Nie każdy musi studiować. Niby to żadna nowość, ale jednak – szkoły zawodowe nadal trzeba promować, a o profesji mechanika przypominać, że jest pożyteczna. MEN ma w tym pomóc jeden z najbardziej rozpoznawalnych youtuberów.
Ministerstwo Edukacji Narodowej właśnie startuje z akcją #dobryZAWODnik. Kampania, której celem jest promocja szkolnictwa zawodowego, została zainaugurowana 20 marca. To nieprzypadkowy termin – właśnie teraz gimnazjaliści podejmują decyzje o dalszej ścieżce kształcenia. Mimo że edukację w szkołach zawodowych wybiera coraz więcej uczniów, to jednak wciąż potrzebuje ona promocji.
O ile jeszcze kilka lat temu wybór liceum, oczywiście tego najlepszego, które plasuje się w czołówce rankingów, był celem każdego nastolatka, to dzisiaj decyzja wcale nie jest już tak oczywista. Młodzież widzi, co dzieje się na rynku pracy, obserwuje poczynania starszego rodzeństwa czy znajomych, i rozumie, że dociążenie nazwiska trzema literkami "mgr" wcale nie jest równoznaczne z sukcesem i spełnieniem zawodowym. A czasami to spełnienie nawet uniemożliwia. Na forach internetowych coraz częściej pojawiają się pytania.
I następujące odpowiedzi.
ReZigiusz i MEN
Jednak na szkołach zawodowych i technikach cały czas ciąży odium "tej gorszej" placówki dla mniej zdolnych uczniów. Z tą krzywdzącą i nieprawdziwą opinią zamierza walczyć Ministerstwo Edukacji Narodowej. Aby uwiarygodnić swoją akcję instytucja rządowa postanowiła podjąć współpracę ze znanym youtuberem i vlogerem ReZigiuszem, czyli Remigiuszem Wierzgoniem.
Jeden z najbardziej wpływowych nastolatków w Polsce sam jest uczniem Zespołu Szkół Technicznych w Wodzisławiu Śląskim (klasa o profilu techniczno-informatycznym), temat zna więc praktycznie od podszewki. Podczas konferencji prasowej ReZigiusz podkreślał, że ze swojego wyboru jest bardzo zadowolony. Wspomniał też, że kiedy trzy lata temu sam podejmował decyzję o wyborze szkoły, jego rówieśnicy, a także młodsi koledzy radzili się go, jaką szkołę wybrać.
Kampania, którą MEN przygotowało wspólnie z vlogerem, będzie się odbywać przede wszystkim za pośrednictwem mediów społecznościowych. ReZi ma tam odpowiadać na pytania dotyczące szkolnictwa zawodowego, a także dzielić się własnymi spostrzeżeniami i doświadczeniami.
Nie będzie to jednak nachalna promocja zawodówek. – Moim zadaniem nie jest przekonanie gimnazjalistów, jaką dokładnie szkołę powinni wybrać. Celem jest odpowiedź na pytania, które dotyczą moich zajęć w szkole i praktyk, które odbywam. Mogę zachęcać i pokazywać, co jest przydatne – mówił podczas konferencji prasowej.
Na stronie ministerstwa edukacji został już opublikowany pierwszy, pilotażowy spot akcji. Prosty filmik przedstawia drogę ReZigiusza do szkoły, a także drogę minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej do pracy. Obydwoje spotykają się z okazji konferencji prasowej, inicjującej start kampanii.
2015 to Rok Szkoły Zawodowców, w ramach którego MEN chce zaprezentować gimnazjalistom ofertę szkół zawodowych i techników. – Zastanawialiśmy się kto może ich przekonać do wyboru innej szkoły, niż liceum. Uznaliśmy, że najbardziej przekonujący będzie ktoś kto ma duże poparcie i duży wpływ na gimnazjalistów w Internecie. Przy okazji okazało się, że coraz więcej i coraz chętniej filmiki Reziego oglądają rodzice gimnazjalistów. Uznaliśmy, że to najlepsza droga – tak wybór vlogera uzasadniała Joanna Kluzik-Rostkowska.
