Lidia Popiel: "Kobiety czterdziestoletnie mówią, że mają 35 lat...Czemu to w ogóle służy?!"
Pharmaton Geriavit
17 listopada 2014, 10:17·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 listopada 2014, 10:17
Świat nie należy tylko do młodych. Lidia Popiel, znana i ceniona fotografka twierdzi, że życie zaczyna pełniej smakować dopiero po 50-tce. - Choć twierdzi, że wiek nie ma większego znaczenia. Ta szalenie optymistyczna, dojrzała i piękna kobieta, która umiejętnie łączy pracę z pasją, została ambasadorką akcji Energetyczni 50+ powered by Pharmaton Geriavit. Tej samej, z którą współpracował wcześniej jej mąż, Bogusław Linda.
Reklama.
Wybacz, że zaczynam od pytania o wiek. I mam nadzieję, że nie zabrzmi to jak fałszywy komplement, ale w ogóle nie wyglądasz, jakbyś skończyła 50 lat. Wyglądasz absolutnie pięknie. Gdzie tkwi tajemnica?
A dziękuję bardzo, właściwie to skończyłam już 55 lat (śmiech). Ale niestety, nie ma żadnej tajemnicy. Młodość to po prostu pernamentny zachwyt tym, co się dzieje dookoła nas. Życiem, w ogóle. Taka, trochę dziecięca, ciekawość świata. No, chyba że chcesz wiedzieć jakiego kremu używam (śmiech).
Nie, zostawiam to pismom urodowym. Twoja sesja zdjęciowa z dwunastką Energetycznych 50+... Czy było w niej coś wyjątkowego? Coś, co szczególnie miło zapamiętałaś? Czy to po prostu sesja, jak każda inna?
Przede wszystkim, motyw przewodni tej sesji był bardzo fajny. Ludzie po 50-tce, którzy są aktywni i mają w życiu jakąś pasję. Przełamywanie takich schematów jest wspaniałe i potrzebne. Poza tym, dojrzałe osoby świetnie się fotografują. Ale nie spodziewałam się, że każda z nich będzie prawdziwą bombą energetyczną i że od każdej z nich będzie można zarazić się tą pasją, energią, ich życiowym optymizmem.
Całość zajęła nam trzy dni pracy, ale to wynik wielu rozmów, przygotowań. To nie jest tak hop-siup. Trzeba było wymyślić wszystkie detale, wybrać bohaterów, którzy znaleźli się w tym kalendarzu. I wszyscy dzielnie znosili moje pomysły. Może na zdjęciach tego nie widać, ale było kilka trudniejszych momentów. Filip Chodzewicz, nasz współpracownik, miał trudne zadanie (śmiech). Musiał oblać jednego z modeli, żeglarza, szklanką wody. Prosto w twarz. I to było dla niego straszne przeżycie, bo on jest takim kulturalnym młodym człowiekiem...Nie mógł się się przemóc. Oczywiście to, że zdjęcia się udały, jest zasługą całej ekipy. To zrozumiałe, że ja tylko przychodzę na gotowe (śmiech).
Twoje zdjęcie też jest w kalendarzu, prawda?
Tak, jako jedno z pierwszych i czuję się zaszczycona (śmiech). Każdy z Energetycznych 50+ miał zdjęcie portretowe, które nawiązywało do jego pasji, zainteresowań, życiowych aktywności.
Ja, na swoim portrecie, mam aparaty fotograficzne zawieszone na szyi. Nikt nie miał na mnie innego pomysłu (śmiech).
Z każdym z modeli spotkałaś się wcześniej?
Nie ja, ale Ewa Wajnert - która stylizowała i wymyślała szczegóły dotyczące stroju i wyglądu modeli. Oczwiście, fotografie mają swoje prawa. Ale staraliśmy się zachować zupełnie naturalny styl tych osób, które na nich pozują. Szczególnie morsa (śmiech).
