
Polska scena polityczna przeżywa pierwsze tak poważne trzęsienie ziemi od lat. Po jesiennych wyborach do Sejmu obudzimy się zapewne w nowej politycznej rzeczywistości – w miejsce starego i zabetonowanego układu z Platformą i Prawem i Sprawiedliwością na czele pojawi się najprawdopodobniej nowa konfiguracja. Ale co równie prawdopodobne – bez lewicy.
REKLAMA
Lewica się nie poddaje
Mimo mało sprzyjających okoliczności, po lewej stronie sceny politycznej widać jednak wyraźne ożywienie. Sojusz Lewicy Demokratycznej być może nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, ale to nie partia Leszka Millera próbuje nadawać teraz ton lewicowej formacji. W blokach startowych ustawiają się już nowe lewicowe środowiska.
Mimo mało sprzyjających okoliczności, po lewej stronie sceny politycznej widać jednak wyraźne ożywienie. Sojusz Lewicy Demokratycznej być może nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, ale to nie partia Leszka Millera próbuje nadawać teraz ton lewicowej formacji. W blokach startowych ustawiają się już nowe lewicowe środowiska.
Partia Razem, Zieloni, Wolność i Równość, Ruch Sprawiedliwości Społecznej, Sojusz Lewicy Demokratycznej – lewicowy wyborca ma w czym wybierać. I chociaż żadna z nich nie ma poważnych szans realnie namieszać w polityce w nadchodzących wyborach, to każda podejmuje dosyć karkołomny trud przeciągnięcia wyborców na swoją stronę.
Partia Razem – młodzi, ale bez werwy?
Partia Razem to najmłodsze ugrupowanie na lewicy. W tej partii średnia wieku jest znacznie niższa niż w Sojuszu, który czasem przypomina prawdziwy polityczny skansen.
Partia Razem to najmłodsze ugrupowanie na lewicy. W tej partii średnia wieku jest znacznie niższa niż w Sojuszu, który czasem przypomina prawdziwy polityczny skansen.
Członkowie partii Razem mają w większości około 30 lat i, jak twierdzą, problemy młodych znają od podszewki. Trudno wskazać tutaj jednego lidera, w mediach ugrupowanie reprezentuje kilka osób: Adrian Zandberg, aktywista i lewicowy działacz; Katarzyna Paprota, feministka związana ze środowiskiem Feminoteki i Codziennika Feministycznego oraz Marcelina Zawisza, polityczka społeczna i społeczniczka. Jeśli spojrzeć na skład zarządu i rady, to wszyscy członkowie partii mogą pochwalić się przeszłością działaczy społecznych, łączy ich też wspólne pokoleniowe doświadczenie.
To niewątpliwie duży atut raczkującej formacji. Na tym też twórcy ruchu chcą zbić polityczny kapitał. Stawiają się w opozycji do Pawła Kukiza, który porwał niezadowolonych, ale podobnie jak antysystemowcy, chcieliby sporo ugrać na wzbierającej fali rozgoryczenia politycznymi decydentami i ich stylem zarządzania państwem.
Ich postulaty nie są rewolucyjne, ale mogą się podobać – wypowiadają m.in. wojnę popularnym "śmieciówkom", zapowiadają poluzowanie prawa podatkowego dla przedsiębiorców i przykręcenie podatkowej śruby dla najbogatszych, do tego chcą zwiększyć i ułatwić dostęp do pakietu świadczeń socjalnych. Problem w tym, że chyba już gdzieś to wszystko słyszeliśmy, a partii Razem brakuje czegoś, co mogłoby rozpalić lewicowy żar.
– Nie wróżę im zawrotnej kariery politycznej. To po prostu inny wariant tej samej lewicy. Żyjemy w kraju, w którym społeczeństwo nie jest podatne na lewicowe hasła. Jesteśmy zwolennikami surowości obyczajowej i umiarkowanymi zwolennikami liberalizmu gospodarczego, co reprezentują również inne partie. Właśnie dlatego nic szczególnego ich nie wyróżnia, a to nie jest recepta na sukces – twierdzi dr Olgierd Annusewicz, politolog.
Partia Razem odżegnuje się też od starszych kolegów z SLD, zarzucając im zdradę prawdziwie lewicowych postulatów. Na tle zmanierowanego Sojuszu w partii Razem rzeczywiście można zobaczyć pewien powiew świeżości, ale jeśli zastanowić się nad ich programem, to okazuje się, że trochę wieje nudą i przewidywalnością.
Z kolei budowanie opozycji na środowiskowych tarciach, może obrócić się przeciwko młodym lewicowcom i obnażyć nijakość ich propozycji. Starsi koledzy już zdążyli się odgryźć – Joanna Senyszyn z SLD zarzuciła partii Razem, że tworzą coś na wzór klitki zamkniętej na inne lewicowe inicjatywy: "To taka "prawdziwa lewica", która już na początku obraża i wyklucza lewicową konkurencję" - pisała na blogu. Partię Razem wspiera za to Anna Grodzka, była posłanka Twojego Ruchu, która pojawiła się na kongresie nowej partii.
Lewicowe elity są bez szans
Wolność i Równość – pod takim szyldem miesiąc temu wystartowała inicjatywa pod przewodnictwem lewicowych intelektualistów. W przeciwieństwie do partii Razem, WiR miał być formacją opartą na samych autorytetach. Ruch swoim nazwiskiem sygnował prof. Jan Hartman, prof. Magdalena Środa, prof. Kazimierz Kik i prof. Genowefa Grabowska. Ten skład założycielski jest już jednak nieaktualny. Szybko się okazało, że twórcom WiR-u nie po drodze z prof. Kikiem, który w programie ruchu chciał uwzględnić również oczekiwania konserwatywnego światopoglądowo wyborcy.
Wolność i Równość – pod takim szyldem miesiąc temu wystartowała inicjatywa pod przewodnictwem lewicowych intelektualistów. W przeciwieństwie do partii Razem, WiR miał być formacją opartą na samych autorytetach. Ruch swoim nazwiskiem sygnował prof. Jan Hartman, prof. Magdalena Środa, prof. Kazimierz Kik i prof. Genowefa Grabowska. Ten skład założycielski jest już jednak nieaktualny. Szybko się okazało, że twórcom WiR-u nie po drodze z prof. Kikiem, który w programie ruchu chciał uwzględnić również oczekiwania konserwatywnego światopoglądowo wyborcy.
O co chodzi lewicowej elicie? Jeśli wsłuchać się w zapowiedzi, to znowu usłyszymy te same wyświechtane frazesy. U podstaw Wolności i Równości mają stać cztery filary: socjalny charakter państwa, ekonomia – nie wiadomo w jakim dokładnie kształcie, nowoczesność i patriotyzm. Nie ma tu konkretów, a brak doprecyzowania na pewno nie przysparza zwolenników, a poważne propozycje zamienia w polityczne wydmuszki.
– Nie wiemy, gdzie nas to zaprowadzi. Sama jestem ciekawa, co z tym projektem dalej będzie. (...)Jestem zdziwiona, że ludzie nie głosują na lewicę. Myślę, że jest bardzo potrzebna. Lewicowość to nowoczesność i postępowość i otwartość, jakiej nie znajdziemy u PO czy w PiS – mówiła radiowej Trójce prof. Magdalena Środa.
WiR miał zjednoczyć podzielone lewicowe środowiska, ale zamiast tego, sam się zdążył już podzielić, co nakazuje poddać w wątpliwość nie tylko ich enigmatyczne postulaty, ale cały pomysł tworzenia wspólnego frontu lewicowych intelektualistów z politycznymi outsiderami i sierotami po SLD i Twoim Ruchu na pokładzie.
Zamysł prof. Hartmana, żeby zjednoczyć lewicę pod jednym szyldem udał się tylko na moment - podczas spotkania inaugurującego działanie jego ruchu pojawili się m.in. : Grzegorz Napieralski, były poseł SLD czy Andrzej Rozenek, były poseł Twojego Ruchu i jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy politycznego tworu Janusza Palikota. Po tym wydarzeniu zresztą, słuch po inicjatywie zaginął.
Aktywiści łączą siły
Co prawda gdzieś na marginesie lewicy, jest jeszcze Partia Zieloni i Ruch Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. To inne oblicze lewicy. Ich siła rażenia nie jest duża – ich atutem są za to lokalne działania, gdzie często odnoszą niewielkie sukcesy. Przed wyborami oficjalnie połączyli siły i wystawią wspólne listy.
Co prawda gdzieś na marginesie lewicy, jest jeszcze Partia Zieloni i Ruch Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza. To inne oblicze lewicy. Ich siła rażenia nie jest duża – ich atutem są za to lokalne działania, gdzie często odnoszą niewielkie sukcesy. Przed wyborami oficjalnie połączyli siły i wystawią wspólne listy.
U Zielonych niedawno wybrano też nowe szefostwo. Lewicowych ekologów do wyborów poprowadzi Adam Ostolski, 37-letni socjolog z Warszawy, i Małgorzata Tracz, 29-letnia aktywistka miejska z Wrocławia.
– Jesienią czekają nas wybory parlamentarne, grożące jeszcze mocniejszym przechyleniem sceny politycznej w prawo. Tylko możliwie szeroka współpraca środowisk lewicowych daje szansę na to, że w przyszłej kadencji Sejmu obecny będzie zielono-lewicowy głos. Dlatego z nadzieją spoglądamy zarówno na inicjatywę przewodniczącego OPZZ Jana Guza, jak i na działania nowo powstałej partii Razem oraz Ruchu Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza – mówią.
Nigdy nie byli liczącą się siłą polityczną, a wspólne listy najpewniej nie odwrócą tej tendencji. Zieloni i Piotr Ikonowicz są jednak ciekawą alternatywą dla zmanierowanych polityków, którzy w przeciwieństwie do nich, nie wstają zza biurek i nie walczą w sposób bezpośredni np. o prawa pracowników.
Biedroń i Nowacka – nadzieja lewicy?
W grze o lewicowe względy wyborców mamy jeszcze Roberta Biedronia, prezydenta Słupska i byłego współpracownik Janusza Palikota oraz Barbarę Nowacką, która jako jedna z nielicznych nie opuściła polityka. Oboje cieszą się ogromnym poparciem społeczeństwa, są rozpoznawalni i lubiani. Biedroń na razie pozostaje politycznym outsiderem ze Słupska, ale w przyszłości może odegrać znaczącą rolę na lewicy. Już dzisiaj mówi o tym, że lewicy potrzebny jest nowy "mesjasz'.
W grze o lewicowe względy wyborców mamy jeszcze Roberta Biedronia, prezydenta Słupska i byłego współpracownik Janusza Palikota oraz Barbarę Nowacką, która jako jedna z nielicznych nie opuściła polityka. Oboje cieszą się ogromnym poparciem społeczeństwa, są rozpoznawalni i lubiani. Biedroń na razie pozostaje politycznym outsiderem ze Słupska, ale w przyszłości może odegrać znaczącą rolę na lewicy. Już dzisiaj mówi o tym, że lewicy potrzebny jest nowy "mesjasz'.
– Bez lidera nic nie będzie. Lewicy potrzebna jest twarz i wspólna tożsamość. Co się dzieje, gdy jej brak, widać po losie ruchów miejskich w samorządach: albo nic nie mogą, albo zostają wchłonięte przez partie – mówił ostatnio w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Barbara Nowacka stawia lewicy lepszą diagnozę i ufa, że po wyborach w sejmowych ławach zobaczymy jej reprezentację. – Aby przekonać wyborców, trzeba pokazać w konsekwentny zbiór wartości, a nie ulegać tylko i wyłącznie postulatom antysystemowym. Trzeba normalnie ze sobą rozmawiać, odzyskiwać zaufanie, rozmawiać o preferencjach i potrzebach Polaków. Jest wiec dla polskiej lewicy szansa – mówiła dla naTemat.
Sławomir Sierakowski z Krytyki Politycznej stwierdził jakiś czas temu, że Biedroń lub Nowacka mogą dokonać zmiany na lewicy. – Kluczem do sukcesu jest kandydat symboliczny, tylko taki zmobilizuje wyborców i przyciągnie uwagę mediów. Widzę dwie takie osoby: Roberta Biedronia i Barbarę Nowacką.
Tradycyjna lewica? Nie u nas
Ostatni prawdziwy lewicowy zryw obserwowaliśmy w 2011 roku, kiedy Janusz Palikot przebojem wdarł się do Sejmu i wprowadził tam swoich popleczników. Dzisiaj jedynym atutem Palikota jest to, że u jego boku trwa Barbara Nowacka, którą wielu lewicowych liderów chętnie by widziało u siebie.
Ostatni prawdziwy lewicowy zryw obserwowaliśmy w 2011 roku, kiedy Janusz Palikot przebojem wdarł się do Sejmu i wprowadził tam swoich popleczników. Dzisiaj jedynym atutem Palikota jest to, że u jego boku trwa Barbara Nowacka, którą wielu lewicowych liderów chętnie by widziało u siebie.
W nadchodzących wyborach na tak spektakularny wynik nie może liczyć żadna lewicowa partia. Lewica zdaje się być sparaliżowana, do tego stopnia, że zamiast koncepcji nowego ładu społecznego w ramach myśli lewicowej, serwuje wyborcom ciągle ten sam odgrzewany kotlet, który dawno temu się przejadł.
Powodów klęski lewicy jest kilka i nie ograniczają się z pewnością do nieudolnej kampanii wizerunkowej. Polska lewica jest w odwrocie, ponieważ nikt jej dzisiaj nie potrzebuje, a lewicowe postulaty od dawna są mniej lub bardziej udanie zagospodarowane przez centrolewicę, a nawet prawicę.
– W Polsce nie ma miejsca na tradycyjną lewicę rozumianą jako mariaż odgórnie stymulowanej gospodarki z opiekuńczym państwem i światopoglądowym liberalizmem. Dzisiaj taką taki model oferują prawie wszystkie partie. Dlatego lewicowe potrzeby wyborca może zaspokoić głosując na PiS, albo w wariancie, gdzie bardziej liczy się światopoglądowy luz – na PO. SLD może być niekiedy mniej "lewicowe" niż PiS. Żadna z tych partii nie ma szans na przebicie się z postulatami do wyborcy. Nie są po prostu potrzebni – mówi naTemat dr Olgierd Annusewicz, politolog.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl
