Pokaż co czytasz, a powiem kim jesteś, ponieważ jak pisał Monteskiusz „książki są jak towarzystwo, które sobie człowiek dobiera”. Kultura to coś więcej niż konsumpcja, a książki
nie są zwyczajnym produktem, powinny dawać do myślenia, pozwalać oderwać się od rzeczywistości i kształtować nasz światopogląd. Na tym polega różnica pomiędzy książkami
a produktami, takimi jak T-shirt czy pralka. Również dlatego i jedne, i drugie nie powinny być traktowane w ten sam sposób.
Z tego założenia wyszli ustawodawcy w 15 europejskich krajach, w których już funkcjonują regulacje prawne na rynku książki oraz organizatorzy kampanii #ocalksiazki, która w bezpośredni sposób nawiązuje do benefitów Ustawy o książce. Jej przyjęcie może poprawić sytuację na polskim rynku książki poprzez zagwarantowanie szerszej oferty wydawniczej. W konsekwencji oznacza to nie tylko większy dostęp do kultury, lecz także w dłuższej perspektywie obniżenie cen książek oraz przetrwanie małych niezależnych księgarni.
Postanowiliśmy zapytać znanych ludzi, o to jakie książki zmieniły ich życie.
1. Robert Makłowicz, dziennikarz, krytyk kulinarny, podróżnik:
Nie da się wskazać jednej jedynej książki, która jakoś wpłynęła na człowieka. To tak, jakby powiedzieć, że ma się jedną ulubioną potrawę. To niewykonalne zadanie! Bo jak tu nie wspomnieć o powieści Józefa Rotha Marsz Radetzky'ego, czy Soli ziemi – Józefa Wittlina?
Jedną z wielu książek, która wywarła na mnie wrażenie, to Szkice piórkiem Andrzeja Bobkowskiego. Wspominam o niej, bo jest niestety niedoceniona, dziś znana jedynie grupie pasjonatów literatury, a szkoda.
To napisany językiem, który nie ma sobie równych, pasjonujący zapis ucieczki z Paryża po napaści Niemiec na Francję. Bobkowski przedziera się na południe kraju, ale po kapitulacji postanawia wrócić do stolicy.
To, co w tym dzienniku jest szczególnie ciekawe i cenne, to diagnozy dotyczące kondycji zachodu, w szczególności Francji. Dziś, po latach
od tamtych wydarzeń, to, o czym pisał Bobkowski, niestety znajduje
w potwierdzenie. Kiedyś chciałem powtórzyć szlak Bobkowskiego,
ale jadąc skuterem, a nie jak bohater rowerem.
2. Jarosław Wałęsa, europoseł PO:
Trudno wybrać tę jedną książkę, która w jakiś sposób wpłynęła na moje życie. Wrażenie zrobił na mnie Marek Hłasko, na sposób patrzenia na świat na pewno wpłynął również Alchemik Paula Coelho – choć koniec mnie rozczarował, bo sądziłem, że skarb będzie miał raczej charakter metafizyczny. Jednak największe wrażenie wywarła na mnie powieść Mistrz i Małgorzata Bułhakowa. To książka, która pozwoliła mi inaczej popatrzeć na Rosję z czasów sowieckich. Pokazała absurdy tamtych czasów i systemu.
3. Grzegorz Kasdepke, pisarz dla dzieci i młodzieży, autor scenariuszy, dziennikarz, ambasador akcji #ocalksiazki:
To będzie antyrekomendacja. Moje życie zmienili Łowcy przygód Curwood'a, a raczej polskiej tłumaczki, Haliny Borowikowej, ukrywającej się pod pseudonimem Jerzy Marlicz. Książka była tak nieudana, a ja tak przeziębiony, że czytając ją, co chwila zapadałem w drzemkę, jak to człowiek w gorączce. Gdy po raz kolejny zasnąłem, przyśniło mi się, że nadal czytam "Łowców...". Z tym, że moja wersja była ciekawsza od tej, którą przeczytałem po przebudzeniu. Wtedy zdecydowałem, że zostanę pisarzem – miałem dziewięć lat i czułem, że jestem lepszy od czytanego właśnie autora.
4. Krzysztof Skiba, muzyk, autor tekstów, satyryk, aktor.
Trudno wymienić jedną najważniejszą książkę, zwłaszcza, że człowiek kształtuje się pod wpływem wielu lektur. Jako dziecko i młody człowiek zaczytywałem się w przygodach Winnetou, pochłaniałem Wyspę skarbów, przygody Trzech muszkieterów, itp. Jednak książka, która w pewien sposób uwrażliwiła moje postrzeganie świata to Ferdydurke Witolda Gombrowicza. Szalenie żałuje, że dziś trafiła do kanonu lektur szkolnych, bo tym samym została zabita. Młodzi ludzi zmuszeni do jej czytania zupełnie jej nie czują.
A szkoda, bo to o nich i ich przyszłości.
Pierwszy raz przeczytałem Ferdydurke w latach 80. Na nudnych lekcjach, wyciągałem nielegalne wydanie paryskie, ponieważ wtedy w Polsce był zapis cenzury na Gombrowicza i pochłaniałem pod ławką kolejne strony.
Wspaniała antyszkolna w swej wymowie powieść o tym jak dusi i tłamsi się młodych ludzi. Ale do tego porusza szalenie głęboki problem, kwestię formy, robienie teatru życia. Pod wpływem tej lektury zrozumiałem, że zawsze udajemy kogoś, wcielamy się jakieś role, a w rzeczywistości jesteśmy zupełnie inni. W efekcie zacząłem zastanawiać się nad pewnymi mechanizmami świata i losem człowieka.
5. Mikołaj Marszycki, dziennikarz, bloger natemat.pl – recenzent książkowy – jak sam się określa „prawdopodobnie bibliofil-fetyszysta”:
Jakby tu nie kombinować wychodzi na to, że książka, która wywarła na mnie największy wpływ to Elementarz Mariana Falskiego. Przy jego pomocy szybko nauczyłem się czytać i dzięki niemu mogłem poznawać inne książki. To właśnie kultowy "Elementarz" leży u źródła pasji, jaką jest dla mnie literatura. Pamiętam dokładnie, że jako dzieciak miałem wydanie ze świetnymi, nowoczesnymi jak na tamte czasy, ilustracjami Janusza Grabiańskiego. Z kolei moja sześcioletnia córka nauczyła się czytać na reprincie z 1971 r., czyli tej wcześniejszej, klasycznej wersji i teraz swobodnie połyka kolejne książki. „Elementarz” rządzi!
6. Kazimiera Szczuka − historyczka literatury oraz krytyczka literacka, dziennikarka telewizyjna oraz działaczka feministyczna. Wiele książek wywarło na mnie wpływ, dlatego trudno wybrać jedną. Dlatego polecę dwie.
Erica Jong Strach przed lataniem, to bardzo dowcipna powieść feministyczna z silnym wątkiem psychoanalizy. Wywarła na mnie ogromne wrażenie, zwłaszcza ze względu na warsztat i konwencję. Z jednej strony to rzecz niezwykle zabawna, a z drugiej bardzo mocno sięga do kwestii istoty
wolności kobiet.
Czesław Miłosz Ziemia Urlo– tę książkę czytałam w podziemnym wydaniu, podziałała na mnie wręcz hipnotycznie. Nawet nie ze względu na antykomunizm, ale chyba bardziej chodziło o połączenie filozoficznego eseju
z bardzo poetycką formą. I właśnie ta konwencja najbardziej mnie urzekła.
7. Katarzyna Bonda, pisarka, blogerka natemat.pl - szczególnie polecam Przeminęło z wiatrem Margaret Mitchell.
Przeczytałam tę książkę w podstawówce i byłam oczarowana rzecz jasna postacią Scarlett O'Hary, Melanię natomiast uznając za miałką, naiwną
i słabą, choć przecież to ona była w tej opowieści postacią pozytywną. Poświęciłam Scarlett zresztą jedno z moich pierwszych poważniejszych opowiadań, dzięki któremu wygrałam swój pierwszy konkurs literacki
w szkole. Nauczycielka była przekonana, że czytałam jedynie bryk i chyba nigdy nie uwierzyła, że w takim wieku zdołałam pochłonąć te dwa grube tomiszcza. Może dziś, jeśli wie, jak grube książki sama piszę, zmieniła zdanie. Postać antybohaterki Scarlett zakorzeniła się wtedy we mnie, zapewne jak w duszy milionów czytelniczek na całym świecie.
Pomijam wątek melodramatyczny, który najmniej mnie obchodził, ponieważ najbardziej urzekająca była ta wielka zawierucha wojenna, historia i decyzje bohaterki, która była wtedy dla mnie prototypem wojowniczki. Byłam wtedy nieśmiałą, zakompleksioną dziewczyną z małego miasteczka, która skrycie marzyła o podróżach, ale z Hajnówki, gdzie się wychowywałam, wszędzie wydawało się daleko. A pragnęłam przeżywać przygody, robić w życiu rzeczy wielkie i doniosłe, a nie skończyć w sarafanie, z nadwagą i gromadką dzieci w nadpuszczańskim grodzie, gdzie dziewczynka powinna nosić białe pończochy, granatową plisowankę, nie rżeć jak koń i się nie garbić, zaś kobieta dobrze się prowadzić, nie palić, nie przeklinać i w wieku 19 lat dobrze wyjść za mąż i niańczyć dzieci.
Pewnie też dlatego, że wychowywano mnie w kulturze zakazów. Dziewczynka nie może łazić po drzewach, brać udziału w zawodach "kto plunie najdalej"i nawet myśleć o tym, że będzie pisarką. Kiedy czytałam fabularne losy Scarlett gdzieś w środku chochlik podpowiadał mi, że mam w sobie podobną siłę. Byłam przekonana, że gdybym znalazła się w podobnej sytuacji, postąpiłabym jak Scarlett: odważnie, nawet brawurowo, na tyle, na ile pozwolą mi na to obecne możliwości. Fabularnie to były oczywiście symboliczne gesty, ale byłam pewna, że jeśli trzeba zerwę zasłony i uszyję z nich piękną kieckę, a potem – choćbym miała poświęcić własną godność – uratuję honor rodziny i utrzymam posiadłość, choć wszyscy będą mówili, że mi się nie uda i "gra nie jest warta świeczki". Podobnie jak dewiza "pomyślę
o tym jutro" – przydaje się do dziś.
Tak, gdyby nie Scarlett, nie byłoby dziś Katarzyny Bondy, autorki bestsellerów. Bo na swojej drodze miałam mnóstwo sytuacji, w których musiałam udowodnić, że jestem jak bohaterka "Przeminęło z wiatrem".
Choć książki z założenia powinny być najłatwiej dostępnym i najpopularniejszym dobrem kultury, bo pobudzają do myślenia, pozwalają oderwać się od rzeczywistości i kształtować nasz światopogląd, to jednak części z wymienionych tu pozycji pewnie nie uda się Wam znaleźć na księgarskich półkach. Tam dziś króluje literatura „lekka, łatwa i przyjemna”. Coraz trudniej o tytuły ambitne, bo wydawcy z powodu wojen cenowych prowadzonych przez dystrybutorów nie mają pieniędzy, aby inwestować
w pozycje, które nie sprzedadzą się w masowym nakładzie. Stąd akcja #ocalksiazki , bo kultura, to coś więcej niż konsumpcja, a książka nie jest zwyczajnym produktem.