Jeszcze nie widziałam tego portretu...
Pozuje wyłącznie w czapce i rękawiczkach... Oj? (śmiech).
Hmm, zobaczę w takim razie. Jestem ciekawa, czy poczułaś się zainspirowana? Zaczniesz uprawiać tai chi, wsiądziesz na rower i przemierzysz Europę...? Znalazłaś coś interesującego dla siebie?
Każdy ma tą swoją ukochaną pasję, w której czuje się najlepiej i która daje mu energię. Ja myślę, że do końca życia będę fotografować, to jest dla mnie najważniejsze. Jest taka życiowa mądrość: „jaki jest najlepszy sposób na dobrą starość? Zaharować się na śmierć!” - i myślę, że ja tak właśnie zrobię. Praca jest fajna.
Teraz zadam Ci banalne pytanie: dlaczego zaangażowałaś się w tą akcję?
Przeciwko schematom i szufladkowaniu. Dla mnie sztywne myślenie, chodzenie utartymi ścieżkami i wpychanie ludzi w role - które niekoniecznie im pasują - jest najgorszym, co może się zdarzyć. Niewygodnym, obniżającym jakość życia. Do wyrzucenia.
Stereotypy nie pozwalają ludziom się ruszyć. Człowiek dopasowuje się do tych schematów, które społeczeństwo mu narzuca, bo nie chce być wyalienowany. Chce czuć się akceptowany i zgadza się na wiele rzeczy.
Niestety, schemat mamy taki, że 50-latek jest już dziadkiem i powinien zachowywać się jak dziad. Siedzieć spokojnie na tyłku, nie ruszać się - żeby przypadkiem nie zrobić sobie krzywdy. I pod żadnym pozorem nie sprawiać kłopotu otoczeniu.
Nieee, ta granica chyba przesunęła się już wyżej, w okolice 60-tki...
Oj, uważaj co mówisz (śmiech). Mieliśmy w trakcie tej sesji kilka osób po 60-tce i mogłyby Cię zaskoczyć.
Domyślam się :) Lidia, kiedy przyszedł Twój najlepszy okres w życiu?
Zawsze taki był. Każdy miał swoje jasne i ciemne strony....
Pytam, bo często słyszę - zwłaszcza od kobiet - że życie zaczyna się po 30-tce, 40-tce albo 50-tce. Każdy ma swoją granicę. Jestem ciekawa Twojej.
Każdy ma inną granicę, bo każdy ma inny powód. Ja nie myślę w takich kategoriach, że po trzydziestce coś się zaczyna, a coś innego się kończy. Że czegoś mi już nie wypada. Nie dzielę swojego życia na dekady. Wiek nie może być wyznacznikiem dobrego albo złego okresu w życiu. Prędzej jakieś ważne wydarzenie, zmiana sposobu myślenia. Coś, co ma na nas wyraźny wpływ. Ale wiek? Niee, wiek nie jest granicą, nie jest żadnym wyznacznikiem.
Chyba jednak większość ludzi nie ludzi się przyznawać, ile ma lat. A Ty wystąpiłaś w akcji, gdzie od razu zakomunikowałaś światu, że skończyłaś 50-tkę...
Wiesz co? To jest zupełnie bez sensu. Kobiety trzydziestoletnie mówią, że maja 25 lat, a kobiety czterdziestoletnie, że mają 35 lat... Czemu to w ogóle służy? Niczemu!
Co więc powiedziałabyś takiej schematycznej, polskiej 50-latce?
Żeby nie martwiła się wiekiem. I żeby zachowała w życiu równowagę, bo to ona jest najważniejsza. Że warto o siebie zadbać, polubić i zaakceptować. Jeśli ona nie ma wokół siebie ani jednej osoby, która akceptuje ja taką, jaka jest – niech sama będzie dla siebie tą jedną, jedyna osobą. A cała reszta niech spada!