
Reklama.
Kim jesteś, jeżeli nie jesteś youtuberem?
Martin Lechowicz: Jestem twórcą, po prostu.
Jaka jest różnica między youtuberem a twórcą?
Kiedyś to było to samo. W pierwszych latach YouTube był miejscem, gdzie można było tworzyć bez całej tej otoczki komercji i presji współczesnego świata. Teraz się to zmieniło w taki wyścig statystyk, wpływów i popularności. Tworzenie staje się coraz mniej ważne. A ten serwis to nie jest jedyne miejsce, gdzie można coś tworzyć i publikować. Nie wiem dlaczego youtuber stał się synonimem twórcy.
Myślę, że brakuje słów, by nie powtarzać ciągle vloger, twórca…
Tak, brakuje, ale one też ewoluują.
Kim dla ciebie jest fan?
Nie lubię tego słowa. Myślę jak to powiedzieć, żeby nie używać wulgaryzmów… Fan to jest konsument, kiedyś był to ktoś kto wspiera. Za czasów PRLu to był ktoś, kto lubił twórcę i chciał mu pomagać. Obecnie ten konsument niczym nie różni się od tej osoby, która stoi w kolejce po karpia na Boże Narodzenie albo kupuje wódkę. Fan już nic nie znaczy, to tylko numerek w statystykach.
A kto ciebie ogląda jeśli nie fani?
Ludzie, których traktuję z podejściem jak przyjaciół. Zmieniłem swoje podejście z ilości, żeby przejść trochę w jakość. Ilość nie przekłada się w nic, w co warto inwestować. Słuchają mnie ludzie, którym coś zostaje z tego co tworzę, a nie numerki.
Podchodzą do ciebie na ulicy?
Pewnie, nawet wczoraj podeszła do mnie jedna osoba. Rzadko zdarza mi się, żeby ktoś chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie, czy wziąć autograf. Zwykle chce pogadać i to jest mój cel.
Jak można cię określić? Ttwórca? Bard?
Sam nie wiem. Myślę, że nie pasuję do tych czasów. Te nazwy, które kiedyś pasowały, obecnie ewoluują w tę stronę, z którą nie mam już nic wspólnego. Bard jest chyba najlepszym określeniem. Niestety, po czasach Kaczmarskiego stało się ono zbyt dumne. Bard to nie był wieszcz, tylko ktoś kto grał wesołe rzeczy po knajpach, a przy okazji chciał coś ważnego przekazać – to chyba by do mnie pasowało.
W swoim nagraniu stwierdziłeś, że youtuberzy nie mają do siebie szacunku. Dlaczego?
Jak tak patrzę na produkcję tych najpopularniejszych, to nawet bym im nie dał do zawiązania sznurówek do butów. Nie wiem czy oni w ogóle istnieją jako ludzie. Jak człowiek zaczyna być popularny, to tę popularność traktuje jak narkotyk i dla niej jest w stanie zrobić wszystko. Człowiek potrafi zostać ostatnią cyniczną świnią tylko po to, aby mieć widzów i nie uważa, że traci własną osobowość.
Porównałeś subskrypcję do numerów w obozach koncentracyjnych. Nie za ostro?
Pewnie dlatego ludzie tak oglądali ten filmik (śmiech). Lepiej byłoby gdybym porównał je do NIPu albo PESELu. Nie chodzi mi o żadne okrucieństwa wojenne, tylko o katalogowanie ludzi. Przez nie człowiek jest numerkiem, nawet nie jest podmiotem, a staje się przedmiotem do ewidencjonowania.
To jakie masz cele oprócz rozgłosu?
Chcę, aby moje życie publiczne było przedłużeniem życia prywatnego – to trochę unikalne podejście jak na Polskę. Doszedłem do wniosku, że to się sprowadza do 3 rzeczy: pierwsza to wolność, czyli prawo człowieka żeby być sobą i dążyć do własnych marzeń, zamiast bycia posłusznym. Druga to Bóg, a trzecia to jest robienie po prostu jaj. Nawet mi się to łączy do kupy i wszystko się fajnie uzupełnia.
Śledzisz jakieś kanały?
Już nie, nie wiem co się teraz dzieje na YouTube. Czasem ktoś mi linka prześle, ale ja nie subskrybuje nikogo. To poziom gimnazjum, on do mnie nie trafia. Lubię Kubę Jankowskiego, on miał fajne podejście. Poznałem go i jak dla mnie jest cały czas sobą.
Rozczarowałem się Lisim Piekłem. Dziewczyna fajnie robi swoje filmy, ale ostatnio zobaczyłem z nią wywiad z Orange Video Fest i powiedziała, żeby nie brać jej dosłownie i że tak naprawdę jest inną osobą, a na YouTube gra. Dla mnie to obrzydliwe zjawisko. Nie wiem czy ona odróżnia kiedy jest sobą, a kiedy gra. Chociaż z drugiej strony nie spodziewam się żeby Cyber Marian był taki na co dzień. Gracjan Roztocki jest tutaj miłym zaskoczeniem. Kiedyś myślałem, że nie można upaść tak nisko, żeby śpiewać o kupie, ale zaczynam mieć dla niego szacunek.
Dostałeś zaproszenie na Orange Video Fest?
Eee nie. Czasy mojego bum były ileś lat temu. Nie jestem już zauważany. Nawet jakbym dostał, to i tak bym nie pojechał. Wtedy, kiedy zaczynają się powiązania twórców z dużym biznesem, to kończy się ich niezależność, a zaczyna robić się produkt. Od początku mówiłem, że ja tego połączenia nie trawię.
Czym w takim razie jest dla ciebie YouTube?
Jest to odpowiednik telewizji tylko w internecie, a tak właściwie to coś gorszego. Nad telewizją jeszcze ktoś panuje, a YouTube ma wszystkie minusy telewizji i coraz mniej jej plusów. Jest w niej porządek, ale też kontrola. Na YouTube niby każdy może publikować, ale w praktyce to nie za bardzo działa. Trzeba mieć kontakty, reklamować, płacić za te reklamy, a że nikt go nie kontroluje, to drastycznie spada jego jakoś. Cała firma ma pogardliwe podejście do klientów. Bardziej przypomina mi PRL, ale taki jest skutek monopolu.
A nie jest po prostu tak, że zazdrościsz, a innych youtuberów krytykujesz, dlatego że nie zarabiasz na swoim kanalei?
No może, może. Jakoś to sobie wytłumaczyć trzeba. A tak poważniej, zarabiam na YouTube dokładnie tyle samo ile zarabiałem w szczycie popularności, czyli zero. Skoro mi to wtedy nie przeszkadzało, to dlaczego teraz by mi miało zacząć przeszkadzać?
Nie, nie chodzi tutaj o zarabianie. To fantastyczna rzecz kiedy można żyć z tego, co się lubi, a do tego samemu sobie będąc szefem. Rzecz w ogóle nie w zarabianiu, bo tu raczej o sławę toczy się bitwa, nie o pieniądze. Tylko przez sławę rozumiemy oczywiście "suby". O sławę może jeszcze mógłbym być zazdrosny, ale tego owocu to się już najadłem i smakuje tylko na początku. Potem się zmienia w konieczność, a przyjemność tworzenia zmienia się w strach przed niepowodzeniem. Pewnie, że chcę być znany. Ale chcę być znany z czegoś innego, niż tylko z tego, że jestem znany.
Ocenianie wartości życia nie powinno bazować na subach i lajkach, a ja chcę jednak, żebym po latach mógł patrzeć na swoje życie i zobaczyć, że zrobił z nim coś wartościowego. Że zmieniłem kawałek świata na lepsze, że dałem ludziom coś, co w nich zostało, a nie tylko uzbierałem punkty w grze, która jest tak naprawdę bieganiem za własnym ogonem. Tyle.