero psycholog pomogła nam, szczególnie mnie zrozumieć nie tylko ucieczkę Kamila w pracę, ale i różnice poziomu namiętności między nami. Trochę podbił ją ślub, ale kilka miesięcy później zapanował naprawdę długi celibat – żali się moja rozmówczyni.
Prof. Izdebski: Dawniej traumy nie było, ale dziś...
- Przerwanie ciąży to zawsze jest trudne doświadczenie. Nie tylko dla kobiety, ale innych osób z jej otoczenia. Wszystko zależy też o tego, na jakim etapie życia są decydujący się na aborcję partnerzy i jakie mają oni priorytety życiowe - komentuje seksuolog prof. Zbigniew Izdebski.
Dodaje jednak, że do jego gabinetu w zasadzie nie trafiają osoby, które aborcję przeżyły jako traumatyczne doświadczenie. Z punktu widzenia dobra związku większość Polaków takiej sytuacji żali się tymczasem seksuologom na to, że zgoda kobiety była wywołana tym, iż nawet nie musiała pytać partnera o zdanie, bo dobre wiedziała, iż w ciąży nie będzie mogła na niego liczyć. - Z drugiej strony znam konflikty w związkach, gdzie decyzja o aborcji jest wypominana w kłótniach, bo mężczyzna był za utrzymaniem ciąży, ale kobieta miała wówczas inne priorytety - mówi ekspert.
Prof. Izdebski zwraca jednak uwagę na inną ciekawą zależność. Z doświadczenia seksuologa wynika bowiem, że o wiele łatwiej życie po dokonaniu aborcji i trwanie w związku, w którym do tego doszło przychodzi tym, którzy na przerwanie ciąży zdecydowali się jeszcze w czasach, gdy była ona w Polsce legalna. - One mówią o tym, jako o czymś trudnym, ale nie tak bardzo traumatycznym - podkreśla ekspert.
Zupełnie inne emocje towarzyszą tymczasem tym kobietom i mężczyznom, którzy na aborcję decydowali się w obowiązujących obecnie warunkach społeczno-prawnych. - Decyzja o aborcji dla każdego i zawsze jest niezwykle trudna, ale obecnie zabieg najczęściej wiąże się z wyjazdem, a to tymczasem wymaga zwykle poszukiwania środków na to u innych. W ten sposób tylko poszerza się krąg osób zaangażowanych w naszą intymność. Świadomość łamania prawa lub obchodzenia go jest równie trudna. Obecna sytuacja w Polsce jest więc wyjątkowo niekomfortowa - podsumowuje.