Polska wietnamskiego pochodzenia Ton Van Anh i kandydatka na radną w Warszawie oraz poseł John Godson
Polska wietnamskiego pochodzenia Ton Van Anh i kandydatka na radną w Warszawie oraz poseł John Godson Fot. screen youtube.com / Grzegorz Skowronek / AG

Wybory samorządowe w Polsce to najłatwiejsza droga dla obcokrajowców, aby partycypować w lokalnej polityce. Do tego wystarczy tylko prawo wyborcze, pełnoletność i paszport kraju Unii Europejskiej. – Czeka nas coraz więcej obcokrajowców i Polaków obcego pochodzenia w polityce lokalnej – przekonują nasi rozmówcy.

REKLAMA
W zbliżających się wyborach samorządowych 16 listopada wystartuje trzynastu obcokrajowców – w tym m.in trzech przedstawicieli Niemiec i po dwóch z Włoch i Szwecji. W 2010 roku wystartowało 12 cudzoziemców i dwóch z nich zdobyło mandat radnego (Francuz i Niemiec). W skali kraju to skrajny margines, a Państwowa Komisja Wyborcza nie posiada danych na temat tego, ilu naturalizowanych Polaków kandyduje w nadchodzących wyborach. W statystykach są uwzględniani jako rodowici Polacy, chociaż nazwisko może brzmieć bardzo egzotycznie.
Wietnamski Polak
Ilu takich kandydatów z polskim paszportem i zagranicznymi korzeniami weźmie udział w wyborach, nie wiedzą również politolodzy. Przekonują, że takich badań dotąd nie prowadzono, a z ich perspektywy, ci kandydaci nie stanowią osobnej kategorii. – Tutaj nie wyróżnia się specjalnej kategorii. Będą nią osoby, które są obywatelami innych krajów UE mieszkający na terenie Polski. Wietnamczyk, który ma od wielu lat polski paszport niczym się nie różni ode mnie czy od pana – przekonuje w rozmowie z naTemat prof. Radosław Markowski, politolog Uniwersytetu Warszawskiego.
John Godson, poseł niezrzeszony nigeryjskiego pochodzenia

Osoba zagranicznego pochodzenia musi wykazać więcej zaangażowania w czasie wyborów niż kandydat, który jest Polakiem z urodzenia. Obcobrzmiące nazwisko nie przeszkadza, jeśli polityk jest pracowity i widać efekty jego pracy

Znakiem czasu jest pierwszy w historii start w wyborach do rady dzielnic i miasta w Warszawie trójki polskich obywateli wietnamskiego pochodzenia. Nga Phan Vien, Ton Van Anh i Ngo Van Tuong mogą stać się pierwszymi przedstawicielu wietnamskich społeczności w Warszawie w samorządzie. Choć oficjalnie nieznana jest liczba wietnamskich imigrantów w Polsce, to sami kandydaci szacują, że w samej stolicy może być ich 15 tys., z czego kilka tysięcy z nich głosuje wyborach.
Dlatego o ich sukcesie w głównej mierze zadecydują wyborcy spoza wietnamskich społeczności. Prof. Markowski przekonuje, że to dla nich nie problem, bo nie liczy się pochodzenie, a człowiek. – To najważniejsza sprawa. Jeśli taki kandydat decyduje się już na start, to musi mieć jakieś rozeznanie w tym czy jest znany, ceniony i szanowany. Nie są to starty na pokaz – wyjaśnia.
Obcokrajowiec ma trudniej
Podobnego zdania jest niezrzeszony poseł John Godson, z pochodzenia Nigeryjczyk, a od trzynastu lat obywatel Polski. – Dużo zależy od pracy danego kandydata i od tego, co sobą reprezentuje – mówi w rozmowie z naTemat. Polityk przypomina, że zaczynał swoją karierę polityczną od rady osiedlowej i dzięki pracowitości trafił do Sejmu, gdzie urzęduje już drugą kadencję. – Jeżeli polski kandydat daje z siebie 100 proc., to kandydat pochodzenia zagranicznego musi dać 200 proc. Bo musi zrobić coś, czym przekona wyborców, że jest właściwym kandydatem – dodaje Godson.

Prawo wyborcze

Cudzoziemcy mogą w Polsce kandydować w wyborach do danej rady w samorządzie na podstawie art. 7 ust. 1 ordynacji wyborczej. Przepisy nie wymagają posiadania polskiego obywatelstwa, a jedynie paszportu kraju UE i ukończenia 18 lat. Kandydat musi również na stale zamieszkiwać gminę, w której chce startować.

Z kolei inaczej wygląda sytuacja przy ubieganiu się o fotel wójta (burmistrza, prezydenta miasta). Tutaj posiadanie polskiego obywatelstwa jest obowiązkowe, nawet dla przedstawicieli innych krajów UE. Do rady gminy nie może kandydować również stale mieszkający w Polsce obywatel innego państwa członkowskiego UE, jeżeli został pozbawiony biernych praw wyborczych zgodnie z przepisami państwa, którego jest obywatelem.

Polityk przyznaje, że czasem pojawiają się również wyrazy niechęci ze strony wyborców. – Są tacy, którzy powiedzą mi: "wracaj do Afryki" – przyznaje nasz rozmówca. Polska jest etniczną mozaiką, choć nie taką jak inne kraje europejskie. W Puńsku i Sejnach są Litwini, którzy żyją tam z dziada pradziada. Nierzadko ich nazwiska są obcobrzmiące, ale każdy z tamtych mieszkańców wie, kim są ci ludzie. Podobnie jak Niemcy na Śląsku i Białorusini w Siemiatyczach. – W Puńsku 70 proc. obywateli jest pochodzenia litewskiego i oczywistą sprawą jest, że są tam polscy kandydaci litewskiego pochodzenia – podkreśla politolog z UW.
Zdaniem Markowskiego czeka nas udział coraz większej liczby obcokrajowców i Polaków obcego pochodzenia w polityce samorządowej. Napływ emigrantów w Polsce w ostatnich latach nie jest mocno odczuwalny, to największa fala dopiero przed nami. – Czego wypadałoby nam życzyć, ponieważ się wyludniamy, ale na razie nie jest to zjawisko w skali makro – dodaje.
dr hab. Rafał Chwedoruk, politolog

Polskie społeczeństwo jest tu dużo mniej konserwatywne niż wykazywałaby to nasza postawa w innych aspektach życia publicznego Czytaj więcej

John Godson zauważa, że po wejściu Polski do UE staliśmy się bardziej otwartym krajem. Wielu polskich obywateli wyjeżdża za granicę, Polska staje się atrakcyjniejsza dla obcokrajowców, gospodarka się poprawia – a to przyciąga imigrantów. – A im więcej ich będzie, tym więcej wśród z nich znajdzie się społeczników i politycznych aktywistów. Zczasem udział tych osób w polskiej polityce będzie większy – kwituje.