Google dał użytkowników prawo do zapomnienia przez wyszukiwarkę informacji kompromitujących lub nieaktualnych. Przywilej nie dotyczy jednak osób  publicznych.
Google dał użytkowników prawo do zapomnienia przez wyszukiwarkę informacji kompromitujących lub nieaktualnych. Przywilej nie dotyczy jednak osób publicznych. Fot. Shutterstock

Przed laty wziął udział w konkursie dla dzieci. Zbłaźnił się, a dziś śmieje się z niego pół internetu. Zabili jej męża, a do dziś w sieci wiszą artykuły z pełnym nazwiskiem i zdjęciami ofiary zbrodni. Również ofiara gwałtu poprosiła o niewiązanie jej danych z prasowymi artykułami. Google zaczął już operacje „zapominania ludzi".

REKLAMA
Raport Transparentności Google wylicza przypadki osób, wobec których zarządzający wyszukiwarką zgodzili się zastosować cenzurę internetu. Od roku Europejczycy mogą zgłaszać do Google wnioski z prośbą o usunięcie z wyników wyszukiwania linków prowadzących do materiałów naruszających ich prywatność, kompromitujących, nieprawdziwych, nieaktualnych. Z Polski podobne prośby zgłosiło dokładnie 6,5 tys. osób. Podali linki do ponad 25 tys. internetowych publikacji, żądając, aby wyszukiwarka przestała je wyświetlać. Firma twierdzi, że uwzględniła 37 proc. próśb.
logo
Witryny, których najczęściej dotyczą zgłoszenia. Fragment raportu Google
Google podaje w raporcie, że najczęściej usuwa tropy wiodące do kompromitujących publikacji na Facebooku (6 tys. adresów URL w całej Europie) czy Twitterze (odpowiednio 2,3 tys. URL), a także do innych stron, gdzie znajdują się komentarze do tych treści. Ktoś wypił trochę za dużo, siadł do komputera i wygarnął całemu światu, był zbyt szczery, albo powiedział coś głupiego, a teraz żałuje. Jak biznesmen Marek Jakubiak, który w emocjonalnej wypowiedzi życzył bokserowi Dariuszowi Michalczewskiemu mamusi z fujarką, a potem przepraszał.
– Co innego celebryci czy politycy. Zdjęcie 14-latka podczas kompromitujących wybryków na imprezie naprawdę nie musi ozdabiać internetu. Za kilka lat ten człowiek zmądrzeje, będzie robił karierę i problem gotowy – mówi jedna o osób znających kulisy operacji „zapominania”. Wniosków szybko przybywa, początkowo o prawo do zapomnienia upomniało się zaledwie 200 osób.
logo
Był szczery i gorzko pożałował. Google zgodził się zapomnieć o niektórych internetowych grzechach Facebook.com
Zapomnij mnie Googlu
Google nie usuwa z sieci samych artykułów, a jedynie przestaje wiązać je z konkretnym imieniem i nazwiskiem. Jeśli wpiszecie w Google nazwisko Marek Bukowski na pierwszych stronach wyszukiwarka wyświetli linki do tekstów o tym, że ten znany aktor nadużywa alkoholu, oraz, że został zatrzymany przez policję a następnie uniewinniony od zarzutu posiadania marihuany.
Teoretycznie Bukowski mógłby teraz zwrócić się do Google o usunięcie wielu odnośników do sensacyjnych artykułów z plotkarskich portali. Przecież naigrywano się z jego tłumaczeń, że z narkotykami nie ma nic wspólnego. Kilka dni temu Bukowski został oczyszczony z zarzutów. Okazało się, iż faktycznie woreczek z marihuana podrzuciła mu do samochodu jakaś anonimowa, zakapturzona postać (tak zeznali świadkowie). Co z tego, że go uniewinniono, skoro internetowy ogon afery będzie się za nim wlókł latami?
logo
Fragment wyników wyszukiwania Google.
– W praktyce Google prawdopodobnie odrzuciłby wniosek o wyczyszczenie tego epizodu z życia aktora. Jest osobą publiczną. Zatrzymanie i komentarze prasowe, choć niemiłe, to jednak część rzeczywistości – mówi dalej nasz rozmówca NaTemat.
Google odrzuca wniosek o "zapomnienie"

Otrzymaliśmy od osoby prywatnej prośbę o usunięcie linków do zamieszczonych w internecie artykułów dotyczących jej zwolnienia za przestępstwa seksualne popełnione w pracy. Nie usunęliśmy tych stron z wyników wyszukiwania.

Hiszpan, którego dopadły długi
Operacja to skutek werdyktu Trybunału Luksemburskiego z maja ubiegłego roku. Rozstrzygał on spór pomiędzy Google Hiszpania a tamtejszym odpowiednikiem głównego inspektora ochrony danych osobowych, któremu poskarżył się Mario Costeja González. Lata temu w gazecie ukazało się urzędowe ogłoszenie o licytacji domu Hiszpana z powodu długów. Gonzalez stracił dom, ale później kilka lat walczył, aby ogłoszenie znikło z sieci. Przekonywał, że gdy znajomi wpisują do wyszukiwarki jego nazwisko, wciąż pojawia się informacja o długach sprzed wielu lat. W konsekwencji trybunał dał prawo Europejczykom do składnia wniosków o usuwanie informacji, o ile naruszają one prywatność lub nieaktualne.
– Użytkownik internetu powinien mieć prawo do tego, żeby powiedzieć: „nie przetwarzajcie dalej moich danych”. Google miało niezły orzech do zgryzienia. Trzeba było przecież pogodzić prawo do prywatności jednostek z prawem ogółu do informacji – komentuje Marta Wysokińska, radca prawny K&L Gates. Praktyczna realizacja takich przepisów wiąże się ze sporymi wyzwaniami i to nie tylko technologicznymi. – Koszt próby wyeliminowania jakichś treści z sieci nie jest ekonomicznie uzasadniony – mówi Marta Wysokińska.
Dziesięciu sprawiedliwych
– Internet jest bardzo trudny do zarządzania. Jak stworzyć zadanie dla wyszukiwarki, gdy nie istnienie jedno hasło opisujące informację jako prywatną, kompromitującą, nieprawdziwą czy nieaktualną. Wiele krajów odmiennie traktuje prawo do ochrony prywatności. W Polsce mogą zechcieć z niego korzystać także firmy, co wtedy? – pytał Jimmy Wales, twórca Wikipedii, zdecydowany przeciwnik kneblowania internetu.
Został on także członkiem Rady Ekspertów Google mających zdecydować o kryteriach zastosowania prawa do bycia zapomnianym. Weszło do niej 10 autorytetów m.in. naukowcy, etycy, a także Sylvie Kaufmann, dyrektorka redakcji francuskiego dziennika LeMonde, Frank LaRue założyciel i organizacji obrony praw człowieka Inter-American Comission on Human Rights i polska prawnik Lidia Kołucka-Żuk.
Zarekomendowali oni Google pozostawienie nawet prywatnych informacji w wynikach wyszukiwania, o ile leży to w interesie publicznym – np. gdy dotyczą one oszustw finansowych, postępowania niezgodnego z etyką zawodową, publicznego zachowania urzędników państwowych (wybieranych lub mianowanych) albo wyroków za przestępstwa.
Komu Google odmawia? Z kwitkiem odprawili m.in. brytyjskiego celebrytę, domagającego się usunięcia śladów po kompromitujących go własnych wypowiedziach i materiałach. Najwięcej tupetu miał jednak włoski urzędnik, który domagał się usunięcia 20 linków do artykułów o tymczasowym aresztowaniu za przestępstwa finansowe popełnione podczas wykonywania obowiązków zawodowych.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl