Ostatni raz rozmawiałem z Anetą i Kamilą przed rokiem. W zasadzie słuchałem dramatycznej opowieści Anety o tym, jak ta młoda lesbijka z obawy przed rodziną i prowincjonalną społecznością, z której pochodzi żyła w "przykrywkowym" heteroseksualnym związku, czemu jej ukochana tylko się przysłuchiwała. Wtedy obie sądziły, że szanse na szczęście mają tylko w wielkim, kosmopolitycznym mieście. Niedawno zdecydowały się jednak na przeprowadzkę do małego miasteczka, gdzie postanowiły niczego nie ukrywać. I okazało się, że w takim miejscu z tolerancją wcale nie musi być problemu.
"Zdrada, gwałt i stres. Oto cena za spokój..." - pisałem niespełna rok temu, przedstawiając historie gejów i lesbijek, którzy w obawie przed nietolerancją decydowali się na podwójne życie, angażując się oficjalnie w heteroseksualne relacje. Jedną z moich rozmówczyń była wówczas Aneta. Swoją wielką miłość - tę prawdziwą, lesbijską - pochodząca z Podkarpacia studentka miała w nieco starszej od niej gdyniance Kamili. Poznały się podczas wakacji, które Aneta spędzała nad morzem, a później to u niej znalazła stancję i spędzała najpiękniejsze dni i noce życia. W rodzinnych stronach na Anetę czekał jednak stęskniony, "przykrywkowy" narzeczony.
Żyły tak w udanym związku, ale ich szczęście raz na kilka tygodni przerywała obowiązkowa podróż Anety do domu i równie obowiązkowy seks z narzeczonym. – Staram się tak o tym nie myśleć, ale coraz mocniej czuję jakby on mnie gwałcił – mówiła mi przed rokiem. Wyznając, że najtrudniej było jej, gdy narzeczony odwiedził ją w Gdyni i dla utrzymania pozorów musiała mu się oddać, kiedy tuż za ścianą wszystkiemu przysłuchiwała się jej zapłakana partnerka. Dziś ich życie wygląda jednak zupełnie inaczej.
Spotkaliśmy się zaledwie kilkanaście miesięcy temu, ale wiele się u Was pozmieniało.
Kamila: W zasadzie nie zmieniło się aż tak wiele. Ja nadal rozwijam firmę, Aneta wciąż studiuje. Mamy właściwie te same codzienne zajęcia. Pozamykałyśmy jednak też parę rozdziałów, które dały zupełnie nową przestrzeń. Przeprowadzka pozwoliła nie tylko na lepsze zarządzanie moim biznesem. Była też tym pretekstem do zmiany.
Aneta: Z mojej perspektywy zmienił się jednak cały świat. Powiedziałam rodzinie o swojej prawdziwej naturze, o miłości do Kamili. Przerwałam tamten chory, "przykrywkowy" związek. No i tę rodzinę chyba na trochę straciłam. Mam nadzieję, że to tylko na jakiś czas. Wierzę, że wreszcie zrozumieją. Na razie moje kontakty z rodzicami ograniczają się zwykle do krótkich SMS-ów, dotyczących tego, czy jestem cała i zdrowa. Widać, że nadal kochają mnie, troszczą się. Choć już nie dopytują co kilka dni, kiedy przyjadę...
O Kamilę czasem pytają?
Nie, jej temat nadal dla nich nie istnieje. Rodzice chyba w ogóle wstydzą się pomyśleć, że ktoś taki w moim życiu istnieje.
Przed rokiem rozmawialiśmy w dużej mierze w kontekście tolerancji dla mniejszości seksualnych w małych miasteczkach. Aneta, opowiadałaś wtedy, że na życie w zgodzie ze swoją orientacją miałaś szansę tylko po przeprowadzce z małej podkarpackiej miejscowości do Gdyni. Jakiś czas temu jednak przeprowadziłyście się do niezbyt wielkich Kartuz. Tam znowu musisz się ukrywać?
Przeprowadzkę wymusiło przede wszystkim to, że tam łatwiej Kamili prowadzić jej firmę. Ma bliżej kontrahentów, klientów też od dawna miała na swoje ogrodowe aranżacje właśnie z tej części Pomorza. Kiedy wprowadziłyśmy się do nowego domu, było akurat po tym całym moim rodzinnym coming oucie, a właściwie to wręcz życiowym katharsis. Postanowiłyśmy więc już więcej niczego nie ukrywać.
Kamila: Wytłumaczyłam też Anecie, że Kaszuby to nie Podkarpacie. Tu ludzie są zupełnie inni. Sami może pielęgnują w sobie tradycyjny kaszubski konserwatyzm, ale póki im się nie zagląda pod kołdrę, to i oni nie mają na to ochoty na takie zachowania. Pewnie, że ktoś tam gdzieś gada. Ale o kim w Polsce nie plotkują?
Przekonująco tolerancyjnych Kaszubach używałaś słupskiego "argumentum ad Biedronium"?
Jako koronnego argumentu! Co prawda u nas w Gdyni mówią, że na Słupsku Kaszuby się kończą, a tutaj w Kartuzach już mieszkańców miasta zarządzanego przez Roberta Biedronia Kaszubami nie nazywają. Historia jego sukcesu była jednak naprawdę jednym z argumentów za tym, by się nie bać, że po przeprowadzce do mniejszego miasta ludzie tutaj nie dadzą nam żyć. Tu jest trochę inny świat.
