
Obserwuję w swoim otoczeniu coraz większą polaryzację. Z jednej strony dziewczyny zaangażowane w pracę na rzecz kobiet, z drugiej bunt i całkowita niezgoda na nazywanie siebie feministką. Jakie są główne zarzuty? Dlaczego młode dziewczyny nie chcą już identyfikować się z feminizmem?
Internet znakomicie pokazuje, co antyfeministki mają na myśli. Jedna ze społeczności na Facebooku nazywa się „Women Against Feminism” i zrzesza ponad 31 tysięcy kobiet z całego świata. Wrzucają one swoje zdjęcia i listy z wyjaśnieniem, dlaczego nie potrzebują feminizmu. Jedna z nich pisze – Nie potrzebuję feminizmu, bo zostałam w domu, po tym jak stałam się mamą. Nie potrzebuję feminizmu, bo jest 2015 rok i mogę pracować oraz głosować. Nie potrzebuję feminizmu, bo cenię opinię mojego męża. – komentarz, który zostawiła pod zdjęciem inna kobieta mówił, że autorka tych słów jest prawdziwą kobietą, a jej syn i przyszła synowa są szczęściarzami, że ją mają.
Niestety, pojawia się też problem z dyskusją w tych kwestiach. Feministki mogą mówić o całkowitym braku zrozumienia tematu, odpowiedź jest jednak niepodważalna według przeciwniczek – Oceniamy feminizm po jego działaniach, a nie po definicji słownikowej. – Czyli nie prowadzimy dialogu, bo wszystko co mówi feminizm to puste frazesy? Kiedy mowa na przykład o wyrównaniu płac albo o niepłaceniu alimentów, to rozumiemy to jako zawartość definicji, a nie potrzebę działań właśnie?
Młode przeciwniczki feminizmu nie zawsze są jednak tak radykalne, jak na wymienionym tu Facebookowym profilu. Dlaczego właściwie nie lubią feministek i co drażni je najbardziej? – To nie jest tak, że ich nie lubię, bo nie jestem przeciwna wszystkim ich postulatom – powiedziała nam Martyna, która ma na Facebooku polubiony profil „Women Against Feminism” – Jestem przeciwna tylko niektórym absurdom, jakie feministki próbują wprowadzić.
Jestem przeciwna parytetom. Dla mnie, jako kobiety, jest to upokarzające, że miałybyśmy coś „osiągać” tylko z powodu płci. Nikt nie zabrania kobietom obejmowania stanowisk politycznych, czy w zarządach dużych firm. Nie potrzeba do tego parytetów, a kompetencji. Chciałabym dostać pracę za to, co sobą reprezentuje, a nie być wzięta z musu narzuconego parytetem.
Dziewczyny z którymi rozmawialiśmy dodają jednak, że nie wszystkie problemy, którymi zajmują się feministki są błahe. Martyna pozytywnie oceniła między innymi wsparcie, jakiego udzielają środowiska kobiece, ojcom walczącym w sądach o prawa do opieki nad swoimi dziećmi. Ola dodała – Muszę oddać sprawiedliwość, że na przykład walka z tzw. alimenciarzami, czy podnoszenie problemu przemocy domowej, są jak najbardziej na miejscu i są to inicjatywy godne pochwały – jednak ocena samych działań nie jest już tak pochlebna – Często przeradzają się w karykatury samych siebie, upatrując przyczyn tych 'zjawisk' nie tam, gdzie trzeba i proponując rozwiązania nie do końca mim zdaniem słuszne i skuteczne.
Inne argumenty, które często pojawiają się w wypowiedziach antyfeministek, odwołują się do przeszłości. Pochwalają one między innymi feminizm lak 70-tych XX wieku. Wtedy był on potrzebny, teraz przybiera według wielu formę „feminazizmu”. Skoro mamy już dobre prace, możemy głosować i nie musimy siedzieć w domu, to wszystko jest zrobione. Kilkadziesiąt lat temu feministki nam to załatwiły i niech już spadają.
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl
