
Roszczeniowa postawa, udawanie żebraków w maszynach wartych fortunę i żądania, by przehandlować życie sąsiadów z Ukrainy za ruble, które przestały płynąć z rosyjskiego rynku po wybuchy wojny na Wschodzie – to wszytko powody, przez które protestujący na drogach rolnicy irytują nie tylko "miastowych", ale i... innych rolników. – Te blokady organizują ludzie działający tylko i wyłącznie we własnym imieniu. W polskim rolnictwie pracuje prawie 2,5 mln ludzi. I nie mają czasu na protesty, bo zap...ą – słyszymy od gospodarzy z Lubelszczyzny i Kaszub.
– Nie życzę sobie, żeby moje miasto było najeżdżane! Mają KRUS, dotacje unijne, więc o co teraz chodzi?! – oburzała się prezenterka Jolanta Pieńkowska. – Odp...cie się od Warszawy, barany! To nie jest "siedziba wrogiej władzy, którą trza zdobyć, by zająć jej miejsce", ale normalne miasto! – wtórował jej reżyser i publicysta Andrzej Saramonowicz. Gdy w środowy wieczór Tomasz Molga ujawniał w naTemat milionowe majątki uczestników ostatnich rolniczych protestów, w podobnej bezpardonowej krytyki polskich rolników było tylko więcej.
W sprawie budzących największe emocje strat związanych z sankcjami trzeba zrozumieć, że zapłaciliśmy cenę za ryzyko, którym było masowe i łatwe ukierunkowanie eksportu na wschód. Żaden porządny rolnik nie został jednak przez sankcje na całkowitym lodzie. Rolnictwo to biznes, a dobry biznes musi być mieć odpowiednią amortyzację.
I nie jest w tej surowej ocenie odosobniony. Na blokujących drogi pod egidą rolniczych OPZZ i “Solidarności”równie cięci są na Kaszubach. – Trzeba głośno krzyczeć, że te blokady i najazdy na miasta organizują ludzie działający tylko i wyłącznie w imieniu swoim. Przecież to jest może maksymalnie kilka tysięcy osób. W polskim rolnictwie pracuje tymczasem prawie 2,5 mln ludzi – zwraca uwagę w rozmowie z naTemat Witold Radtke, który prowadzi tzw. średnie gospodarstwo od kilkunastu lat ukierunkowane na ekologiczny chów trzody chlewnej.
Nie wszystkim z nas wiedzie się choćby tak dobrze, jak tym hodowcom ze ściany wschodniej, którzy inspirują obecne protesty, ale rolnicy w swojej znakomitej większości nie mają zamiaru płakać nad swoim losem na ulicach. Wie Pan, dlaczego? Bo robią to, o czym kiedyś Władysław Frasyniuk w telewizji głośno i wprost powiedział przy okazji innych strajków. Nie mają czasu na protesty, bo zapier...ą!
Trzeba dogadać się z Rosjanami, bo nic z tego nie będzie. A Kopacz i Sawicki muszą podać się do dymisji, skoro nie potrafią znaleźć nam rynków zbytu... Czytaj więcej
