Dlaczego biskupi nie biorą na serio obowiązku ochrony życia i zdrowia uczestników Światowych Dni Młodzieży?
Dlaczego biskupi nie biorą na serio obowiązku ochrony życia i zdrowia uczestników Światowych Dni Młodzieży? fot. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta

Wszyscy przy zdrowych zmysłach podzielają nadzieję, że podczas imprezy biskupów nikomu nie spadnie włos z głowy. Jednak stan przygotowań do ŚDM, a zwłaszcza traktowanie przez hierarchów bezpieczeństwa podczas ich własnej imprezy jak gorącego kartofla, którym namiętnie przerzucają się z rządem, skłania do poważnych obaw. Przecież na przykładzie katastrofy smoleńskiej przekonaliśmy się, czym się kończy nieprzestrzeganie procedur i postawa „jakoś to będzie". Czy znowu będziemy mądrzy po szkodzie?

REKLAMA
Wołanie na puszczy
Gdy kilkanaście dni temu Agata Czarnacka z portalu Lewica.pl powiedziała, że Światowe Dni Młodzieży stanowią zagrożenie terrorystyczne, to spadły na nią gromy. Klasycznie oskarżano ją o atak na Kościół rzymskokatolicki i sianie zamętu. W końcu kardynał Dziwisz wyraźnie poprosił, by o katolickiej imprezie mówić dobrze albo wcale. Gdy kilka dni później podobną opinię ws. zagrożenia terrorystycznego wyrazili dyżurni męscy eksperci, nagle okazało się, że zwrócenie uwagi na ten problem nie obraża uczuć religijnych. Jednak dla bezpieczeństwa samej imprezy nic się nie zmieniło. Pisze o tym m.in. Łukasz Gibała.
Rządowe Centrum Bezpieczeństwa stawia sprawę jasno – w swoim krytycznym raporcie pisze, że "przy wydarzeniu o takiej skali i charakterze, miejscowość Brzegi nie powinna być brana pod uwagę jako jedna z głównych lokalizacji uroczystości. Miejsce to jest źródłem wysokiego ryzyka dla życia i zdrowia ludzi". Jak informuje TVN24, Centrum w raporcie przedłożonym rządowi rekomenduje przeniesienie spotkania z Brzegów w inne miejsce. Twórcy dokumentu wyliczają zaniedbania, które stanowią zagrożenie dla życia i zdrowia 2-3 milionów spodziewanych uczestników imprezy.
Są to m.in. brak planu ewakuacji, brak odpowiedniego zabezpieczenia medycznego, brak przygotowania na wystąpienie chorób wysoce zakaźnych, brak szpitala polowego wyposażonego w respiratory oraz kardiomonitory, brak mostu ewakuacji powietrznej i informacji na temat przygotowania podmiotów leczniczych na wypadek dużego napływu poszkodowanych w przypadku wystąpienia zdarzeń o charakterze masowym, brak punktu informowania o ewentualnych ofiarach i poszkodowanych, brak przygotowania możliwych do wykorzystania miejsc przechowywania zwłok, brak przygotowania lotnisk zapasowych, brak odpowiedniego przygotowania punktów do mycia rąk oraz środków zaradczych w przypadku upałów takich jak kurtyny wodne, niewystarczająca liczba członków personelu obcojęzycznego.
Biskupi zamiast zapewnić ochronę życia i zdrowia uczestników spotkania, liczą na to, że Państwo polskie pozwoli im na niebezpieczną fuszerkę. Co gorsza, Prawo i Sprawiedliwość rzeczywiście może się na to zgodzić, mimo że teraz uspokaja, że raporty są po to by wyciągać wnioski. Tylko czy faktycznie zostaną wyciągnięte? Państwo powinno mieć wobec kościelnej imprezy równie wyśrubowane wymagania, co wobec każdej innej imprezy masowej. Po pierwsze dlatego, że tego wymaga prawo, a po drugie, ze względu na ochronę życia i zdrowia ludzi. Ludzi. Nie blastocyst, zarodków ani płodów.
Reality check
Podczas gdy polski dyskurs publiczny zmienił się w wielki fotel ginekologiczny, umyka uwadze fakt, że biskupi na kilka miesięcy przed wielotysięcznym zgromadzeniem ludzi z całego świata, narażają ich życie i zdrowie na niebezpieczeństwo. Od instytucji państwowych słyszą odpowiednik komunikatu „Terrain ahead. Pull up!”. Ale ich to nie obchodzi. Już po krytycznym raporcie Centrum zapowiadają, że nie przeniosą imprezy z Brzegów.
Niestety mogą liczyć na to, że państwo przymknie oko i jakoś to będzie. Chyba, że nie będzie, a Polska będzie celebrować miesięcznice z okazji tragicznych ŚDM. Wystarczy odrobina wyobraźni. Ewakuacja ŚDM nie może trwać 8 godzin. Nie trzeba ataku terrorystów. W wielkim tłumie wystarczy pożar, lub atak paniki.
Czy państwo przymykające oczy na łamanie prawa przez biskupów dopuści do tragedii, której przecież nadal można jeszcze uniknąć? Wystarczy, że będzie wymagało zastosowania się do procedur. Już teraz mamy o jeden Smoleńsk za dużo.

Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl