Lech Wałęsa często dzieli się na swoim blogu różnymi prywatnymi sprawami, ale takiego przeżycia jeszcze nie opisywał. Twórca "Solidarności" i pierwszy niekomunistyczny prezydent III RP twierdzi, że był świadkiem cudu zaistniałego podczas jego wizyty w jednej z neapolskich świątyń.
Tą informację Lech Wałęsa podzielił się na mikroblogu, który od jakiegoś czasu prowadzi na Wykop.pl. "Krew cudownie budząca się. Cudowna krew. W mojej obecności w pełni ożyła. Na moich oczach w całej pełni ożyła, to nieprawdopodobne, a jednak" - pisał były prezydent relacjonując wizytę w katedrze św. Januarego w Neapolu. Ożycie, o którym wspomina polityk to przejście zamkniętej w relikwiarzu krwi św. Januarego ze stanu stałego w ciecz.
Neapolitańska katedra to jednak miejsce słynące ze stosunkowo częstych tego typu cudów. Ostatni głośny przypadek zmiany stanu skupienia krwi św. Januarego miał miejsce w marcu tego roku, gdy relikwiarz wziął w swoje dłonie goszczący w świątyni papież Franciszek.
Zjawisko opisywane jako "cud świętego Januarego" we Włoszech traktowane jest jako wróżba nadchodzących czasów. Szybkie i pełne rozpuszczenie się krwi ma oznaczać, iż zapowiada się okres obfitujący w pomyślne wydarzenia. Jeżeli krew po wystawieniu relikwiarza się nie rozpuszcza, Włosi wróżą zbliżające się nieszczęścia.
Co ciekawe, cuda te rzadko dzieją się na oczach papieży. Franciszek był pierwszym od 1848 roku przywódcą Stolicy Apostolskiej, który neapolitańskiego cudu doświadczył. Tego szczęścia nie miał ani Jan Paweł II 1979 roku, ani Benedykt XVI, który do relikwii św. Januarego pielgrzymował w 2007 roku.