Polska szkoła... bezpieczna dla dzieci?
Polska szkoła... bezpieczna dla dzieci? Dawid Chalimoniuk/Agencja Gazeta
Reklama.
Musztra i kneblowanie dzieci
Kilka dni temu pisałam o procedurze wejścia sześciolatków do klasy. Zasady, jakie obowiązują maluchów w szkole podstawowej numer 2 w Legnicy, bardziej przypominają regulamin w więzieniu niż podstawówkę – dzieci ustawione w kolejności alfabetycznej, plecaki przy prawej nodze, ręce opuszczone wzdłuż tułowia, żadnych niepożądanych ruchów, żadnych dźwięków... Choć lektura regulaminu jeży włos na głowie, dyrektorka placówki jest dumna ze stosowanych w szkole metod. Tłumaczy, że odbywają się w niej też zajęcia terapeutyczne, stąd „behawioralna metoda wychowania”.
W tym samym czasie opinią publiczną wstrząsnęły doniesienia ze szkoły w Szczodrem pod Wrocławiem, gdzie nauczycielka zaklejała dzieciom usta, by je uciszyć. Do maluchów zwracała się „Irytujecie mnie, gówniarze”. Taśmę zrywała dzieciom tylko na czas śniadania, ale straszyła je, że jeśli będą niegrzeczne, to „przywiąże je do stołu”. Sprawa wyszła na jaw, bo zaniepokojona relacjami jednego z uczniów matka, włożyła mu do tornistra dyktafon. Nagranie jest wstrząsające – nauczycielka krzyczy na dzieci „zamknijcie dzioba”, przywiązuje je do krzeseł, straszy i grozi...
Oczywiście, w obu przypadkach natychmiastowo zareagowały służby – nauczycielka ze Szczodrego została zawieszona, sprawą zajęła się prokuratura. Jeśli stawiane jej zarzuty potwierdzą się, czekają ją surowe konsekwencje. – Wyrażamy głębokie ubolewanie z powodu zachowania nauczyciela. Trudno znaleźć odpowiednie słowa, by nazwać ból, jaki mogło wyrządzić wychowankom powierzonym jego opiece – napisała Edyta Małys-Niczypor, wicewójt Gminy Długołęka. Echem odbiła się także legnicka musztra – Marek Michalak, rzecznik praw dziecka zapytał, czy to wojsko czy więzienie i zalecił kontrolę.
„To niechlubne wyjątki” – uspokaja ministerstwo edukacji, komentując przypadki z Legnicy i Szczodrego. Kneblująca nauczycielka zawieszona, kurator do szkoły z więziennym regulaminem wysłany... – można pomyśleć, że sprawa zamknięta. I przyklasnąć odpowiednim służbom, że tak błyskawicznie zareagowały. Ale czy aby na pewno? Owszem, reakcja była natychmiastowa, ale przecież problem w szkołach nie pojawił się z dnia na dzień. Nauczycielka nie zaczęła wyżywać się na uczniach z godziny na godzinę, a musztra obowiązywała od miesięcy. Nikt nie widział niepokojących sygnałów? Przecież nad szkołami prowadzony jest nadzór, monitorowane są przez kuratoria... Czy naprawdę musi dochodzić do takich skandalicznych sytuacji, by niebezpieczni dla dzieci nauczyciele byli usuwani ze szkół? I to dopiero po tym, jak sprawę nagłośniły ogólnopolskie media?
Gdzie był nadzór?
Bulwersujące przypadki musztry oraz przemocy słownej i fizycznej wobec uczniów stawiają pod znakiem zapytania skuteczność nadzoru nad placówkami oświatowymi. Przedszkola i szkoły publiczne są nadzorowane dwojako: przez kuratoria oświaty (tzw. nadzór pedagogiczny) oraz przez organy prowadzące, czyli jednostki samorządu terytorialnego, które szkoły zakładają i finansują (gminy, powiaty czy samorządy województwa).
Nadzór pedagogiczny sprawują pracownicy kuratoriów, którzy są też pracownikami administracji rządowej, czyli należą do służby cywilnej. Ich zadaniem jest wizytowanie placówek oświatowych, uczestnictwo w konkursach na dyrektorów, komisjach powołanych do awansu zawodowego, analizie programów dydaktycznych realizowanych w szkole oraz w prowadzeniu ocen pracy szkoły, w tym głównie ewaluacji. Kuratorium to instytucja administracji rządowej, jego celem jest więc realizacja polityki oświatowej państwa, wyznaczanej przez Ministra Edukacji Narodowej. Słuszny zatem wydaje się postulat rodziców, którzy za krzywdę swoich dzieci domagają się przynajmniej przeprosin od MEN oraz Kuratorium Oświaty we Wrocławiu.
Gminy i powiaty, prócz prowadzania szkół (zapewnienia im warunków organizacyjnych i finansowych), również realizują politykę oświatową. Mimo równoległego nadzoru pedagogicznego realizowanego przez kuratorium, organ prowadzący ma istotną rolę w procesie wyboru dyrektorów, finansowaniu rozwoju zawodowego nauczycieli czy tworzeniu warunków do ich awansu.
Samozadowolenie kuratoriów
W sytuacjach, takich jak w Szczodrem, naturalnie nasuwa się pytanie, czy nikt nie nadzorował kneblującej nauczycielki. Nikt nie wiedział, że w legnickiej szkole dzieci obowiązuje więzienny regulamin? Otóż nie – nadzór był, i to podwójny – prowadzony przez gminę i kuratorium. Co więcej, do tej pory wyniki kontroli w obu placówkach były na tyle zadowalające, że nikomu nawet do głowy nie przyszło, na co mogą być narażone dzieci.
Przez ostatnie dwa lata Kurator Oświaty we Wrocławiu, obejmująca nadzorem województwo dolnośląskie (w tym obie „kryzysowe” szkoły) przekazywała do MEN oświadczenia, z których wynikało, że funkcja kontrolna nad placówkami sprawowana jest w sposób „skuteczny i efektywny” (A). Kurator, dokonując takiej oceny, wybiera spośród trzech opcji: A to najwyższa nota, B – działanie w ograniczonym stopniu i C - kontrola nie funkcjonuje. W praktyce, ostatniej odpowiedzi nikt nie zaznacza, bo oznaczałoby to masowe kontrole i audyty, których naturalnie chce się uniknąć.
Odpowiedź A to przejaw urzędniczego samozadowolenia i uznania, że wszystko działa tak, jak powinno. Kierowniczka dolnośląskiego kuratorium najwyższą notę wystawiła na podstawie monitoringu realizacji celów i zadań, zarządzania ryzykiem oraz wyników kontroli zewnętrznej. Na ocenę nie miała jednak wpływu opinia audytora wewnętrznego (czyżby w tak ważnej instytucji nie było audytora?), kontroli wewnętrznej (czy w kuratoriach nie ma komórek kontroli?) oraz innych źródeł informacji. Podobną ocenę kurator wystawiła za rok 2012. Rok ubiegły ma być oceniony do końca marca - ciekawe, jaką notę tym razem wystawi samej sobie urzędniczka?
Szkoły wysokich not...
W 2011 roku legnicka „dwójka” dostała oceny w przedziale od średniego po wysoki poziom (mówiąc językiem szkolnym, pomiędzy 3 a 4). Dokonując ewaluacji, nie skorzystano jednak z metody pogłębionego wywiadu z dyrektorem (przedstawiciele kuratorium nie rozmawiali z kierownikiem szkoły, którą oceniali!), nie dokonali obserwacji lekcji oraz szkoły. Szkoda, bo wtedy może zobaczyliby procedurę wejścia do klasy (o ile już wtedy obowiązywała...).
Jeszcze „ciekawiej” robi się w przypadku oceny szkoły w Szczodrem, gdzie nauczycielka kneblowała dzieci.Wyniki oceny opublikowano w styczniu 2015 roku (czyli na krótko przed tym, jak media ujawniły nagrania z ukrytego w plecaku dyktafonu). Kuratorium wystawiło placówce notę pomiędzy „średnią” a „wysoką”. Co ciekawe, jedyna ocena „wysoka” obejmowała obszar „wspomagania rozwoju uczniów, z uwzględnieniem ich indywidualnej sytuacji”. Aż strach pomyśleć, jak pracują szkoły, które kuratoryjni urzędnicy oceniają w przedziale pomiędzy „niskim” a „podstawowym”...
Błąd? Nie mój!
Kontrola ze strony kuratoriów to jedna strona medalu, drugą jest nadzór organów prowadzących. Tyle tylko, że im dość ciężko przyznać się do błędu – wójtowi, że źle wybrał dyrektora, dyrektorowi, że zatrudnił nieodpowiedniego nauczyciela. Mało który dyrektor potrafi otwarcie wyznać, że nieskutecznie nadzorował swoich podwładnych. Ostatnia sprawa to reakcja na kryzysowe sytuacje – czyli stanięcie w prawdzie i przyznanie się do błędu. Dyrektorka legnickiej szkoły (tej z musztrą), jeszcze na początku tygodnia w rozmowie z lokalnym pismem nie kryła swego samozadowolenia.
List wicewójta gminy Długołęka jest pierwszą właściwą reakcją, w której nie brakuje szczerych przeprosin. Rodzi się jedynie pytanie, czy naprawdę nie dało się zapobiec tym skandalicznym sytuacjom? Czy wcześniej nikt nie dostrzegł niepokojących sygnałów? I wreszcie – skąd tak wysokie noty w dla szkół, w których, jak widać gołym okiem, dochodzi do nieprawidłowości? Czy urzędnicy dopuścili się nierzetelności?
Prof. UW dr hab. Jolanta Itrich-Drabarek (członek Rady Służby Cywilnej, Instytut Nauk Politycznych) jest daleka od tak radykalnych ocen. Podkreśla, że przecież nie da się postawić kontrolera nad każdym nauczycielem, a na sytuacje kryzysowe składa się wiele czynników.
Prof. Jolanta Itrich-Drabarek

