
Krytycy filmowi jeszcze przed premierą gromią "Obce ciało" Krzysztofa Zanussiego – film o katolickim chłopaku prześladowanym przez feministki. Ale reżyser się nie zraża. Mimo wątpliwej jakości tej pracy, znalazł sposób, by zamknąć usta malkontentom. Wystarczy mówić, że kto podnosi rękę na jego dzieło, ten dyskryminuje katolików i zapisał się do feministycznej bandy pod dowództwem Magdaleny Środy.
Młody katolik trafia do dużej korporacji, gdzie okazuje się, że szefostwo nie akceptuje jego religijnej postawy. Czuje się prześladowany i "pada ofiarą prawdziwego mobbingu" ze strony kobiet, radykalnych feministek. Tak można streścić główny wątek filmu "Obce ciało", który zadebiutuje w Polsce już 5 grudnia.
"Obce ciało" - zgodnie z przewidywaniami "Kac Zanussi". To wyglada jak campowa parodia jego starych filmów kręcona przez drugoligowy kabaret (bo te z telewizora zrobiłyby to śmieszniej). Jeszcze mnie boli.
"Ciało obce" w zasadzie mogłoby być bardzo interesującym filmem erotycznym z mocnym wątkiem sadomasochistycznym i lesbijskim. (…) Za mało jest tutaj lateksu, za mało pejczy, za mało przemocy; myślę, że Zanussi bardzo chciał, ale jednak się trochę bał. Niesłusznie, naprawdę niepotrzebnie. Gdyby Zanussi dokonał radykalnej transgresji artystycznej, miałbym z tego filmu jeszcze więcej uciechy, niż mam.
To nie jest film o tym, czy gorliwemu katolikowi wolno nosić w pracy na palcu różaniec, ani o tym, czy feministki lubują się w wyuzdanych pejczach. To jest film, który pokazuje istotę najważniejszego ideowego sporu naszych czasów: pomiędzy czystym materializmem a światem z duszą, i to niekoniecznie katolicką.
Najciekawsza w tym wszystkim jest postawa samego reżysera. Sawicki krytykuje stanowisko, które polega na "wtłaczaniu w schematy starcia katolików z feministkami", ale przecież robi to właśnie Zanussi. Dowodem jest choćby jego wywiad dla weekendowej "Rzeczpospolitej", w którym mówi, że płaci cenę za "niezgodność z główną linią". Co więcej, stawia też tezę, że to prof. Magdalena Środa przyczyniła się do chwilowej blokady jego filmu, bo w komisji PISF-u zasiadają jej zwolenniczki. "Zresztą ten film nie znalazł się też na festiwalu w Gdyni, co jest oczywistym despektem" – narzeka.
