Obecne zamieszanie wokół wyższego podatku na alkohole niskoprocentowe wywołały wyliczenia Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Instytucja, która ma być ciałem doradczym w sprawie walki z problemami alkoholowymi i przeciwdziałaniu zgubnym skutkom pijaństwa wśród społeczeństwa, w myśl statutowej działalności prowadzi m.in. badania i analizy runku alkoholowego w Polsce.
Dyrektor PARPA od dawna jest entuzjastą wprowadzenia jednej stawki podatku akcyzowego na wszystkie trunki. – Protestowałem, kiedy w 2014 roku ministerstwo finansów nałożyło wyższą akcyzę na wyroby spirytusowe. Wówczas nikt nie konsultował z nami tej decyzji, a nasze stanowisko jest w tej sprawie jasne. Żeby skutecznie rozwiązywać problemy alkoholowe, należy ujednolicić akcyzę – mówi Krzysztof Brzózka.
Kiedy w 2014 roku minister Rostowski podnosił akcyzę na wyroby wysokoprocentowe, głośno wyrażałem sprzeciw. Tym samym podatkiem powinny być objęte wszystkie wyroby alkoholowe, szczególnie wódka i piwo. Te dwa napoje traktuje się w Polsce wymiennie, co zresztą możemy obecnie obserwować. Rynek piwa w zeszłym roku zwiększył się o 10 proc. Z wódki przerzuciliśmy się po prostu na piwo, które teraz spożywamy w ogromnych ilościach.
Na razie nie wiemy jeszcze, jak na propozycje podniesienia podatku zapatruje się Ministerstwo Finansów, ale jeśli państwo chce wpływać na kształtowanie się modelu konsumpcji alkoholu w Polsce, to powinno dążyć do tego, żeby różne trunki były opodatkowane w różny sposób. Obecnie piwo jest niżej opodatkowane i ma to swoje konsekwencje. Spożycie wódki na przestrzeni ostatnich 25 lat drastycznie spadło. W jej miejsce Polacy wybierają przede wszystkim piwo, którego pijemy rocznie 100 litrów na głowę. Zrównanie akcyzy byłoby zaprzepaszczeniem tych 25 lat, gdy Polacy z amatorów wódki stali się miłośnikami piwa.
Jeśli PARPA zdołałaby przekonać polityków do swojej koncepcji podatków, wiele mogliby stracić również polscy producenci cydru. Ta raczkująca u nas branża otrzymałaby potężny cios. Byłoby to też sprzeczne z wcześniejszą polityką rządu, który zapowiadał nawet, że będzie rozważał zawieszenie akcyzy na cydr. Z taką propozycją wyszedł były minister rolnictwa Marek Sawicki. Wszystko po to, żeby na starcie dać rozwijającej się branży cydru szanse na złapanie oddechu przed zmierzeniem się z wymagającym rynkiem.
Ucierpieliby nie tylko cydrownicy-rzemieślnicy, ale też więksi producenci. Dla nich byłaby to katastrofa, która oznaczałaby najprawdopodobniej bankructwo. Licząc na szybko, jeśli butelka cydru kosztuje 10 zł, to po doliczeniu wyższej akcyzy i marży, musielibyśmy płacić jakieś 18-19 zł. Cydr w takiej cenie raczej nie znalazłby zbyt wielu amatorów.
W tle całej dyskusji o podwyżce akcyzy na alkoholowe wyroby niskoprocentowe toczy się osobna debata. O wpływy do państwowej kasy. Poprzedni rząd nałożył na najmocniejsze alkohole wyższy podatek. Wyższy o 15 proc. Wyższe miały być też wpływy do budżetu, ale tu rząd się przeliczył, a cały plan okazał się niewypałem. Rozrosła się za to szara strefa, a Polacy częściej sięgają po szemrany alkohol spod lady, z przemytu.
Napisz do autora: dominika.majewska@natemat.pl