Jeśli chodzi o pracowników kuratorium, którzy należą do służby cywilnej, to trudno jest jednoznacznie ocenić po samej lekturze raportów ewaluacyjnych, czy została zachowany profesjonalizm i rzetelność czy nie. Ewaluacje są obecnie modne i są bardzo obciążające dla instytucji, które je przeprowadzają, jak i dla instytucji ocenianych. W takich formularzach – często technokratycznych, ale o niskim walorze użytkowym czy funkcjonalnym, umykają sprawy najważniejsze

– Nieskuteczny nadzór nie musi wynikać z niestaranności urzędniczej, ale faktu, że metodyka ewaluacji nie obejmuje pewnych obszarów w dostatecznym wymiarze – mówi naTemat prof. Itrich-Drabarek.
Może należałoby więc przekazać większe kompetencje w ręce radnych gmin? – Formalnie istnieje nadzór rady nad burmistrzami, a burmistrzów nad dyrektorami, ale w praktyce trudno mówić o bezpośrednim wpływie na dyrektorów – tłumaczy w rozmowie z naTemat Maria Szreder, radna dzielnicy Mokotów, zasiadająca w Komisji Oświaty.
Maria Szreder

Po pierwsze dlatego, że dyrektorzy mają zapewnioną autonomię działania (bez niej nie byli by dyrektorami, ale usługodawcami). A po drugie mamy jako radni często do czynienia z inercją, przyzwyczajeniami i chęcią przekazania głównie dobrych wiadomości i komunikatów „usypiających czujność radnych”

To nie tylko problem wsi...
Czasem pojawiają się komentarze, że kneblowanie dzieci i stosujące przemoc nauczycielki to problem wyłącznie małych miejscowości i wsi, bo tam ludzie boją się komuś poskarżyć, w końcu – jedna szkoła w promieniu kilku kilometrów, więc rodzice, nawet jeśli widzą niepokojące zachowania, nie chcą robić dzieciom problemów. Nie chcą rozgłosu. Ale przemoc nauczyciela względem dziecka to także problem dużych miast. Stolica nie jest tu wyjątkiem.
Mój rozmówca opowiada o sytuacji, do której doszło w jednym z warszawskich przedszkoli. Okazało się, że jedna z nauczycielek stosuje wobec dzieci przemoc – często zdarza się jej krzyczeć na podopiecznych, raz nawet podniosła rękę. Dzieciaki, wystraszone sytuacją, zaczęły skarżyć się rodzicom. Przyjęta na staż nauczycielka potwierdziła, że jedna z opiekunek ma problem z przemocą. Ale bała się o tym powiedzieć głośno, bo wtedy dyrektorka (wieloletnia przyjaciółka nauczycielki) nie przedłużyłaby jej stażu. Dopiero kiedy rodzice postraszyli dyrektorkę poinformowaniem o całej sprawie mediów, ta wysłała koleżankę na emeryturę...
Nie było żadnych konsekwencji, żadnego upomnienia... Ale to nie koniec historii. Odesłana na emeryturę kobieta wróciła do przedszkola w nowym roku szkolnym jako opiekunka innej grupy, bo dyrektorka... nie miała kogo zatrudnić. Zbulwersowani rodzice, widząc, że dla dyrektora ważniejsza od dobra dzieci jest relacja koleżeńska, powiadomili dzielnicowy Wydział Oświaty. Naczelnik przyjął ich reprezentację, ale zasłaniając się autonomią dyrektora, dał do zrozumienia, że niewiele może w tej sprawie zrobić. Czy naprawdę jakiemuś dziecku musi stać się krzywda, aby nieodpowiednie osoby nie miały wstępu do szkół i przedszkoli?
W ostatnich dniach dyskusja o szkole w Polsce sprowadza się do kłótni o to, ilu przedszkolaków rozpocznie pierwszą klasę, ilu zostanie odroczonych. Lubimy spierać się o wyniki sprawdzianów szóstoklasisty i gimnazjalisty, emocjonujemy się jednym punktem, jakiego komuś zabrakło do zdania matury. Co jednak, kiedy dzieci nie są bezpieczne? Czy organy nadzoru umieją reagować na sytuacje wymykające się formularzom budżetu szkoły, arkusza organizacji roku, czy arkusza ewaluacyjnego?
Tutaj wciąż najwięcej zależy tak naprawdę od... rodziców.
Prof. Jolanta Itrich-Drabarek

Pracownicy kuratorium mają obowiązek w procesie ewaluacji spotkać się także z nimi i od ich oceny zależy również ocena szkoły. Jeśli w szkole funkcjonuje zaangażowana w proces edukacji i wychowania dzieci Rada Rodziców, sądzę, że niedopuszczalne zachowania nauczycieli są eliminowane w zarodku

MEN razem z Fundacją Dzieci Niczyje będzie przyznawać szkołom certyfikaty bezpieczeństwa. Właśnie rusza drugi etap akcji „Bezpieczna i przyjazna szkoła”, który potrwa do 2016 roku. Zanim szkoły zostaną ocenione przez ekspertów fundacji, same ocenią swoją pracę. Pozostaje mieć nadzieję, że będzie to uczciwa samoocena...

Napisz do autora: marta.brzezinska@natemat.pl