Zaangażowanie nastolatka w promocję szkolnictwa zawodowego to nie jedyne działanie MEN. Ministerstwo zamieściło na swojej stronie internetowej także Mapę Szkół Zawodowych, na którą naniesione zostały informacje o technikach i szkołach zawodowych w całej Polsce. Znajdują się tam ponadto informacje o zawodach, w których kształcą szkoły, miejscach praktyk oraz wynikach egzaminów osiąganych przez uczniów wymienionych placówek. Mapka ma być na bieżąco aktualizowana – będą się tam pojawiały wszystkie informacje niezbędne dla gimnazjalistów. Ale będzie to również narzędzie dla pracodawców – w tym miejscu mogą zgłaszać miejsca praktyk zawodowych, które organizują.
Skończyłem studia, nie mam pracy
W ostatnich latach wzrasta liczba uczniów, którzy wybierają szkoły zawodowe albo technika. Jak wynika z danych MEN, w roku szkolnym 2013/2014 liceum wybrało 51 proc. gimnazjalistów. W kolejnym roku liczba uczniów liceów zmalała aż o 5 proc. Jak podkreślała minister edukacji, po raz pierwszy od wielu lat więcej niż połowa gimnazjalistów zdecydowała się na edukację w szkołach zawodowych i technikach. Najpopularniejsze kierunki to m.in. technik ekonomista, informatyk, logistyk, technik budownictwa, mechatronik, fryzjer, kucharz czy elektryk.
Dyskusja o tym, czy lepszym wyborem jest liceum, a później studia czy raczej szkoły zawodowe i technika powraca co jakiś czas. Z jednej strony – perspektywa zdobycia dyplomu i magicznego „mgr” kusi, a z drugiej – szkoły zawodowe to konkretny fach w ręku. I większe perspektywy na to, by sprawnie wskoczyć na rynek pracy. Chociaż warto pamiętać, że wybór szkoły zawodowej czy technikum nie przekreśla przecież możliwości studiowania.
„Skończyłem studia, nie mam pracy” – takie nagłówki cyklicznie powracają w prasowych publikacjach. Jerzy Bartnik, prezes Związku Rzemiosła Polskiego mówił w wywiadzie dla „Wyborczej”, że decydowanie się na studia miało w Polsce sens, ale dekadę temu. Po ukończeniu dobrego kierunku można było liczyć na zarobki większe, niż w przypadku pracy fizycznej.
Dla porównania Ekspert przywołał przykład Niemiec, gdzie co roku licea wybiera jedynie 30 proc. uczniów. – W Niemczech wśród 19-latków 7 na 10 ma jakieś umiejętności zawodowe, w Polsce mniej niż połowa. Bardziej niż Niemcy potrzebujemy humanistów? Jakoś nie sądzę – komentował Bartnik.
Nie chodzi oczywiście o to, aby komuś specjalnie ograniczać dostęp do uczelni wyższych, ale o to, jak tłumaczył rozmówca „Wyborczej”, by ludzie zobaczyli, że „będąc stolarzem, piekarzem można godnie żyć i być szanowanym przez społeczeństwo”.
„Zawody gówno warte”
Czasami studia nie gwarantują odpowiedniego poziomu życia. Bywa, że po wieloletniej nauce absolwent trafia na rynek przesycony magistrami i koniec końców pracuje dorywczo na zmywaku, albo jako pomocnik piekarza. A może lepiej od razu skierować swoje kroki do szkoły zawodowej? Ten drugi scenariusz to chyba także mniejsze ryzyko frustracji – tu nie „straci się” kilku lat na studia wyższe, a później usilne poszukiwania pracy i/lub konieczność przebranżowienia się, a w końcu i tak zajęcia się pracą fizyczną. Nie ma też poczucia bezradności, że po studiach nie można znaleźć pracy.
Zasadniczym problemem wydaje się kwestia nastawienia do takich zawodów, jak dostawca pizzy, sprzątaczka, pani na kasie w supermarkecie czy mechanik samochodowy. Wciąż panuje krzywdzące przekonanie, że praca fizyczna jest „gorsza”, a ci, którzy się nią parają, to mało inteligentni robole. David Rolfe Graeber zaproponował na łamach „Nowego Obywatela”, by nazwać takie zawody... „gówno wartymi”. To oczywiście przewrotna propozycja, bo autor prezentował fenomen takich zawodów.
Graeber ironizował, że tego typu zawody istnieją tylko dlatego, że wszyscy inni są bardzo zajęci jakąś inną pracą. I zostały wymyślone tylko po to, aby każdy z nas miał się czym zająć.
Czy tytuł magistra i piastowanie stanowiska, na którym twoją najważniejszą kompetencją jest przesyłanie maili może prowadzić do życiowego spełnienia? Niekoniecznie. Okazuje się, że nawet zatrudnieni wykształceni wcale nie muszą cieszyć się pełnią życia, a wręcz przeciwnie, popaść w depresję, ponieważ nie widzą najmniejszego sensu swojej pracy.
Chyba jednak najważniejszym punktem wywodu Graebera była konstatacja, że nie ma czegoś takiego jak „obiektywna miara społecznej przydatności”. Bo niby na jakiej podstawie stwierdzić, że etat profesora wnosi w życie społeczeństwa więcej, niż ciężka praca piekarza, którego świeże produkty każdego dnia lądują na naszym stole? Na podstawie jakiej miary uznać za lepszą pracę dziennikarzy, których teksty wyścielą następnego dnia kubły na śmieci od pracy mechaników samochodowych, dzięki którym możemy bezpiecznie poruszać się naszymi pojazdami? Nie ma takiej miary. Podobnie, jak nie ma sensu wartościowanie tych zawodów. Warto jednak za Graeberem zadać sobie pytanie, czy prędzej poradziłbyś sobie bez kampanii reklamowej, za którą odpowiada absolwent marketingu czy bez świeżego chleba i wody w kranie.
Napisz do autorki: marta.brzezinska@natemat.pl
Reklama.
Amatorsko z forum internetowego wizaz.pl
Niedługo kończę gimnazjum i pojawia się pytanie: "Co dalej?". W moim regionie nie ma zbyt ciekawego wyboru szkół. Uczę się dość dobrze jednak nie ciągnie mnie za bardzo do liceum. Myślę, że poradziłabym tam sobie, ale czy nie lepiej byłoby skończyć w tych czasach technikum i mieć już jakiś zawód? Nie jestem do końca pewna czy pójdę na studia, a po technikum w razie czego już "coś" jest.
odpowiedź forum wizaz.pl
Jeśli masz możliwość iść do technikum nie zastanawiaj się i idź. Dużo tam się nauczysz i będziesz mieć zawód a później zawsze możesz iść na studia. Chyba, że nie do końca czujesz, że ten kierunek jest dla ciebie, bo wcześnie podejmujesz decyzję przecież.
ReZigiusz
Zawsze byłem tego przekonania, że technikum wcale nie jest gorsze od liceum.
Jerzy Bartnik
Rodzice ciągle mówią: idź na studia, nie będziesz musiał harować i więcej zarobisz. Ale nikt się nie zastanawia, czy dziecko będziesz miało po tych studiach gdzie pracować
David Rolfe Graeber
Źródła problemu nie leżą w sferze ekonomii, lecz polityki i moralności. Klasa rządząca zorientowała się, że ludzie szczęśliwi, produktywni i mający masę wolnego czasu są dla niej śmiertelnym zagrożeniem (przypomnijcie sobie tylko, do czego doprowadziło zbliżenie się do takiego stanu rzeczy w latach 60. ubiegłego wieku). Z drugiej strony, poczucie, że praca jest wartością moralną samą w sobie i że każdy, kto nie chce przez większość czasu być podporządkowanym jakiemuś rodzajowi związanego z nią rygoru, nie zasługuje na cokolwiek – jest wyjątkowo dla owej klasy wygodne