Rosja, Niemcy, Swiatowy Kongres Żydów... wszyscy roszczą sobie prawo do złota ze złotego pociągu znalezionego w okolicach Wałbrzycha.
Rosja, Niemcy, Swiatowy Kongres Żydów... wszyscy roszczą sobie prawo do złota ze złotego pociągu znalezionego w okolicach Wałbrzycha. Fot. Shutterstock

Nie wiadomo czy słynny złoty pociąg faktycznie istnieje. Wiadomo jednak, że kolejka po odbiór znajdującego się w nim skarbu staje się coraz dłuższa. W sobotę zapowiedź walki „o swoje” zadeklarował Światowy Kongres Żydów i jego szef Robert Singer. Teraz słyszymy o żądaniach sąsiednich państw – Niemiec i Rosji. – Złota, pieniędzy ani innych kosztowności państwa nam nie odbiorą – przekonuje w rozmowie z naTemat ekspert ds. prawa międzynarodowego Piotr Schramm.

REKLAMA
Rosja nie prawa roszczeń
Mówiąc o poszczególnych roszczeniach do skarbu z pociągu, najważniejszą kwestią jest to, kto je zgłasza. W przypadku państw są one niemożliwe do uwzględnienia, zwłaszcza jeśli dotyczą majątku (a nie dzieł sztuki). Dlaczego? Bo nie ma ku temu odpowiedniej regulacji prawnej.
– Jeśli popatrzymy na umowę międzynarodową między państwami, to kluczową rolę odgrywa tu tzw. immunitet jurysdykcyjny. On określa, że jedno państwo nie może być pozwane przez inne, chyba że wcześniej w jakiejś umowie międzynarodowej wyraziło na to zgodę – mówi Piotr Schramm.
Roszczenia do budzącego największe emocje złota są więc nie do uwzględnienia. Chyba, że Polska sama będzie chciała je oddać. – Poza tym, nie ma drogi prawnej, która skutecznie doprowadziłaby do tego, by zobowiązać nasze państwo do wydania skarbu. Ani Rosja, ani Niemcy nie mogą nas pozwać. Nie mają gdzie, nie mają jak i nie mają ku temu podstawy prawnej – dodaje ekspert.
Do oddania tylko dzieła sztuki
Wyjątek stanowią jednak dzieła sztuki, a właściwiej byłoby powiedzieć – dobra kultury. Te są bowiem szczególną częścią znaleziska, określane dodatkowo przez regulacje IV konwencji haskiej z 1907 roku. Konwencja ta mówi jasno, że takie dobra powinny być wydawane. Z drugiej strony, teoria to jedno, a praktyka drugie. Piotr Schramm przyznaje, że państwa na ogół niechętnie wydają dobra kultury, które są w ich posiadaniu mimo że powinny to robić.
Przykład? Szwecja, która od ponad 60 lat jest w posiadaniu polskich złotych lwów. Powinny być u nas, a stoją u nich przed Zamkiem Królewskich. W takich sprawach niemałą rolę odgrywa czas – zacierają się ślady, znikają dowody, a potem trudno czemukolwiek dowieść.
Roszczenia Żydów uzasadnione
Wróćmy jednak do „złotego pociągu”. Oprócz państw, prawo do zawartego w nim majątku rości sobie również Światowy Kongres Żydów Polskich, o czym informowaliśmy w naTemat. Kongres ten, rozumiany nie jako instytucja, ale jako osoby fizyczne ma większe szanse na jego odzyskanie. – Jeśli przyjdą i powiedzą: „Proszę zwrócić wartości majątkowe moich przodków, które znajdują się w tym pociągu”, takie roszczenie zostanie przyjęte przez sąd i uznane jako roszczenie przeciwko Skarbowi Państwa – tłumaczy Schramm.
W przypadku roszczeń osób fizycznych, ekspert zwraca uwagę na jeszcze jedną kwestię. Wiele lat temu Polska podpisała ważną umowę ze Stanami Zjednoczonymi (w lipcy 1960 r.), w której określono, że w zamian za zapłatę przez rząd PRL 40 mln dol. na rzecz Amerykanów, przejmują oni wszystkie roszczenia na rzecz swoich obywateli związane z okresem II wojny światowej. – Mówiąc wprost, zapłaciliśmy Amerykanom w zamian za to, że gdyby pojawiły się jakieś roszczenia, ich rząd weźmie je na siebie – precyzuje Schramm. – A takich umów było więcej, nie tylko z USA. To działa na naszą korzyść – dodaje.
Złoty strzał dla znalazców
Podkreślmy ponownie: roszczenia, których będą dochodzić Niemcy czy Rosja są praktycznie nie do zrealizowania. Kto zatem zyska na „złotym pociągu” (jeśli okaże się, że on faktycznie istnieje) najwięcej? Odpowiedź jest prosta – ci, którzy go znaleźli. Zwłaszcza, że prawo które reguluje kwestie „znaleźnego” w ostatnich miesiącach uległo zmianie.
Do lutego 2015 roku kwestia znaleźnego była w kodeksie cywilnym określana bardzo nieprecyzyjnie. Znalazcy należało się odpowiednie wynagrodzenie za to, że znalazł i oddał, a nie zachował dla siebie – tłumaczy Piotr Schramm. – W lutym i marcu tego roku weszła w życie specjalna ustawa, która reguluje wartość znaleźnego i ustawowo określa ją na 10 proc. – dodaje.
Sen o złocie trwa
Ekspert przekonuje, że to niewykluczone, że znalazcy pociągu natrafili na niego nie kilka tygodni, a kilka miesięcy temu i specjalnie czekali, aż nowa ustawa wejdzie w życie. – Przyglądając się tej sprawie, kilka razy natrafiłem na taką teorię. Jeśli to prawda, to doskonały dla nich ruch, bo to oni wyjdą na tym najlepiej – dodaje. To tylko potwierdza tezę, że państwo polskie nie powinno się obawiać, że ktoś „obcy” nam złoto z domniemanego pociągu zabierze.
Sen o wielki złocie więc dalej trwa. Przypomnijmy jedynie, że pociąg został zlokalizowany w pobliżu Wałbrzycha (Ministerstwo Kultury otrzymało specjalne georadarowe zdjęcia). Generalny konserwator zabytków Piotr Żuchowski ostrzega, żeby nie szukać go na własną rękę. Jeśli istnieje naprawdę, oprócz kosztowności, mogą znajdować się w nim również materiały niebezpieczne.

Napisz do autora: karolina.wisniewska@natemat.pl