
Reklama.
Michał Krzymowski z "Newsweeka" usłyszał z otoczenia Beaty Szydło jasny komunikat. – Rządu jeszcze nie ma, a ich relacja już teraz jest toksyczna – mówią w tej części Prawa i Sprawiedliwości, której bliżej do nowej liderki niż Jarosława Kaczyńskiego. Informatorzy z PiS pomagają mu też wyjaśnić zamieszanie, jakie kilka dni temu powstało za sprawą portalu braci Karnowskich, który opublikował niespodziewane doniesienia o tym, że na czele nowego rządu stanie prof. Piotr Gliński.
Jak się okazuje, choć portal później zdjął ten artykuł (podobno po nerwowym telefonie z siedziby PiS), nie były to informacje fałszywe. Jarosław Kaczyński rzeczywiście miał podjąć taką decyzję, ale zmienił ją po tym, gdy na Nowogrodzką wparowała poirytowania Beata Szydło. Po długich rozmowach Prezes miał wynegocjować z nią obecny układ, że to ona jest szefową rządu, ale on decyduje o jego składzie.
Do dziś w partii nie wiedzą, czy Jarosław Kaczyński naprawdę chciał premiera Glińskiego, czy tylko posłużył się profesorem, by korzystnie dla siebie rozegrać powyborcze sprawy. – Ci, którzy dobrze znają Jarosława, wiedzą, że on lubi zarządzać przez kryzys. Doprowadza do konfrontacji, eskaluje ją i czeka na przebieg wydarzeń. Obserwuje reakcję otoczenia i decyduje w ostatniej chwili – stwierdził jeden z rozmówców "Newsweeka".
Po co Jarosławowi Kaczyńskiemu taki kryzys tuż po wielkim zwycięstwie PiS? Bo Prezes nigdy nie odniósł tak wielkiego sukcesu, ale jednocześnie nigdy jego władza w partii nie była tak zagrożona. – Prezes wie, że Beata ma świetne relacje z Dudą i boi się, że po objęciu urzędu będzie chciała z nim grać przeciwko partii. Nie zamierza jej tego ułatwiać – tłumaczą rozmówcy Krzymowskiego.
Źródło: "Newsweek" 45/2015