![Fot. [url=http://bit.ly/1TnAlvc]Vaping360[/url] / [url=http://bit.ly/1mhaR6e]CC BY-SA 2.0[/url]](https://m.natemat.pl/e2696522ed77ca0b96e1e52c8cdfa60b,1680,0,0,0.jpg)
Zgodnie z nowelizacją, która ma szansę wejść w życie już w drugim kwartale przyszłego roku, „ochrona zdrowia przed następstwami używania tytoniu” określona w artykule 3. ustawy, będzie gwarantowała „ochronę prawa niepalących do życia w środowisku wolnym od dymu tytoniowego lub pary pochodzącej z papierosów elektronicznych”.
Z taką argumentacją nie zgadzają się, co oczywiste, producenci e-papierosów i niektórzy eksperci. Jak twierdzą, w e-papierosach nie występuje fizyczny proces spalania, dzięki czemu ilość szkodliwych substancji (formaldehydu, toluenu, acetonu, nitrozoamin, tlenku węgla, metali ciężkich) zawartych w liquidzie jak i w „e-dymie” może być niższa.
Istnieją przesłanki, które mówią, że [palenie e-papierosów] może być mniej szkodliwe, ale nie mamy na to jeszcze ostatecznych dowodów. W tym tkwi cały problem – przesłanki rzeczywiście są takie, że „vapowanie” najpewniej nie szkodzi, ale potrzeba na to dowodów w postaci randomizowanych prób klinicznych. E-papierosy są więc pewną alternatywą i nadzieją, ale wymagają „dobadania”.
Jeśli przestawimy się z normalnego palenia na e-papierosy, to najprawdopodobniej efekt będzie taki, jakbyśmy w ogóle przestali palić. Nie jestem zwolennikiem potępiania e-papierosów, bo ludzie generalnie szukają używek i będą to robić nadal, więc tego typu ryzyko należy minimalizować. Jeśli więc chodzi o minimalizację ryzyka, e-papierosy są tu jakąś furtką, tyle że wymagają głębszych badań.