– YouTube nie jest tu jeszcze tak popularny, jak u nas. Wiele osób może to dziwić, ale tak naprawdę cały japoński internet jest gorzej rozwinięty niż w Polsce – mówi youtuber Krzysztof Gonciarz, który poznaje ten kraj od blisko roku. Okazuje się, że polskie wyobrażenie o niesamowicie futurystycznej Japonii jest mitem, który powstał w latach 80-tych. Czymś, czego moglibyśmy się nauczyć od Japończyków, jest za to zaufanie społeczne, które widać niemal na każdym kroku.
Krzysztof Gonciarz: W Tokio, w dzielnicy Shibuya. Jest to główne centrum rozrywkowe miasta. Sporo tu night klubów, restauracji, love hoteli.
Jesteś doskonale znany użytkownikom YouTube, którzy śledzą twoje video relacje. Ale wyjaśnijmy wszystkim, jak trafiłeś do Japonii?
Przyjechałem tu w lutym ubiegłego roku, aby wraz Marcinem Konstantynowiczem zrobić serię filmów na swój kanał na YouTube. Miało to trwać pięć tygodni. Ten czas minął nam bardzo szybko i w zasadzie nawet nie zdążyłem poczuć, że jestem w Japonii. Wszystko oglądałem przez obiektyw kamery.
I postanowiłeś nie wracać.
Dokładnie tak, Marcin wrócił do kraju, a ja nie poszedłem na samolot. Zacząłem poznawać ludzi, zaprzyjaźniać się z nimi, dzięki czemu czułem się tu coraz lepiej. Do Polski wróciłem dopiero po dwóch miesiącach.
Bo musiałeś?
Nie mam nic przeciwko mieszkaniu w Polsce, na pewno wrócę. Póki co mam jednak ogromny apetyt na bycie tutaj i dalsze poznawanie Japonii, otworzenie tutaj biznesu.
Nie miałeś szoku kulturowego?
Odwiedziłem już kiedyś Japonię, ale był to w zasadzie dwutygodniowy wyjazd wakacyjny. Interesowałem się tym krajem, choć może nie na bardzo geekowskiej płaszczyźnie. Od początku bardzo chciałem go poznać, dekodować... Zadawałem sobie wiele pytań o to, dlaczego dana rzecz czy zjawisko wygląda tak, a nie inaczej. Jest tu bardzo dużo kwestii, nad którymi trzeba się odrobinę dłużej zastanowić, bo są zupełnie inne niż u nas.
Na przykład?
W Tokio na ulicy nie można palić papierosów, choć można to robić w lokalach, czyli nie można palić na świeżym powietrzu, a można w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie ludzie niepalący będą śmierdzieć od papierosów. Jeśli dmuchnąłbyś w kogoś dymem na ulicy, to policjant może zwrócić ci uwagę, a nawet wlepić mandat. Na pewno będzie to również obraza dla tej osoby, że palisz przy niej. Przyjeżdżając do Japonii, otrzymujesz zupełnie inny zestaw zasad życia społecznego i zastanawiasz się, dlaczego tak jest, w jaki sposób się dostosować i czy ma to w ogóle sens. Ja mam takie podejście, aby nie przyjmować tego wszystkiego bezkrytycznie, tylko zastanawiam się, czego można by się z tego nauczyć.
Czyli tych niuansów jest sporo.
Każdy kojarzy Japonię z takimi rzeczami jak anime, manga, hostess cluby itd.. Natomiast mnie strasznie interesowała codzienność i drobne niuanse. W Japonii na przykład nie wypada pić napoju, kiedy się idzie, co kontrastuje z tym, że wszędzie są automaty z napojami. Są dosłownie na każdym kroku. Ale jak już kupisz puszkę, to wypada stanąć z nią gdzieś z boku, bo picie w biegu jest raczej uważane za “plebejskie”.
Ustaliłeś, dlaczego tak jest?
Można to tłumaczyć savoir-vivrem. Myślę, że oni do końca sami nie wiedzą, dlaczego tak jest. My też do końca nie wiemy, dlaczego robimy pewne rzeczy w dany sposób. Japończycy długo myją zęby, znacznie dłużej niż my. Koleś potrafi siedzieć i szczotkować je przez 5 - 10 minut, oglądając przy tym serial w telewizji. Gdy spytałem, dlaczego myje tak długo, on zapytał, dlaczego ja myję tak krótko.
Jedno z najpopularniejszych japońskich powiedzeń to “gwóźdź, który wystaje zostanie uderzony pierwszy”, to jest dobra metafora wielu aspektów życia Japończyków: nie wychylać się, myśleć kolektywnie, za wszelką cenę unikać bycia problemem dla innych osób.
Japonia kojarzy się z krajem zasad. Słusznie?
Japończycy są dosyć sztywni, panuje tu bardzo dużo konwenansów, odnośnie zachowania. Przestrzegają ich nawet osoby, które na zdjęciach z Tokio wyglądają na groźnych buntowników - wszystkie te modne nastolatki z fantazyjnymi fryzurami, kurtkami w ćwieki i butach na koturnie są tak samo dobrze wychowanymi osobami jak wszyscy inni. Kiedy jesteś z innego kraju, to oczywiście wiele z tych wymagań cię nie dotyczy. Z jednej strony Japończycy rozumieją, że jeśli ktoś nie wychował się w tej kulturze, to nie można od niego oczekiwać cudów. Z drugiej, nawet jeśli "zagraniczny" dobrze gra według ich zasad, to nie do końca jest to doceniane. Jesteś obcy, więc rób co chcesz, bo pewnie i tak narobisz obciachu.
Rząd Japonii chce wysłać Japończyków na przymusowe urlopy, bo naród jest przepracowany. Czy według twoich obserwacji, ich kult pracy jest chorobliwy, czy raczej jest czymś, co powinno się doceniać i naśladować?
Myślę, że Japończycy są jednak na chorobliwym poziomie. Nie pracowałem w tutejszej firmie, natomiast obserwuję ludzi od roku. Mam wielu znajomych i widzę, że w Japonii pracuje się bardzo dużo, ale nie jest to praca wysoce produktywna. Dużą część czasu pracy tylko udają, że coś robią. Albo zawieszają się na mechanicznych czynnościach, nieskutecznych procesach które po prostu wykonują niczym komputer zatrzymany w pętli, bez pytania czy jest to produktywne. Panuje tu zwyczaj, że nie wypada wyjść z pracy, jeśli szef jeszcze siedzi. Do tej pory pracownicy muszą sobie coś wymyślić do roboty.
Jak długo siedzą w biurach?
Dwanaście godzin na dobę, a nawet więcej. Teoretycznie w kontrakcie masz ustalone 8 godzin pracy, ale często wypada przyjść godzinę wcześniej, zostać godzinę później (albo pięć), w środku dnia masz przerwę na lunch, której nie wlicza się do czasu pracy. Moja znajoma grała wedle tych zasad, pracowała 11 godzin i usłyszała od szefowej, że mało się przykłada do pracy. A jak doliczysz do tego dojazd po 40 minut w jedną stronę, okazuje się, że nie masz czasu na nic poza pracą.
Spotykasz Polaków pracujących w Tokio?
W Japonii jest około 700 Polaków osiedlonych na stałe. To na tyle mała grupa, że trudno wyciągać wnioski, czym Polak może się tu zajmować. Naprawdę fajne jest zaś to, że ci, którzy tu są, zwykle robią fajne rzeczy. W Japonii panuje negatywny stereotyp gaijina, który uczy angielskiego. Najczęściej Australijczyka - jest to postrzegane przez Japończyków za najprostszą pracę, jaką może wykonywać obcokrajowiec. Umiesz mówić swoim ojczystym językiem, więc taką pracę wykonujesz. Polacy, choć też oczywiście czasami uczą tu angielskiego, generalnie robią tutaj dość fajne i bardziej wymagające rzeczy. Pomijam fakt, że angielski jest dla nas językiem obcym, ale z tutejszej perspektywy nie ma to dla nikogo znaczenia - Japończycy nie zawsze wiedzą, że Polska ma własny język.
A co robią Polacy? Rozmawiałem jakiś czas temu z Piotrem Grochowskim, który mieszka w Chinach. Też uczy angielskiego i bardzo sobie to chwalił.
Znam naprawdę wiele fajnych osób, które tu się odnalazły. Są to programiści, jedna osoba zajmuje się animacją dwuwymiarową, ktoś inny zajmuje się animacją gier wideo, jedna pani z Polski pracuje od lat w telewizji NHK.
Czyli wspólnym mianownikiem są raczej technologie.
Wiesz, mówimy o 700 osobach, a ja znam dziesięć z nich. Za Polakami, którzy tu mieszkają niemal zawsze stoi jakaś ciekawa historia. Przyciągnęły ich tu najróżniejsze rzeczy. Jednego od dziecka pasjonowała manga, a druga interesowała się lalkami japońskimi i zieloną herbatą. Trzeciemu za młodu matka puszczała filmy Kurosawy. Tych historii jest bardzo wiele, chciałbym kiedyś zrobić cykl reportaży na ten temat.
W jednym z odcinków pytałeś na ulicy Japończyków o Polskę. Jak oceniasz ich świadomość naszego kraju?
Średni poziom znajomości Polski nie jest wysoki, natomiast zaskakująco często ludzie kojarzą jakieś luźne fakty na temat naszego kraju. Ciekawe jest to, że w Tokio można studiować polonistykę. Robią to osoby na tyle zainteresowane naszym krajem, że chcą uczyć się polskiego od zera. Dla mnie jest to takie... czarujące. Co ciekawe, poziom polskiego na tej uczelni jest całkiem niezły, byłem bardzo miło zaskoczony rozmawiając z tamtejszymi studentami po polsku.
A nazwiska? Kojarzą kogoś poza Chopinem?
Lewandowskiego [śmiech]. Z tym Chopinem to trochę mit powielany w naszym kraju. To zawsze ładnie wygląda w prasowych nagłówkach, że Japonia uwielbia Chopina, ale przez rok bycia tutaj spotkałem może ze dwie osoby, które kojarzyły to nazwisko. A w trakcie sondy ulicznej, do której nawiązujesz, żadna osoba nie znała Chopina. Zdecydowanie częściej rozpoznają Lecha Wałęsę, czasami Andrzeja Wajdę. Kojarzą niestety Polskę z piciem i zimnem.
Ile można zarobić w Tokio?
Oczywiście nie podam ci dokładnej odpowiedzi, ale myślę że na starcie można dostać 2000-3000 dolarów. Ludzie żyją też za mniej, ale to jest pensja, dzięki której można żyć w miarę normalnie. To około 200-300 tys. jenów.
Żyć normalnie, czyli wynająć mieszkanie, pokój?
Tak, tak. Mieszkania są małe. Trzeba się liczyć z tym, że jak się przyjeżdża do Japonii, to, nie będzie się miało wielkiego apartamentu. Jeśli chodzi o codzienne koszty życia, to za lunch zwykle płaci się 800-1500 jenów (25-45 zł). Najtańsze przekąski typu onigiri (kulka ryżu w glonach nori z np. tuńczykiem) to 3-6 zł. Podstawowe napoje w automatach kosztują podobnie: 100-150 jenów (3-5 zł). Średnie koszty jedzenia nie są zaporowe, choć nie jest problemem wylądować w lepszej restauracji sushi i za osobę zapłacić 900 zł.
Właśnie, jak jest z jedzeniem? Będąc na Filipinach, bardzo się zawiodłem, bo wydawało mi się, że Azja oznacza zawsze dobre jedzenie z punktu widzenia Europejczyka.
W Japonii jedzenie jest moją ulubioną rzeczą. Nie przesadzając, to jeden z głównych czynników, dla których chciałbym tutaj mieszkać. Niesamowite jest to, że jest ono dobre i zdrowe jednocześnie. Idziesz do pierwszej lepszej knajpy i to, na co trafisz, przeważnie będzie zdrowie. Są oczywiście wyjątki, ale średni poziom jakości jedzenia jest niewyobrażalnie wysoki. Stany Zjednoczone to przeciwny koniec skali, tam trzeba się starać odżywiać zdrowo. W Japonii Colę zastępujesz zieloną herbatą, frytki ryżem, ketchup sosem sojowym, popijasz zupą miso, jesz glony nori – te wszystkie składniki mają niesamowicie pozytywne oddziaływanie na zdrowie ludzkiego organizmu, a są przy tym pyszne. Żeby odżywiać się tu niezdrowo, trzeba by się postarać.
Japonia kojarzy się z sushi, tymczasem w jednym z filmików mówisz, że to nie jedyny przysmak w tym kraju.
Japończycy często jedzą sushi, ale nie jest tak, że nie ma tu niczego innego. To rzeczywiście jeden z głównych elementów jadłospisu, szczególnie jeśli uwzględnimy np. sashimi, które występuje w izakayach, czyli japońskich knajpach (chodzi mi o to, że surowe ryby je się nie tylko w sushi barach). Rameny są chyba popularniejsze niż sushi i przeciętny Japończyk zdaje się częściej chodzić właśnie na ramen.
Mieszkam w tym samym miejscu od kilku miesięcy, mam już z dziesięć ramen-shopów w okolicy i każdy jest pyszny choć kompletnie inny od pozostałych. Istnieją blogi na temat ramenów, koneserzy, którzy jedli w tysiącach ramen-shopów, budują swoją bazę danych na temat ramenu – to niesamowita sprawa. Jestem wielkim fanem pierogów, szczególnie ruskich, ale jakkolwiek by nie próbować, nie znajdzie się u nas aż tak wielkiej różnorodności w przepisach na nie.
Wyjaśnisz, czym jest ramen?
Najważniejszym składnikiem jest makaron, bo jest to rodzaj zupy z makaronem. Występuje w dziesiątkach rodzajów, w zależności od tego, na czym jest zrobiona, z jakimi dodatkami podana itd. Podstawowe rodzaje to np. ramen miso, ramen na bazie soli, ramen sojowy, ramen wołowy, ramen na sposób chiński przypominający zupę wonton. A w obrębie każdego rodzaju znajdziemy setki wariacji – bo ktoś uzna, że poszaleje z czosnkiem, ktoś inny wymyśli ramen serowo-maślany na bazie wieprzowiny z sosem sojowym. Każdy ramen może być inny. Najpopularniejszy w Japonii ramen jest zrobiony na wywarze z koście wieprzowych, tzw. tonkotsu. Zupa jest gęsta, o jasnym zabarwieniu które powstaje w wyniku wielu godzin gotowania szpiku. To jest naprawdę coś niesamowitego...
Kolejnym skojarzeniem z Japonią, są niesamowite technologie. Przynajmniej w teorii, jest to ich światowa stolica. Rzeczywiście jest to aż tak uderzające?
Myślę, że nie do końca. Tokio jest bardzo imponujące jako miasto, przez swoje rozmiary i architekturę. Urbanistyka jest niesamowita i mi się to kojarzy z technologią, bo jak to widzisz, przypominają się anime cyberpunkowe. Ale znaczna część z tych skojarzeń to już przeszłość. Na przykład Akihabara, czyli to, co kojarzy się wielu ludziom z mekką technologii, jest miejscem wyjętym żywcem z lat 80-tych. Dziś mało kto tam jeździ, poza turystami, którzy przeczytali że Akihabara jest super. Oczywiście cały czas są tam salony gier itd, ale nie widać już tam ciągłego rozwoju.
Akihabara jest teraz mekką fanów AKB48 - najpopularniejszego zespołu j-popowego, oldschoolowych salonów gier, maid cafes (restauracji, gdzie kelnerki przebrane są za francuskie pokojówki), sklepów z zakurzonymi figurkami z anime. To niezbyt fajne miejsce tak naprawdę, mimo że sam jestem geekiem, to nie byłem tam od chyba 8 miesięcy, a to tylko kilka stacji metra od miejsca w którym mieszkam. Nie ma po co. Gałęzią technologii, która najbardziej rozwinęła się w ostatnich latach, są iPhone'y. To jest współczesna “japońska technologia”.
Flagowy, amerykański produkt.
Tak. Tutejszy App Store jest większy niż w USA. Kiedyś wszyscy w metrze siedzieli z konsolami, różnymi innymi gadżetami, a teraz z iPhone'm. To ciekawe, bo poza Stanami, Japonia posiada chyba najwięcej firm, które robią telefony. Jest też coś takiego w Japończykach, że szanują rodzime firmy, a mimo to firmie Apple udało się tu bardzo mocno wejść na rynek. Duża w tym była zasługa operatora komórkowego Softbank, który kilka lat temu był drugoligowcem, a dziś dzięki sukcesowi iPhone'a ma swoje oddziały we wszystkich najdroższych okolicach Tokio. Wielkie białe fasady przypominające Apple Store. Ich maskotką jest biały pies rasy Shiba Inu, super sprawa. Niedługo wprowadzą na japoński rynek Pepper, osobistego robota-asystenta.
A jeśli chodzi o YouTube? Jest na niego boom?
Tutaj to się dopiero zaczyna. YouTube nie jest tu jeszcze tak popularny, jak u nas. Wiele osób może to dziwić, ale pod wieloma względami japoński internet jest gorzej rozwinięty niż w Polsce. Branża startupowa - jeśli weźmiemy poprawkę na wielkość obydwu krajów - nie jest zbyt prężna. Design japońskich stron internetowych trochę straszy, np. zobacz sklep internetowy Rakuten. Oczywiście pod względem biznesowym są w Japonii giganci, oprócz Rakutena może to być np. komunikator LINE, który jest tutaj popularniejszy od Facebooka, jest liderem rynku. Ten rozwój technologiczno-internetowy poszedł w inną stronę niż u nas czy w Dolinie Krzemowej. Ciekawym zjawiskiem jest to, że wciąż popularne są tu wypożyczalnie DVD. W moim odczuciu internet jest tu trochę do tyłu.
Nie ma miejscowego Gonciarza, Wardęgi?
Popularny w Japonii (podobnie jak np. w Korei) jest live-streaming, i to niekoniecznie w obrębie YouTube. Są kanały, na których jakiś koleś siedzi i coś je na żywo, albo rozmawia z fanami. To osobny świat, który raczej nie występuje na Zachodzie. YouTube próbuje z tym walczyć w Japonii, bardzo dużo inwestuje i oferuje duże promocje tutejszym youtuberom. Parę miesięcy temu rozwieszono billboardy z youtuberami. Na jednym z nich była znajoma - Chika. Miała wtedy może z 200 tysięcy subskrypcji i to wystarczyło, aby pojawić się na ulicach Tokio. Na skalę polską nie jest to dużo i taki wynik nie plasuje w czołówce.
Gdy ukazał się YouTube Rewind, podsumowujący cały rok na YouTube, jedna trzecia ujęć była kręcona w Tokio, mimo że kraj ten nie był ważny zasięgowo dla tego serwisu w 2014 roku. Ale YouTube właśnie w Tokio zbudował swoje studio, tzw. Creator Space, gdzie każdy partner YouTube może używać całej infrastruktury. Inne takie lokacje są w Los Angeles, Londynie, Nowym Jorku i Sao Paulo. Polscy twórcy wideo nie mogą liczyć na ułamek wsparcia od YouTube, jakie dostają ci japońscy. Ciekawe jest też to, że najwięksi youtuberzy w Japonii robią mniej więcej to, co robili najpopularniejsi youtuberzy w Polsce jakieś 3-4 lata temu. Popularne są zwykłe vlogi, zdecydowanie mniej spreparowane od tych, które robimy dzisiaj w Polsce. Oni pokazują swoje życie codzienne, mówią co zrobili i co zjedli.
To zaskakujące, biorąc pod uwagę wyobrażenia o tym kraju. Hotele kapsułowe, gadżety, wszechobecne konsole, o których wspominałeś itd.
Japonia była bardzo futurystycznym krajem w latach 80-tych. Była wcielonym cyberpunkiem, William Gibson - autor m.in. kultowej powieści Neuromancer - sam powiedział, że żeby zobaczyć cyberpunk wystarczy polecieć do Tokio. Powiedział to w latach 80-tych! Dziś, to co wciąż robi na nas wrażenie jako "futurystyczne", powstało właśnie w okolicach lat 80-tych i po prostu zostało do teraz. Nie wiem, kiedy powstały hotele kapsułowe, ale kojarzy mi się, że to wizja przyszłości sprzed 30-tu lat. Swoją drogą, te hotele są w Japonii naprawdę fajne. Jest tu więc dużo retro-futuryzmu, który ma swój urok, tak jak urok mają zakurzone konsole Nintendo sprzed 30 lat.
Ale są sprawy, w których Japonia jest do tyłu, takie jak np. równouprawnienie kobiet. W tradycyjnych korporacjach mąż dostaje bonus do pensji, jeśli jego żona nie pracuje – większy, niż mogłaby być jej własna pensja na starcie kariery. Kobieta w takim modelu staje się kompletnie uległa wobec mężczyzny. Ludzie patrzą na Japonię i myślą “przyszłość”, ja jak widzę takie sytuacje to myślę “USA 70 lat temu”. Zależy po prostu, na czym chcemy się skupić.
Jeśli ktoś chciałby pojechać na trzy tygodnie do Japonii, aby skonfrontować swoje wyobrażenie o tym miejscu z rzeczywistością, z jakimi kosztami musi się liczyć?
Myślę że z 10 tys. zł trzeba by mieć, aby przylecieć na trzy tygodnie. Niestety dosyć drogie są noclegi. Warto jest próbować znaleźć tani pokój na specjalnych portalach, choć niekiedy właściciele mieszkań nie pozwalają na wynajem przez turystów. Zwykłe hotele w Japonii są drogie, bo trzeba liczyć około 300 zł za noc za hotel trzygwiazdkowy. Hotele z najwyższej półki mają astronomiczne ceny, nawet do tysiąca dolarów za dobę.
Wyobrażasz sobie, że mógłbyś zamieszkać w Japonii? Masz takie plany?
Na pewno chciałbym tu posiedzieć przez kilka lat. Zobaczymy, jak się rozwiną moje dalsze losy w Japonii, ale nie sądzę, że będę tu w nieskończoność. Jest tu bardzo dużo fajnych rzeczy, ale są i takie, które mnie drażnią i męczą. Przede wszystkim to, że nigdy nie będę się tu czuł, jak u siebie. Możesz tu mieszkać 20 lat i usłyszeć komplement, że umiesz używać pałeczek, bo ktoś będzie chciał być miły dla ciebie.
Łatwo nawiązać relacje z Japończykami?
Raczej dość trudno. Ludzie traktują się tu w sposób formalny, nawet gdy są bliższymi znajomymi. Rzadko zdarzają im się spontaniczne wyjścia na miasto. Nawet jeśli chcesz się umówić ze swoim dobrym znajomym, to wypada zapowiedzieć co najmniej kilka dni wcześniej. Są oczywiście wyjątki, ale w kwestii relacji międzyludzkich, klimat jest tu zdecydowanie sztywniejszy niż w Polsce.
Dodatkowym utrudnieniem jest bariera językowa, która w Azji ma szczególny wymiar.
Często da się dogadać po angielsku, ale w większości przypadków jest to rozmowa raczej na migi niż słowa. Średni poziom angielskiego w Japonii jest bardzo niski. Ludzie uczą się angielskiego, ale z wielu powodów niezbyt dobrze im to idzie. Są perfekcjonistami, przez co boją się mówić po angielsku, aby nie powiedzieć czegoś źle. Przyswajają teorię, ale nie potrafią się dogadać.
Czyli trzeba się uczyć japońskiego.
Może nie trzeba, ale niemówienie po Japońsku zawsze będzie takim lizaniem tego kraju przez szybkę. To nie jest aż tak trudny język jak się uważa, bo mówić po japońsku i rozumieć, co ktoś do ciebie mówi jest wykonalne. Największym problemem jest czytanie i pisanie. Wiele osób dogaduje się bez dobrej znajomości kanji.
Czego oprócz języka Polacy mogliby się nauczyć od Japończyków?
Czegoś, co można nazwać zaufaniem społecznym. To jest naprawdę piękne zjawisko w Japonii. Gdy wchodzisz do restauracji, kładziesz sobie portfel albo telefon na stole i w ten sposób zajmujesz miejsce. Możesz w tym czasie iść do toalety, bo nie ma możliwości, aby ktoś ukradł twoje rzeczy. Nie chcę powiedzieć, że ludzie w Polsce kradną, ale na pewno nie ufają sobie nawzajem. Myślimy raczej, że jak tylko odwrócimy się do kogoś plecami, to ten ktoś wbije nam nóż w plecy. Tu jest kompletnie na odwrót.
Ludzie są introwertyczni, zdystansowani do siebie, ale istnieje pełne zaufanie pod względem uczciwości. Jeśli gdzieś wisi tabliczka "nie śmiecić", to nie znajdziesz żadnego śmiecia na ulicy. Chociaż w sumie tabliczka jest niepotrzebna, bo i tak nikt nie śmieci w przestrzeni publicznej. Gdy Japończycy wchodzą do metra, to stoją dokładnie tam, gdzie powinni. Nie pchają się, bo rozumieją że jako grupa, szybciej się w ten sposób przemieszczą. Chodzi o to, aby cała społeczność szła do przodu, a nie jedna osoba, która wsiada do metra za pomocą łokci. Dzielą nas od tego lata świetlne.