
A mówimy o prawdziwej biedzie czy tej na papierze? O ludziach kupujących najtańszy wczorajszy chleb czy o podopiecznych MOPS podjeżdżających mercedesami po zasiłki? O rolnikach i przedsiębiorcach deklarujących zero dochodu czy o osobach żyjących z zagranicznych przelewów krewnych?
Urząd wskazuje na warmińsko-mazurskie jako na najbiedniejszy region w Polsce – co szósty mieszkaniec żyje poniżej progu ubóstwa 540 zł dochodu miesięcznie na członka rodziny. GUS nie uwzględnia, że tysiące rodzin żyją tam z handlu przemycanymi papierosami i paliwem. Opowiadał o tym Marek Miros, burmistrz Gołdapi zatrwożony planami urzędowego uszczelnienia granicy kilka lat temu. Przyszedł z pomocą przemytnikom. Zatrudnił prawników, którzy wykazali bezprawność nękania kontrolami przez celników. – Rozumiem potrzebę łatania dziury budżetowej, ale nie kosztem biednej Gołdapi, Suwałk lub Augustowa. Ludzie, którzy na granicy ciężko pracują na skarpetki, chleb i mleko dla dzieci zasługują na pomoc – powiedział na antenie lokalnego Radia 5.
No sorry, ale starczy pogadać chwilę z miejscowymi na jednej z tych prostszych polskich wsi, by szybko ogarnąć, że tam większość obrotu pieniądza jest nieoficjalna i z całą pewnością prawie nikt nie poda tam dobrowolnie żadnych prawdziwych danych.
Dyrektor Wosiek potwierdza, że zdarza się, iż podopieczni MOPS przyjeżdżają samochodami po zasiłek. – Ale o czym to świadczy? Że nie ma autobusów, a samochód staje się powszechnym dobrem – mówi. – Bezrobocie nie jest wyłączną przyczyną ubóstwa znam wiele pracujących rodzin, które ze względu na niskie zarobki i kilkoro dzieci spełniają kryteria pomocy społecznej i zasiłków rodzinnych. Jeśli według przepisów się należy nie możemy odmówić – mówi urzędnik.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl