Szef "Solidarności" w rozmowie w RMF FM argumentował dlaczego nie powinno się zamykać kopalni na Śląsku. Jednym z powodów wymienionych przez Piotra Dudę była specyfika śląskiej rodziny, w której to jedynym zarabiającym jest mężczyzna, a kobieta zajmuje się dziećmi.
Robienie czarnego PR-u
– Śląsk jest specyfiką. Nawet model rodziny jest taki, że mąż pracuje, żona wychowuje dzieci – tłumaczył Konradowi Piaseckiemu Piotr Duda.
Jednak w rzeczywistości, taki model rodziny jest tyle pożądany, co niewykonalny dla większości Polaków. Pozwolenie sobie na sytuację, w której jedna osoba może zająć się dziećmi jest niemal niemożliwe. Czy to właśnie utrzymania takiego status quo żądają górnicy, a może Piotr Duda zupełnie nieświadomie doprawia im gębę i robi czarny PR? I czy rzeczywiście "śląska rodzina" jest homogenicznym tworem, który opiera się wszelkim zmianom cywilizacyjnym?
Siła tradycji
Rodzina jest niezwykle ważna dla wszystkich Polaków, jednak każdy region w inny sposób definiuje jej kształt i zwyczaje. Na Śląsku rzeczywiście przez lata ukształtował się model, w którym to mężczyzna jest jedynym żywicielem i najważniejszym członkiem gospodarstwa domowego. Dr dr Elżbieta Leks-Bujak z Politechniki Ślaskiej w swoim artykule "Rola i wartość tradycyjnej rodziny górniczej, dawniej i obecnie" wyróżniła trzy rodzaje tej komórki społecznej, przyporządkowane do okresu w historii.
Najstarszą z nich jest "rodzina tradycji".
Pracująca żona była przed wojną na Śląsku rzeczywiście powodem do hańby. W 1931 roku pracowało tam zaledwie 24 proc. kobiet. 25 marca 1926 roku Sejm Śląski pod wpływem opinii publicznej i Kościoła uchwalił ustawę celibatową o zwolnieniu z pracy nauczycielek mężatek.
Górnik pracował przez dwanaście godzin, a jego wyjście do pracy i powrót do domu wiązały się z licznymi rytuałami. Małżeństwo nie mogło się żegnać pokłócone, wszak nie było pewności, czy mężczyzna wyjdzie z kopalni żywy. Po powrocie obowiązkiem żony było umycie górnikowi pleców. Jednak i dzień pracy w kopalni się skrócił, i czasy się zmieniły.
Rodzina Śląska dzisiaj
Doktorka Leks-Bujak w swoim artykule jako drugą wymienia "rodzinę wielkich zmian", czyli tę powojenną. Wówczas zmniejszyła się jej liczebność, praca zawodowa kobiety była akceptowalna, ale nadal nie stanowiła powodu do dumy, jednak autorytet ojca nadal był bardzo silny.
Współczesne badania, m.in. te, które przeprowadziła profesor Urszula Swadźba z Zakładu Socjologii Ogólnej Uniwersytetu Śląskiego świadczą jednak o dużym postępie. Wykazały one, że niepracujące górnicze żony to fikcja. I nie jest to wcale nowe zjawisko. Według badań profesor Swadźby, aż 60 proc. ankietowanych mieszkanek Śląska miało pracujące matki.
Ciekawie w badaniu wypadły też inne kwestie. 26 proc. respondentów zadeklarowało, że za zarabianie pieniędzy rodzinie odpowiedzialny jest mężczyzna, a 7,8 proc., że kobieta. Jednak większość uznała, że zapewnienie bezpieczeństwa materialnego należy na równi do męża i żony. Jako ciekawostkę można dodać, że rodowitą Ślązaczką jest Magdalena Ogórek, wystawiona przez SLD jako kandydatka na prezydenta.
Górnicy nie są więc tym samym społeczeństwem, co kilkadziesiąt lat temu mimo że kluski śląskie i modra kapusta nie zmieniają się od lat. Śląsk nie jest regionem, który opiera się transformacjom społecznym. Oczywiście nie jest to argument za tym, by zamykać kopalnie, ale działa to też w drugą stronę. Utrwalony tradycyjny obraz nie może być hamulcem zmian, bo one i tak zaszły, czy się to Piotrowi Dudzie podoba, czy nie.
Tradycyjna rodzina górnicza charakteryzowała się przede wszystkim hierarchicznym układem pozycji swoich członków. Pozycja ojca była najsilniejsza i najwyższa, podporządkowane jej były pozycje wszystkich innych osób, także matki. Autorytarny, pracowity i pobożny ojciec dbał o rodzinę, przynosił do domu wypłatę, którą sumiennie oddawał żonie. Praca stanowiła niekwestionowaną wartość, prawie rodzinną świętość, przeżywaną w religijnym sensie, otoczoną domową modlitwą i kultem św. Barbary na kopalni.