"Atmosfera jak z 1968 roku", "lustracja według kryteriów ustaw norymberskich" – w taki sposób tygodnik "Newsweek" jest atakowany za to, że w tekście o Andrzeju Dudzie wspomniał o żydowskim pochodzeniu jego teścia. To już nie krytyka, to paranoja. – W tym tekście nie ma grama antysemityzmu. To, co zaprezentowali Karnowscy i spółka, to paranoiczne majaczenie, które przypomina sytuację, gdy złodziej krzyczy "łapać złodzieja" – mówi naTemat prof. Jacek Leociak z Centrum Badań nad Zagładą Żydów.
"Polakożerca"
Od kilku dni przeciwko "Newsweekowi" wytaczane są najcięższe działa, a słowo "antysemityzm" odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Awanturę rozpętał jeden fragment z tekstu przedstawiającego sylwetkę kandydata PiS na prezydenta, w którym opisano kim są i jakie poglądy mają członkowie rodziny jego żony. Według tygodnika, fakt, że diametralnie różnią się one od poglądów Dudy, mógł w przeszłości wpływać na jego wybory polityczne.
Dlaczego Duda kilkanaście lat temu dołączył do Unii Wolności? – pytają autorzy tekstu. I odpowiadają:
Dalej można się dowiedzieć, że "pewne jest", iż profesorowi nie było i nie jest po drodze z "poglądami typowej konserwy". Podobnie jak jego córce i innym członkom rodziny. To kontekst, potem pada np. wniosek, że sztabowi Dudy nie jest łatwo w kontaktach z rodziną kandydata.
Histeria
Tyle wystarczyło, by rozpętać awanturę. Na redakcję "Newsweeka" sypią się gromy, a w atakach przoduje środowisko braci Karnowskich. Zaproponowano już nawet, by pisać listy protestacyjne do niemieckiego wydawcy tygodnika, który jest wyjątkowo wyczulony na żydowskie kwestie. Wypowiedzieli się również politycy, na czele z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, któremu publikacja "Newsweeka" przypomina marzec 1968 r. i który uważa, że "panowie kierujący 'Newsweekiem' powinni zniknąć z życia publicznego'".
W tym potoku zarzutów i oskarżeń giną odmienne głosy. Ciekawe jest to, jak do sprawy podchodzi syn profesora Kornhausera i szwagier Dudy. “Formułowanie zarzutów wobec autorów tekstu tylko dlatego, że użyli sformułowania ‘Żyd’ wydaje mi się absurdalne i kuriozalne. Wręcz odniosłem wrażenie, że istnieje w Polsce jakiś rodzaj przewrotnego, zakamuflowanego antysemityzmu, zgodnie z którym nie wolno używać publicznie słowo “Żyd”, bo się może komuś źle kojarzyć. Takie stawianie sprawy jest cyniczne” – napisał.
Podobnie mówił dziś w TOK FM dr Robert Sobiech, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Jak stwierdził, temat okazał się po prostu wygodny dla tej części prawicy, która prezentuje określoną wizję historii, w tym rolę Żydów. – Co się działo z filmem "Ida"? W pewnym momencie odezwały się środowiska prawicowe, które odwoływały się do wątku Żydów, który był tam pokazany jako część historii Polski – skomentował.
Z kolei wydawca tygodnika, najwyraźniej ku rozczarowaniu tropiących antysemityzm, napisał, że oskarżenia są absurdalne i bezzasadne, " a ich celem jest naruszenie renomy tygodnika, który jest powszechnie znany z walki z wszelkimi przejawami dyskryminacji, w tym z antysemityzmem".
Antysemicki kręgosłup
Z całej tej dyskusji płynie jedno, bardzo ważne pytanie – czy przypomnienie żydowskiego pochodzenia albo napisanie o kimś "Żyd" to już antysemityzm? Jaki kontekst upoważnia do tego, by stawiać taki zarzut? Ci, którzy dziś atakują dziennikarzy "Newsweeka", najwidoczniej przyjmują, że już sam fakt wspomnienia o "Żydzie" jest dyskwalifikujący. Tyle że to, delikatnie mówiąc, uproszczone widzenie świata.
