PiS zupełnie nie przejmuje się wielotysięcznymi protestami, ani apelami europejskich sojuszników o opamiętanie się w łamaniu konstytucji. Rząd sterowany przez Jarosława Kaczyńskiego zdaje się zupełnie nie obawiać utraty raz zdobytej wszechwładzy. Tymczasem coraz silniej wracają spekulacje na temat tego, iż już w styczniu rewolucję zafundowaną przez tę partię może zakończyć Sąd Najwyższy. Czy rzeczywiście możliwe są nowe wybory już na wiosnę?
"Można się już dzisiaj domyślać, co będzie się działo 19 stycznia na Placu Krasińskich w Warszawie. Pytanie, czy sądy ulegną salonowi czy ulicy i kto tą ulicą będzie rządził 19 stycznia" - piszą na swoim blogu Rafał Kasprów i Maciej Gorzeliński. Kim oni są? Jeszcze kilka lat temu należeli do czołówki polskich dziennikarzy śledczych, a dziś oferują usługi PR-owe najbardziej wpływowym osobom i firmom.
Zorientowania w polskiej polityce - szczególnie tej kuluarowej - nie sposób im odmówić, a z ich najnowszej wiedzy zdaje się wynikać, iż naprawdę potężne protesty dopiero przed nami. Kasprów i Gorzeliński sugerują, że właśnie w gorącym nastroju na ulicach stolicy będzie ważyła się decyzja Sądu Najwyższego o ważności wyborów.
Co sędziom do wyborów?
Przypomnijmy, iż w naTemat pierwsi wspominaliśmy o takim scenariuszu szybkiego przerwania rewolucji ustrojowej, którą rozpoczęło Prawo i Sprawiedliwość. Bo choć zmiana władzy następuje wkrótce po ogłoszeniu wyników przez Państwową Komisję Wyborczą, to ważność wyborów nie jest automatycznie potwierdzona.
Rozstrzyga o niej Sąd Najwyższy na podstawie sprawozdania PKW, oraz opinii wydanych w wyników rozpoznania protestów wyborczych w ciągu 90 dniu od dnia wyborów. Jak przypomniał już przed tygodniem Roman Giertych, w tym roku jednym z czynników branych pod uwagę przez sędziów SN będzie to, czy "fakt, że PiS startował jako komitet, a był koalicją miał wpływ na wynik wyborów".
Brawura Jarosława Kaczyńskiego sprawiła bowiem, że koalicję zwaną Zjednoczoną Prawicą zawiązano w nietypowy sposób. Współtworzący ją posłowie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobro i Polski Razem Jarosława Gowina dostali się do Sejmu z list Prawa i Sprawiedliwości.
Choć sondaże jasno wskazywały, że Kaczyński, Ziobro i Gowin nie musieli się obawiać, iż nie przekroczą podwyższonego, 8-proc. progu wyborczego dla koalicji, to jednak uznali lepszym rozwiązaniem wprowadzenie swoich ludzi do parlamentu na listach Komitetu Wyborczego PiS, a nie Koalicyjnego Komitetu Wyborczego Zjednoczona Prawica. I sporo zaryzykowali.
PKW przy rejestracji komitetów wyborczych tłumaczyła, że Zjednoczonej Prawicy umożliwiono start w wyborach w takiej formie, ponieważ ten organ nie zajmuje się tym, "w jaki sposób podmioty współpracują wewnętrznie". Może to już jednak zbadać Sąd Najwyższy. Ewentualne problemy nieformalnej koalicji rządzącej może powodować fakt, iż ludzie Ziobry i Gowina nie znaleźli się na listach PiS na podstawie typowego politycznego zaproszenia. Kandydowali na mocy oficjalnie zawartego między PiS, PR i SP porozumienia, do którego dodano aneks o wspólnym starcie w wyborach.
Casus Nowackiej
A ustawodawca właśnie z myślą o takich przypadkach stworzył formułę koalicyjnego komitetu wyborczego, któremu wyżej zawieszono poprzeczkę w walce o władze. Karnie do tych norm zastosowali się w Zjednoczonej Lewicy. Politycy mniejszych ugrupowań lewicowych nie "ukryli się" na listach najpopularniejszego Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Co kosztowało tę koalicję bardzo wiele, bo choć zdobyła 7,55 proc. głosów (zaledwie 0,5 proc. mniej niż Nowoczesna Ryszarda Petru) to nie przekroczyła 8-proc. progu. Dziś przypominają o tym także Kasprów i Gorzeliński:
"Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie..."
Pytanie tylko, jak na ewentualną niekorzystną dla PiS decyzję Sądu Najwyższego obecne władza zareaguje. Skoro już odmawia ona respektowana wyroków Trybunału Konstytucyjnego, podobny los może czekać uchwałę Sądu Najwyższego o nieważności wyborów. Należy bowiem pamiętać, iż wygaśnięcie mandatów poselskich nastąpiłoby dopiero w dniu opublikowania takiej uchwały w Dzienniku Ustaw RP, a obecny rząd miewa z takimi publikacjami problemy.
Poza tym, do rozpisania wyborów ponownych koniecznie jest postanowienie prezydenta. Jednak Andrzej Duda może pozostać na rozstrzygnięcia SN tak samo głuchy, jak na te, które zapadły w TK. Można się więc domyślać, że sytuacja w kraju tylko zostałaby w ten sposób podgrzana...
Sąd Najwyższy będzie rozpatrywał sytuację w której PiS, Polska Razem i Solidarna Polska startowały jako komitet wyborczy choć w rzeczywistości była to koalicja wyborcza trzech partii. (...) PKW jako pierwsza zwróciła uwagę, że o miejscu polityków z partii Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina na listach PiS nie decydowała przynależność do PiS ale udział w koalicji na podstawie aneksu do umowy koalicyjnej. Tym samym nie był to komitet ale koalicja wyborcza - na takim stanowisku stanęło PKW ale dopiero Sąd Najwyższy decyduje czy miało to wpływ na wynik wyborczy. Co to znaczy? Że sąd zdecyduje według własnej interpretacji czy ludzie głosujący na komitet wyborczy PiS wiedzieli, że w jego skład wchodzą też inne partie i kandydują osoby należące do innych niż PiS ugrupowań. (...)
Istotne jest, że Zjednoczona Lewica startująca jako koalicja zdobyła 7,55 proc głosów i nie znalazła się w Sejmie. Gdyby Zjednoczona Lewica jak PiS wystartowała jako komitet jej posłowie zasiadali by dziś w sejmowych ławach. Jeśli demokracja to równość wobec prawa to Sąd Najwyższy może nie poprzestać na natarciu uszu.Czytaj więcej