Przyszłyście do sąsiadów z powitalnym ciastem i informacją, że jesteście parą?
Obyło się bez takiego cyrku (śmiech). Nikomu na dzień dobry tego nie mówiłyśmy, ale i nie ograniczałyśmy się od początku w normalnym życiu, okazywaniu sobie uczuć itd. Sąsiadka zapytała, czy jesteśmy razem dopiero jak postanowiła skonsultować u mnie zmiany w ogrodzie. Już się trochę zaczęłam bać, że jednak coś się zacznie, a ona mnie zaskoczyła absolutnie pozytywnie i zaczęła narzekać, jak to nam musi być trudno, że jeszcze ślubu nie możemy wziąć.
Nie macie wrażenia, że to wszystko efekt nowości? Że Was zaakceptowano, ale tutejszym nie pozwoliliby tak łatwo żyć?
Aneta: Nie sądzę. Być może i tutaj rodzinne, lokalne uwikłania nie pomagają. Mam jednak wrażenie, że w moich rodzinnych stronach na domu dwóch nowych w okolicy lesbijek już byłyby jakieś wulgarne bohomazy. Ksiądz proboszcz rzucałby coś kąśliwego z ambony, a sąsiedzi stronili od nich.
Tutaj wszyscy są normalnie mili. Nawet sąsiad, którego "na dzień dobry" ochrzaniłam trochę za to, że z przyzwyczaił się, iż nasz dom wcześniej był pusty i zastawiał nam wyjazd. Kamila ma rację, że tu na północy jest trochę inny świat. Mam nadzieję, że kiedyś i w innych częściach Polski nie będzie trzeba się swojej orientacji bać, czy wstydzić.
Skoro już niczego nie musicie się bać, ani wstydzić, dlaczego pozwalacie mi wciąż podać jedynie wasze imiona?
Kamila: O naszych doświadczeniach chętnie odpowiadam, bo - jak to mówią w kościołach - są świadectwem. Czytałyśmy komentarze pod tamtą rozmową sprzed roku, gdzie Aneta opowiadała o jej, o naszej sytuacji. I tam mnóstwo osób dawało przecież do zrozumienia, że to też ich problemy. Może więc coś z tych naszych rozmów pozytywnego wyniknie dla innych. Nie mamy jednak ochoty na nagłe zostanie jakimiś ikonami środowiska LGBT. Nie mam nic przeciwko tym wszystkim paradom i działaniom NGO-sów, ale jednocześnie to nie mój klimat.
Aneta: Mój tym bardziej nie. Fajnie byłoby się jakoś wsławić kiedyś, ale nie dzięki orientacji. Takiego wspomnianego wcześniej Biedronia też przecież nie cenią tak w Słupsku tylko dlatego, że jest gejem, a ze względu na fakt, że to dobry polityk. Poza tym, nie mam zamiaru przy okazji robić przykrości ludziom, na którym mi zależy. Szczególnie moim rodzicom, którzy i tak muszą się teraz mierzyć z ludzkim gadaniem, jakie zgotował nam mój były partner.
Podczas naszej pierwszej rozmowy mówiłaś, że twoi rodzice nie odpuszczą w namowach, byś po studiach wróciła w rodzinne strony. Dziś już tego nie chcą?
Już nie. Całe lata bałam się, że jak oni się dowiedzą, to mnie po prostu wyklną. Nie jest tak źle, na szczęście. Nie potrafimy wciąż ze sobą normalnie rozmawiać, mają żal o to, że rzuciłam heteroseksualny związek i narobiłam im kłopotów dodatkowych w naszej okolicy. Ostatnio chwilę dłużej udało mi się porozmawiać z mamą, to stwierdziła, że jakby mieli więcej pieniędzy, też by się przeprowadzili. Choćby do Rzeszowa.
Kamila: No i zastanawiamy się, czy im w tym nie pomóc. Szczególnie namawia ich do tego mój ojciec, który chyba już dziesiąty list do nich wysłał i notorycznie próbuje w tej korespondencji tłumaczyć, że możemy wszyscy normalnie żyć. Tylko musimy chcieć i się nie bać tej normalności. To strach wywołuje problemy. Jak byśmy się w nowym miejscu próbowały ukrywać, to pewnie też prędzej by nas coś niemiłego spotkało.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
Reklama.
Aneta w rozmowie z lipca 2014 roku
Pojęcia nie mam tylko jak to wszystko będzie wyglądało po studiach. Wybłagałam dotrwanie do magisterki, ale rodzice chcą, bym wracała. Na pewno jednak nie odpuszczą, a co ja powiem? Jej na pewno nie zostawię...Czytaj więcej
fragment rozmowy z Anetą sprzed roku
Nie wyobrażam sobie też coming outu. Nie mam odwagi, nie chcę tego przeżywać. Myślimy, czy nie lepiej będzie wyemigrować. Tylko łatwo powiedzieć, gdy moja dziewczyna ma tu świetną pracę. No i jej rodzina kocha ją, a właściwie nas takimi, jakie jesteśmy.Czytaj więcej