– To, że ktoś powie, czy napisze, że dana osoba ma żydowskie pochodzenie i w określonych kwestiach zajmuje takie czy inne stanowisko, to ja nie widzę w tym nic antysemickiego – mówi naTemat Tadeusz Jakubowicz z krakowskiej Gminy Wyznaniowej Żydowskiej. Choć nie chce się odnosić do konkretnego przykładu z "Newsweeka", prosi, by zwracać uwagę, kto, w jakim celu, w jakim otoczeniu i do kogo mówi o "Żydzie".
O tym samym przekonuje prof. Jacek Leociak z Instytutu Badań Literackich PAN i Centrum Badań nad Zagładą Żydów. Oburza się, że ktokolwiek zarzuca "Newsweekowi" antysemityzm. – Trzeba odróżnić paranoję nacjonalistyczną od języka dyskursu publicznego. Oskarżenia na podstawie jednego zdania, które padło w tekście, są absurdalne – twierdzi.
Ale czy gdyby podobne zdanie padło w prawicowej prasie, nie byłoby oburzenia? – Jeśli "Newsweek" pisze, że prof. Kornhauser jest z pochodzenia Żydem, nie ma w tym grama antysemityzmu. Jeśli napisze to pan Karnowski albo pan Stanisław Michalkiewicz, to jest to już ewidentnie antysemickie. Dlaczego? Bo cały ich kręgosłup ideowy przesycony jest antysemityzmem. Oni świat i jego mechanizmy interpretują przez pryzmat żydowski. Np. Michalkiewicz mówi, że Żydzi w ukryty sposób poruszają mechanizmami władzy. To jest ta różnica – zaznacza.
Trudne słowo "Żyd"
Zdaniem prof. Leociaka to, co obserwujemy w kontekście tekstu o Dudzie i jego teściu, to wskazówka do odczytania szerszego problemu. Chodzi o samo słowo "Żyd", które według niego ma w Polsce wybitnie negatywne konotacje. – To słowo jest nasączone negatywnymi skojarzeniami, nawarstwionym doświadczeniem historycznym obcowania Polaków z Żydami. Dlatego ludzie słowo "Żyd" omijają, ono jest w pewien sposób śmierdzące – mówi mój rozmówca.
Właśnie dlatego z jednej strony mamy osoby, które na słowo "Żyd" użyte przez wrogów i ludzi inaczej myślących reagują panicznie. Z drugiej – tych, którzy próbują "Żyda" zneutralizować". – Renata Kim z "Newsweeka" próbowała to zrobić dziś na antenie TOK FM. I sama potwierdziła, że tak się nie da. Mówiąc o profesorze Kornhauserze stwierdziła, że "przyznał się" do bycia Żydem. Jakby był jakimś przestępcą. Tak w Polsce podchodzi się do tego słowa – dodaje prof. Leociak.
– A w przypadku drugiej strony, czyli Karnowskich i spółki, sprawa jest prosta. Mówią o antysemityzmie, bo sami są antysemitami i tak im się Żyd kojarzy – kwituje.
Czyżby wpływ na ówczesne polityczne wybory Andrzeja Dudy miał jego teść, znany poeta i krytyk literacki prof. Julian Kornhauser? W 1994 r. Duda ożenił się z jego córką. Julian Kornhauser, z pochodzenia Żyd, w jednym ze swoich wierszy rozliczał się z Polakami biorącymi udział w pogromie kieleckim, za co przez prawicowców został okrzyknięty polakożercą.
Tadeusz Jakubowicz
Krakowska Gmina Żydowska
Jeśli gdzieś w prasie czy internecie pojawia się nazwisko Jan Kowalski, a w nawiasie Izaak Jakiś, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że cel jest antysemicki. Ale sama informacja o pochodzeniu to nic złego.