
"Mamy dość lewicy, która lewicą jest tylko z nazwy. W naszej partii są pielęgniarki, mechanicy, miejska inteligencja i 30-latkowie na śmieciówkach" – mówią liderzy partii Razem, która kilka dni po pierwszym kongresie liczy już ponad 2,5 tys. członków. Temat nowego ugrupowania coraz częściej pojawia się w mediach, a w sieci jest gorąco dyskutowany. Razem nie pojawiła się jeszcze w sondażach, ale nastroje są takie, jakby miała uratować polityczną lewicę przed ostatecznym upadkiem.
Na poziomie deklaracji sprawa jest jasna. Razem to ugrupowanie reprezentujące masy – przede wszystkim, ale nie tylko, pracowników. Zwraca się do "pracownika kopalni soli w Inowrocławiu, dziewczyny pracującej za grosze w Reserved, programisty na śmieciówce" (cytat za "GW") – czyli do tych, których mogą uwieść postulaty płatnych staży, minimalnej płacy godzinowej czy likwidacji umów "śmieciowych".
Wybrani przedstawiciele władz partii Razem
Marcelina Zawisza – społeczniczka, aktywistka miejska, z Zielonych.
Maciej Konieczny – kulturoznawca, działacz socjalistyczny, alterglobalista, działał w Młodych Socjalistach i Zielonych.
Mateusz Mirys – działał w Młodych Socjalistach, w wyborach do Parlamentu Europejskiego startował z list Zielonych.
Katarzyna Paprota – z redakcji Codziennika Feministycznego.
Adrian Zandberg – Młodzi Socjaliści, wcześniej Unia Pracy.
"Chcemy odpowiadać na ten sam gniew, na który odpowiada Paweł Kukiz, ale w sposób taki, który realnie rozwiązuje problemy" – deklarował w studiu TOK FM jeden z liderów Razem. Postulaty programowe nowego ugrupowania mogą zrodzić drugi problem z wizerunkiem. Jak na polskie warunki są dość radykalne. Obok tych pracowniczych są to m.in. opodatkowanie najbogatszych (70 proc.) i wielkich korporacji, obniżenie podatku dla najuboższych, zrównanie CIT i PIT czy zakaz wyprowadzania pieniędzy do rajów podatkowych
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl