W Polsce zaczęła się piwna rewolucja. Zamiast Żywca i Tyskiego coraz więcej konsumentów wybiera niszowe piwa z browarów rzemieślniczych
W Polsce zaczęła się piwna rewolucja. Zamiast Żywca i Tyskiego coraz więcej konsumentów wybiera niszowe piwa z browarów rzemieślniczych fot.Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Reklama.
Małe jest wielkie
Rewolucja piwna jest faktem. Podsumowując 2014 rok, Grupa Żywiec (marki Żywiec, Warka, Królewskie) poinformowała, że zysk netto spadł z 271 mln do 159 mln złotych. Aktualnych danych nie opublikował jeszcze największy producent piwa w Polsce, Kompania Piwowarska (Tyskie, Lech ). Poprzednio menedżerowie informowali o 4-procentowym spadku sprzedaży.
W Żywcu zwalają winę na pogodę, twierdząc, że było za zimno. W Kompanii prezes tłumaczył, że było zbyt ciepło, a w upał przekraczający 30 stopni konsumenci wolą orzeźwić się wodą mineralną. Obie firmy proszą dziennikarzy, aby nie zapisywać ich potknięć na konto sukcesów małych browarów.
Jednak to tym ostatnim, zgodnie z obserwacjami sklepikarza, biznes rośnie jak na drożdżach. Mają już kilkanaście procent rynku. Produkcja Browaru Amber wzrosła o prawie 10 procent przekraczając 200 tys. hektolitrów. – Największa różnica jest jednak taka, że Tyskie i Żywiec wydzierają sobie klientów na nieustających promocjach w Biedronce i Lidlu, schodząc z ceny do 2 zł za puszkę. – My sprzedajemy piwa po 5 zł i ledwo wyrabiamy się z produkcją – mówi Marek Skrętny, dyrektor marketingu browaru Amber
Większe wymagania
Zdaniem blogera Tomasza Kopyry, koncerny w ciągu kilku najbliższych lat mogą stracić nieco udziału w rynku, ale tak czy inaczej uda im się utrzymać około 80 proc. jego całkowitej wartości. Ale choć w ujęciu ilościowym zmiana nie będzie bardzo duża, najprawdopodobniej czeka nas jakościowa rewolucja: regionalne i rzemieślnicza piwa diametralnie zmienią oczekiwania Polaków wobec złotego trunku.

Zmiany, które dzieją się na naszych oczach, nie wywrócą rynku piwa do góry nogami. Ale są na tyle głębokie, że możemy mówić o rewolucji, bo nie będzie już powrotu do czasów, gdy w sklepach był tylko głęboko odfermentowany, jasny lager z wielkiego koncernu.

Małe browary walczą z dużymi jakością, nie ilością. Piwo robione tradycyjnie powstaje około 40 dni. Duże koncerny nie mogą pozwolić sobie na produkcję piwa w ten sposób, ponieważ zwyczajnie by im się to nie opłacało. Dlatego browary przemysłowe robią skondensowany ekstrakt piwny, następnie rozcieńczają się go wodą i nasyca CO2 (metoda „high gravity” ). Piwo takie leżakuje od 5 do 12 dni, a dzięki pasteryzacji może czekać na klienta nawet pół roku.
logo
Andrzej Przybyło założył własny browar gdy piwna korporacja zepsuła jego ulubiony trunek Browar Amber
Zepsuli mu piwo, więc założył browar
Właściciel Ambera Andrzej Przybyło, rolnik z Bielkówka, był jednym z pierwszych, którzy postawili się piwnym korporacjom. 20 lat temu lokalne browary padały łupem dużych piwnych grup. Między innymi Żywiec przejął gdański Browar Wrzeszcz i na dodatek zaczął majstrować przy produkcji ulubionego piwa rolnika Heveliusa oraz Kapera – zlecając ich produkcję browarowi w Elblagu. Przybyło miał doświadczenie w napojach, bo oprócz uprawy roli prowadził też niewielką wytwórnię wody mineralnej. Dlatego, wbrew znanemu przysłowiu, postanowił napić się piwa z własnego browaru.
Przybyło założył, że kiedyś piwosze wrócą do tego, co dobre i różnorodności piwnych stylów, zamiast wałkowanego w milionach hektolitrów przemysłowego lagera. Na taką „sprawiedliwość dziejową” czekał prawie 20 lat. W tym roku podjął szaloną decyzję – wleje na rynek 3 do 6 premierowych piw, produkowanych w niedużych partiach 200 hektolitrów. Cena takiego limitowanego piwa przekroczy 5 złotych. – Konsumenci chcą próbować coraz to nowych smaków. Szokująca jest liczba nowo-powstających knajp, gdzie z beczek leje się nawet 20 gatunków piw – mówi Marek Skrętny.
Na ratunek browarowi
Historia rolnika-browarnika nie jest jedyna. W 2008 roku niemiecki właściciel browaru w Olsztynie zdecydował o sprzedaży biznesu, w miejscu zakładu wybudowano apartamentowce. Ale znalazła się grupa desperatów-amatorów, którzy ryzykując pieniądze zdołali tchnąć nowe życie w jedną z hal przemysłowych Browaru Kormoran. Produkowane tam piwo zbiera dziś międzynarodowe nagrody.
Szacuje się, że już około 150 tys. osób warzy piwo w domu. Wyszkolili się na tzw. brewkitach – nachmielonych ekstraktach słodowych w puszkach. Część z nich przeszła do kolejnego etapu i zaczęła samodzielnie warzyć piwo ze słodu. Z nich rekrutują się nowe gwiazdy branży piwowarskiej jak Ziemowit Fałat, wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Piwowarów Domowych, a obecnie główny piwowar i autor receptur browaru Pinta. Jego udziałowcami są także Grzegorz Zwierzyna i Marek Semla. Pinta stała się znana dzięki piwu Atak Chmielu oraz temu, że browar jest do wynajęcia dla każdego, kto chce uwarzyć w nim swoje piwo. Podobnych kontraktowych browarów jest jeszcze 11 (Alebrowar z Gościszewa, Browar Zamkowy z Radomia). Każdy produkuje nietypowe piwa, których ceny sięgają nawet 9 złotych za butelkę. Nabywcy wciąż się jednak znajdują, co pokazuje potencjał rynku.
Ile kosztuje własny browar
Oczywiście, że produkcja małych browarów to kropla w morzu piwa. Dla porównania zbiorniki z piwem w Żywcu sięgają 4 pięter. Popularny mały browar restauracyjny Bierhalle zajmuje teren kilkudziesięciu miejsc parkingowych w centrum handlowym arkadia w Warszawie. To, co uwarzą „na parkingu”, płynie potem rurami do „kija” w restauracji, ewentualnie rozlewane jest do butelek.
Stworzenie browaru „pod klucz”, wraz z zakupem w renomowanej firmie niezbędnych urządzeń, to wydatek 1–2 mln złotych. Kto tyle nie ma, wynajmuje browar do uwarzenia piwa według swojego przepisu. A jeśli i na to nie ma pieniędzy, to zbiera je na którymś portali crowdfundingowych – jak zrobili założyciele browaru Kraftwerk.
Jak daleko zajdzie piwna rewolucja? Sami rewolucjoniści szacują, że skończy się ona jak w USA, gdzie po latach upijania się Budweiserem, Amerykanie sięgają po produkty małych, rzemieślniczych browarów. Jest ich ponad 2 tys. i każdego roku powstaje 300 kolejnych.