Blogerzy, jak głosi obiegowa opinia, dostają prezenty. Ostatnio jedna z firm zorganizowała spotkanie, z którego każdy zaproszony wyszedł z laptopem. Jakoś nie udało mi się dotrzeć. Nigdy też nikt nie wpadł na pomysł, żeby coś przysłać mi "do testów". Nie sprawdzałem więc nowych telefonów, komputerów, ofert, wyjazdów. Nic takiego. Aż do dziś. Dziś moje blogerskie życie się zmieniło. Dostałem pierwszą propozycję testowania.
Biuro Informacji Kredytowej zapytało, czy mógłbym sprawdzić ich Profil Kredytowy Plus. Zgodziłem się. Pieniądze to ciekawy temat. Zaglądanie do kieszeni jest kuszące. Oczywiście bardziej kusi zaglądanie do kieszeni cudzej, niż własnej. Cudzych kieszeni BIK mi niestety nie oferował. Profil pozwala sprawdzić tylko siebie. Zrobiłem to i zastanawiam się właśnie czy było warto.
Nie jest to usługa dla wybranych. Za pełny Profil Kredytowy Plus zapłaciłem 36 złotych własną kartą. Gdybym chciał wiele raportów w ciągu roku, mógłbym kupić za 79 złotych roczny abonament pozwalający na kompulsywne odświeżanie danych o własnych finansach dla maniaków wiedzy o stanie konta (Michał Szafrański?)
Na razie jednorazowe doświadczenie dostarczyło mi wystarczającej przykrości.
Lubię wygrywać, być pierwszym na mecie, zawszę walczę o złoty medal. Tak już mam, że lubię rywalizację i lubię w tej rywalizacji zwyciężyć. Raport BIK tymczasem okazał się dla mnie przykrym zaskoczeniem. Niestety - nie zdobyłem w nim ani złotego, ani srebrnego medalu. Na pięć możliwych do otrzymania gwiazdek w scoringu, ja sięgnąłem zaledwie po trzy. W ocenie punktowej, w której zdobyć można od 192 do 631 punktów, mi udało się osiągnąć 420. Tak sobie - myślę. Gdzie jest więc u licha brakujące 211 punktów, które w BIK dałyby mi złoty medal?
Trzeba poszukać.
Poszukiwania utraconych punktów zaczynam w największej pozycji wśród swoich długów, czyli w kredycie hipotecznym. Spłacam go od 2007 roku. Zaciągnąłem we franku, który wtedy polecali wszyscy doradcy kredytowi. BIK całkiem dużo wie o moim kredycie. Zna nie tylko sumę, czas spłat, ratę, odsetki, pełną "historię zobowiązania", ale też ma punkt "kondycja zobowiązania". Może tu kryje się odpowiedź o brakujące punkty w scoringu?
Scoring, to jak tłumaczy BIK, "punktowa ocena ryzyka kredytowego". I dalej wg BIK: Polega ona na określeniu wiarygodności kredytowej klienta na podstawie porównania jego profilu z profilem klientów, którzy już otrzymali kredyty. Im bardziej profil danego klienta jest podobny do profilu klientów terminowo spłacających swoje kredyty w przeszłości, tym wyższą ocenę punktową otrzyma ten klient. Wyższa ocena punktowa oznacza większe prawdopodobieństwo, że dany klient będzie terminowo spłacał swoje kredyty. Do wyliczania ocen punktowych stosowana jest odpowiednia, starannie opracowana formuła matematyczna.
Rating w BIK obniżać mogą: opóźnienia w spłacie rat, wykorzystanie limitu kredytowego oraz duża aktywność kredytowa. To ostatnie w moim przypadku odpada. Od dawno nie uległem żadnej pokusie kredytu. Mam hipoteczny oraz dwie karty kredytowe.
W hipotecznym raport BIK wykrył następujące problemy: w kwietniu tego roku spóźniłem się z ratą o 4 dni (musiałem zapomnieć), poprzednio z ratą (5 dni) spóźniłem się w grudniu 2008 i jeszcze raz we wrześniu 2008 (4 dni). Wydaje mi się więc, że jestem dość terminowym dłużnikiem. Najwyraźniej "starannie opracowana formuła matematyczna" uznała inaczej. To tyle o kredycie hipotecznym. Będę miał jeszcze czas go monitorować. Spłacać będę go jeszcze 23 lata.
Czas sprawdzić karty kredytowe. Karta numer 1 ujawnia problemy. W kredycie hipotecznym moje opóźnienia mieściły się w zakresie 0-30 dni. Na kredytowej tymczasem pozycja "Najgorszy historyczny status płatności" informuje, że kiedyś spóźniłem się o 31-90 dni. To już poważny dłużnik. Dokładna kontrola historii karty ujawnia przykrą prawdę: dość regularnie spóźniam się z płatnościami minimalnych sum. Mam konta w trzech różnych bankach (zawsze byłem ciekaw różnych ofert) więc zapominam co i kiedy muszę zapłacić. W ciągu ostatnich 12 miesięcy trzy razy spóźniłem się z płatnością, raz o 40 dni. System przyznał mi za to żółte ostrzeżenie. Na drugiej karcie takiego problemu nie mam. Z tamtego konta korzystałem po prostu częściej.
BIK pozwala sprawdzić także zobowiązania "z sektora niebankowego". Ja z jego usług nie korzystam. Można także dokładnie przyjrzeć się wszystkim kredytom, które wzięło się w ostatnich latach. Z sentymentem (ale i ze zgrozą) żeglowałem przez raty kredytu na samochód sprzed kilku lat dziwiąc się, jak mogłem zaciągnąć w jednym z banków tak drogą pożyczkę.
Raport kredytowy daje więc ciekawą wiedzę historyczną. Myślę, że zlikwiduję kłopotliwą kartę kredytową i sprawdzę za kilka miesięcy, jak wpłynie to na ranking w BIK.
Informacja kredytowa może mieć jednak także bardzo aktualny sens. Przekonałem się o tym, gdy we własnym banku złożyłem wniosek o nowy produkt. Wkrótce dostałem SMS z BIK z informacją, że poproszono o moje informacje kredytowe. Dlaczego to może być przydatne? Dlatego, że alerty mogą ostrzec jeśli ktoś próbuje wyłudzić kredyt na nasz dokument tożsamości. Będą też dla nas informacją, jeśli u różnych doradców kredytowych pytamy o kredyt hipoteczny. Doradca mówi, że sprawdzi możliwości w na przykład trzech bankach. BIK da nam znać, czy naprawdę sprawdził w trzech, czy poszedł od razu do tego, w którym ma najwyższą prowizję.
Kilka milionów Polaków zbiera punkty w różnego rodzaju programach lojalnościowych poświęcając temu wiele uwagi. BIK jest takim właśnie programem lojalnościowym, w którym zbieramy punkty, czy tego chcemy, czy nie. Gdyby edukacja ekonomiczna stała w Polsce na wyższym poziomie, to wszyscy zdawaliby sobie sprawę, że liczba punktów w BIK jest znacznie ważniejsza niż tych na karcie lojalnościowej stacji benzynowej. Punkty w BIK możemy wymienić na lepszy kredyt, który pomoże nam oszczędzić sporą sumę. Te na stacji zwykle na jakiś chiński towar za kilka złotych. Wybór co zbierać wydaje się oczywisty.