
Działacze partii Zmiana zakłócili program "Młodzież kontra", co naturalnie spotkało się z ostrą reakcją prowadzącego. – Jeśli chcecie tymi szmatami coś umyć, to poza studiem. Do widzenia – powiedział Tomasz Czeczótko. Szef uznawanego za prokremlowskiej ugrupowania Mateusz Piskorski zapowiada, że "prawnicy pracują już nad pozwem". To pierwsza tak widoczna – choć mało kulturalna – demonstracja polskich zwolenników Putina.
Szef partii jest przekonany, że młodzi działacze Zmiany zostali oszukani przez producentów, a protest miał służyć wyrażeniu sprzeciwu wobec działań krakowskiego oddziału TVP. Zwolennikom Zmiany miano obiecać udział w programie, do czego ostatecznie nie doszło. – Zmiana złożyła dokumenty rejestracyjne i sąd je rozpatruje. Władze ośrodka TVP tłumaczą, że młodzieżówki partii niezarejestrowanych nie mają prawa występowania, tymczasem zwolennicy również niezarejestrowanej partii KORWiN biorą udział w "Młodzież kontra"– mówi Piskorski.
Sprawa nie skończy się w ten sposób. Przeciwko panu Czeczótce nasi prawnicy przygotowują w tej chwili pozew. Będzie to powództwo z ramienia partii oraz osób prywatnych - będzie to pozew zbiorowy. Jeszcze dziś będzie interwencja w KRRiTV dotycząca zachowania tego dziennikarza oraz interwencja w organizacjach międzynarodowych, w których zrzeszona jest TVP SA, czyli w Europejskiej Unii Nadawców Telewizyjnych.
Jak mówi Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, „polityka redakcyjna może zakładać, że pewnych partii albo osób się nie zaprasza. Nie ma takiego obowiązku, aby poza okresem kampanii wyborczej zapraszać wszystkich jak leci. Istnieje coś takiego jak autonomia redakcyjna i wolność dziennikarska. Byłoby dziwne, aby nawet w telewizji publicznej mierzyć wszystko od linijki”.
Powstałą w lutym partię dostrzegł nawet "Financial Times", na łamach którego jej szef przekonywał, że nie ma inwazji militarnej na Ukrainie, która jest według niego państwem upadłym. – Przeciwstawiamy się też tym, którzy twierdzą, że Rosja uderza w imperialistyczne tony i że powinniśmy wejść na drogę konfrontacji z Rosją – mówił Piskorski.
Absolutnie nie zgadzam się na nazywanie naszej partii "prokremlowską". Nasze nastawienie jest propolskie, a nie prorosyjskie. Określenia "prokremlowska" i "prorosyjska" uważam za absolutną manipulację. Partia Zmiana jest testem na jakość demokracji w Polsce i jak na razie, wypada on dosyć blado.
Wojciech Jabłoński uważa, że wymowa prorosyjska ma w Polsce rację bytu i można na niej sporo ugrać. Tyle tylko, że może to zrobić wyłącznie wytrawny gracz z nazwiskiem, a nie plankton. – Może to zrobić partia, która ma autentyczne wpływy i utrzymuje się dłużysz czas na rynku. W imieniu tej partii musi również przemawiać w miarę wiarygodna w komunikacji medialnej osoba – mówi. Jego zdaniem, środowiska marginalne, które nie mają poparcia, są przy tym temacie z góry skazane na polityczną zagładę.
Ten potencjał jest i znaczna część ludzi nie zgadza się z antyrosyjską i bezmyślnie proamerykańską polityką, które prowadzą polskie rządy. Kandydat czy partia będący na polskiej scenie politycznej od dawna, jest w stanie ugrać na tym potencjale 15 - 20 proc.
Poza początkowymi publikacjami, które opisały powstanie prorosyjskiej Zmiany jako ciekawostkę, zainteresowanie ugrupowaniem ucichło. Jedną z głośniejszych publikacji był artykuł Wojciecha Wybranowskiego tygodniku "Do Rzeczy", który nazwał partię legitymizacją dla prorosyjskich trolli internetowych, lobbystów i bojówkarzy zastraszających polskich przeciwników Putina. Również politolodzy komentujący powstanie nie mają wątpliwości, że powstała ona na zamówienie Kremla i rosyjskich mediów
Ostatnie tygodnie to czas narodzin nie tylko ruchów prokremlowskich nad Wisłą, ale i mediów. Od 20 lutego w Polsce działa również prorosyjska tuba kremla – radio Sputnik. Minister spraw zagranicznych Grzegorz Schetyna nazwał to wprost „rosyjską propagandą”.
