Ostatnie protesty rolników związanych z OPZZ i "Solidarnością" nie wzbudzają sympatii wielu ich kolegów po fachu, którzy nie mają czasu na strajki.
Ostatnie protesty rolników związanych z OPZZ i "Solidarnością" nie wzbudzają sympatii wielu ich kolegów po fachu, którzy nie mają czasu na strajki. Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta

Roszczeniowa postawa, udawanie żebraków w maszynach wartych fortunę i żądania, by przehandlować życie sąsiadów z Ukrainy za ruble, które przestały płynąć z rosyjskiego rynku po wybuchy wojny na Wschodzie – to wszytko powody, przez które protestujący na drogach rolnicy irytują nie tylko "miastowych", ale i... innych rolników. – Te blokady organizują ludzie działający tylko i wyłącznie we własnym imieniu. W polskim rolnictwie pracuje prawie 2,5 mln ludzi. I nie mają czasu na protesty, bo zap...ą – słyszymy od gospodarzy z Lubelszczyzny i Kaszub.

REKLAMA
Z rogatek Warszawy co prawda znikają powoli setki ciągników, którymi chciano zablokować stolicę, ale przewodzący rolniczemu OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych Sławomir Izdebski w czwartek dał jasno do zrozumienia, że jego ludzie wracają po prostu na blokady, które już wcześniej rozbili na drogach regionalnych. Spór z rządem się nie kończy, a Izdebski zapowiada, że w najbliższym czasie "będzie się cyklicznie rozrastał".
Rozrastanie się parad maszyn wartych setki tysięcy złotych, zza kierownicy których protestujący wykrzykują często prorosyjskie hasła i grzmią, że rząd poprzez sankcje poświęcił ich dobrobyt w zamian za solidarność z Ukraińcami, zapewnia jednak rolnikom cyklicznie tylko więcej wrogów niż sojuszników. Szczególnie ostro z tymi rolniczymi protestami obeszli się znani warszawiacy, którzy też stanowczo zaprotestowali. Przeciwko tak kuriozalnym protestom w ich mieście.
Bo każdy rolnik to warchoł...
– Nie życzę sobie, żeby moje miasto było najeżdżane! Mają KRUS, dotacje unijne, więc o co teraz chodzi?! – oburzała się prezenterka Jolanta Pieńkowska. – Odp...cie się od Warszawy, barany! To nie jest "siedziba wrogiej władzy, którą trza zdobyć, by zająć jej miejsce", ale normalne miasto! – wtórował jej reżyser i publicysta Andrzej Saramonowicz. Gdy w środowy wieczór Tomasz Molga ujawniał w naTemat milionowe majątki uczestników ostatnich rolniczych protestów, w podobnej bezpardonowej krytyki polskich rolników było tylko więcej.
Sławomir Izdebski i jego poplecznicy sprawili bowiem, że rolnicy są znowu grupą uważaną za najbardziej bezpodstawnie roszczeniową. Za sprawą działań inspirowanych przez byłych polityków Samoobrony, wizerunek rolnictwa legł w gruzach podobnie, jak było to za czasów Andrzeja Leppera.
logo
Były senator Samoobrony, a dziś szef rolniczego OPZZ Sławomir Izdebski oskarżany jest przez niezrzeszonych w jego związku o dorabianie polskiemu rolnikowi "mordy warchoła". Fot. Marcin Onufryjuk / Agencja Gazeta
– Znowu widzimy rolnika jako cwanego buraka, który wysłowić się nie potrafi, ale kłamie prosto w oczy, że taki biedny jest choć ewidentnie tego po nim nie widać – mówi Józef Wrona, sadownik z Lubelszczyzny. Po zamieszaniu wokół Ukrainy jego interesy też nie idą najlepiej, ale nie ma najmniejszego zamiaru solidaryzować się z tymi, którzy wyjechali ciągnikami na ulice.
Józef Wrona
sadownik z woj. lubelskiego

W sprawie budzących największe emocje strat związanych z sankcjami trzeba zrozumieć, że zapłaciliśmy cenę za ryzyko, którym było masowe i łatwe ukierunkowanie eksportu na wschód. Żaden porządny rolnik nie został jednak przez sankcje na całkowitym lodzie. Rolnictwo to biznes, a dobry biznes musi być mieć odpowiednią amortyzację.

I wystawia bardzo surową ocenę kolegom po fachu, którzy blokują drogi. Zdaniem Wrony, "mordę warchoła całemu rolnictwu" dorabia dziś środowisko stanowiące mieszaninę trzech grup, które już od początków III RP najbardziej szkodzą wizerunkowi polskich gospodarzy.
– Po pierwsze, to aspirujący politycy. Po drugie wspierający ich rolniczy oligarchowie. Reszta to zwykli głupcy i tych jest oczywiście najwięcej, co wyraźnie słychać w każdej relacji z blokad. To takie zwykłe prostaki z dawnych PGR-ów, którzy jak tylko idzie gorzej, chcą od razu od państwa. Nawet jak dobrze zarabiają, to się cały czas czegoś boją, bo nie wiedzą do końca, co robią. Łatwo więc nimi manipulować. Szczególnie, że spora część siedzi dodatkowo w kieszeniach u tych, których nazwałem oligarchami – ocenia rolnik.
Kiepska reprezentacja
I nie jest w tej surowej ocenie odosobniony. Na blokujących drogi pod egidą rolniczych OPZZ i “Solidarności”równie cięci są na Kaszubach. – Trzeba głośno krzyczeć, że te blokady i najazdy na miasta organizują ludzie działający tylko i wyłącznie w imieniu swoim. Przecież to jest może maksymalnie kilka tysięcy osób. W polskim rolnictwie pracuje tymczasem prawie 2,5 mln ludzi – zwraca uwagę w rozmowie z naTemat Witold Radtke, który prowadzi tzw. średnie gospodarstwo od kilkunastu lat ukierunkowane na ekologiczny chów trzody chlewnej.
Witold Radtke
hodowca trzody z Kaszub

Nie wszystkim z nas wiedzie się choćby tak dobrze, jak tym hodowcom ze ściany wschodniej, którzy inspirują obecne protesty, ale rolnicy w swojej znakomitej większości nie mają zamiaru płakać nad swoim losem na ulicach. Wie Pan, dlaczego? Bo robią to, o czym kiedyś Władysław Frasyniuk w telewizji głośno i wprost powiedział przy okazji innych strajków. Nie mają czasu na protesty, bo zapier...ą!

logo
Zdaniem rolników, aspirujący politycy to jedna z grup najbardziej szkodzących rolnictwu. Na zdjęciu reklama działacza Polski Razem na rolniczym proteście w Kielcach. Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta
Zdaniem doświadczonego na gospodarstwie 63-latka, powodów do rolniczych protestów mogłoby się znaleźć wiele, ale minione lata pokazały, że skuteczniej wygrywa się raczej dzięki skrzyknięciu zajmującej się podobnym profilem działalności grupy i stanowczym negocjacjom z potencjalnymi odbiorcami i rządem, a nie strajkami.
Życie Ukraińców a świniaki polskie
Paweł Wróblewski
rolnik z Jasionki na łamach "Dziennika Wschodniego"

Trzeba dogadać się z Rosjanami, bo nic z tego nie będzie. A Kopacz i Sawicki muszą podać się do dymisji, skoro nie potrafią znaleźć nam rynków zbytu... Czytaj więcej

Witold Radtke zwraca też uwagę na prorosyjskie nastawienie protestujących, które wielu skutecznie odstręcza od choćby minimalnego sympatyzowania z tym protestem. – Krew mnie zalewa, gdy słyszę ich pretensje do naszego rządu, że nie dogadał się z Putinem. My tu na Pomorzu mamy sporo ludzi z powojennych przesiedleń z Ukrainy, którzy wciąż mają tam rodziny i o nie teraz codziennie drżą. Jak na przykład mój sąsiad i przyjaciel, też rolnik. I ja mam teraz jego bliskich za świniaka przehandlować?! – pyta.