Siedziba Parlamentu w Bukareszcie
Siedziba Parlamentu w Bukareszcie Tomasz Wiech /AG

Rząd rumuński był krytykowany ze wszystkich stron. W ich plany uderzały raporty i analizy przygotowywane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Komisję Europejską. Premier Cioloș nie przestraszył się jednak i przeforsował obniżenie podatków. Dziś Rumunia kwitnie.

REKLAMA
To najprostszy numer, każdego stać na to, żeby ściągnąć od ludzi pieniądze – tak jeszcze w latach 90-tych mówił Donald Tusk. Były premier długo przekonywał, że podatki są zdecydowanie za wysokie i koniecznie obniżać. Na obietnicach i zapowiedziach zwykle się kończyło. Od dwudziestu lat wszystkie partie w Polsce idą do wyborów z hasłem obniżenia podatków.
Noworoczna obniżka
Od 1 stycznia tego roku w Rumunii zaczęła obowiązywać nowa stawka VAT. Obniżoną ją o 4 punkty procentowe, i wynosi tylko 20 proc. Czyli o 3 proc. mniej niż w Polsce. Chciano wprowadzić nawet większe cięcie, do poziomu 19 proc., ale na to nie zgodzili się urzędnicy w Brukseli. A to jeszcze nie wszystko.
Rząd rumuński postawił na rozwój mikroprzedsiębiorstw. Małe, jednoosobowe firmy będą teraz płaciły podatek dochodowy w wysokości 3 proc. Co więcej – jeśli takie mikroprzedsiębiorstwo zatrudni dodatkowo jednego pracownika, to podatek będzie wynosił tylko 2 proc., a jeśli co najmniej dwóch, to podatek dochodowy który przedsiębiorcy przyjdzie zapłacić to zaledwie 1 proc. Przy okazji podniesiono próg obrotów, z 60 do 100 tysięcy euro, jakiego mikroprzedsiębiorstwo nie może przekroczyć w ciągu roku, by móc płacić tak niskie podatki. Gdy przekroczy, to z automatu zacznie płacić podatek w wysokości 16 proc. Bez znaczenia jest charakter działalności gospodarczej.
Przy okazji ogłoszono amnestię podatkową. Zapowiedziano, że do końca marca każdy podatnik, który dotychczas ukrywał swoje prawdziwe dochody będzie mógł po prostu zapłacić zaległy podatek bez narażania się na dodatkowe koszty i kary.
Efekt? Nastąpił wyraźny wzrost gospodarczy, a wpływy do budżetu zwiększyły się o 7 proc. w stosunku do analogicznego okresu z zeszłego roku. Według austriackiego banku Este spodziewany jest wzrost gospodarczy w Rumunii na poziomie 4.1 proc. A może być jeszcze więcej, jeśli niskie podatki przyciągną dodatkowo zagranicznych inwestorów.
logo
Takie obrazki to już raczej przeszłość. Rumunia przyśpiesza Wojciech Olkuśnik /AG
Zupełnie odwrotnie było w Polsce. Gdy w 2011 roku podniesiono podatek VAT o jeden procent, przychody zamiast rosnąć zaczęły maleć. Wielu specjalistów zauważa, że nikt nie jest chętny do płacenia coraz większej daniny na rzecz państwa. Zjawisko opisane zostało przez Arthura Laffera. Zależność między wysokością podatków a przychodami państwa ma wygląd krzywej. Do pewnego czasu wraz z wysokością stawki podatkowej rosną przychody państwa, ale w pewnym momencie, po przekroczeniu punktu krytycznego, przychody zaczynają spadać.
Płacą tylko frajerzy
Ludzie ukrywają dochody, uciekają z pieniędzmi za granicę, oszukują państwo jak się tylko da. Można ten odpływ próbować zatrzymać zwiększając represje wobec nieuczciwych obywateli, ale tu też jest pułapka. Armia urzędników, nierzadko wysoko opłacanych specjalistów staje się poważnym wydatkiem w budżecie i w efekcie przychody zamiast rosnąć per saldo maleją, bo trzeba jakoś tę armię urzędników opłacić.
W Polsce system podatkowy jest niespójny i nieczytelny. Mnóstwo przepisów, w których gubią się nie tylko przedsiębiorcy i obywatele, lecz także pracownicy Ministerstwa Finansów. Do tego są grupy, którym przysługują pewne fiskalne przywileje. – Gdyby zlikwidować przywileje emerytalne, KRUS i zaprzestać dotowania górnictwa to już by można obniżyć podatki reszcie obywateli – twierdzi Ryszard Petru. Więcej prywatnego majątku i mniej regulacji to zdaniem lidera Nowoczesnej sposób na poprawę nie tylko stanu państwa, lecz także naszych portfeli.
Socjal nie sprzyja obniżkom
Inna rzecz, że obniżenie podatków przy zachowaniu przywilejów doprowadzi nieuchronnie do katastrofy. Nie będzie pieniędzy nie tylko na pensje urzędników i nauczycieli, lecz także na program 500+. Dlatego równie śmiałych decyzji jak te podjęte przez rząd rumuński nie należy się spodziewać. Nikt dziś w PiS nie zaryzykuje otwartej wojny ze związkowcami, górnikami i rolnikami, tym bardziej nie zrezygnują ze sztandarowego projektu. Wysoce rozwinięte przywileje socjalne nie sprzyjają obniżaniu podatków, czego świadomością wykazali się swego czasu obywatele Szwecji, którzy w większości opowiadali się przeciwko cięciu podatków. Obawiano się powszechnie, że to obniży ich standard życia.
Dlatego w Polsce raczej należy się spodziewać rozbudowy aparatu fiskalnego. Takie pomysły jak Centralny Rejestr Faktur czy regulacje prawne to tylko jeden ze sposobów, jakie Ministerstwo Finansów w Polsce chce zwiększyć przychody. Uszczelnienie systemu podatkowego jeszcze nikomu co prawda nie zaszkodziło, można się starać, ale często przypomina to próby zatrzymania wody w durszlaku – gdzie by palca nie przytknąć to i tak cieknie. A może warto rozważyć pomysł rządu rumuńskiego?

Napisz do autora: pawel.kalisz@natemat.pl