Od dwóch tygodni dzieją się dziwne rzeczy. W powszechnej opinii Polska od wielu lat była postrzegana jako kraj wolny od zamachów terrorystycznych. Nagle wybucha bomba we Wrocławiu, we Włochach policja udaremniła zamach na komendę policji, a w czwartek w całym kraju doszło do serii kilkunastu fałszywych alarmów bombowych. Czy to wszystko jest tylko zbiegiem okoliczności, czy może ktoś za tym stoi i pociąga za sznurki?
Komuś zależy na tym, żebyśmy nie czuli się bezpiecznie jako społeczeństwo. Czy zagrożenie terroryzmem w Polsce jest realne? Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Jedno jest pewne, rząd PiS przygotowuje ustawę antyterrorystyczną, która w założeniu ma wspomóc policję i inne służby w walce z ewentualnymi zamachowcami. I coraz więcej osób zaczyna wskazywać na związek z procedowaniem tej ustawy w Sejmie, a tym, co się dzieje na ulicach miast. W sieci zaczyna być coraz głośniej o teorii spiskowej, mówiącej o tym, że za ostatnimi wydarzeniami stoi rząd i podległe mu służby.
PiS pracuje nad tak zwaną ustawą antyterrorystyczną i akurat w tym momencie dogodnie wybucha bomba. Przypadek? – zastanawia się na Twitterze Andrzej Mendel, dziennikarz. Podobny związek z niespodziewany wzrostem aktywności „zamachowców” a projektem ustawy zauważył też Adam Ozga, dziennikarz TOK FM. Nie są w tym poglądach osamotnieni, w sieci aż kipi od wpisów takich jak ten: „No tak, PiS dochodzi do władzy i od razu alarmy bombowe. Jak ostatnio przy władzy byli, też były jakieś niby atrapy bomb podrzucane rzekomo przez "gejów". Teraz pewnie się okaże, że to "KOD" robi te zamachy. I oczywiście trzeba bardzo szybko "ustawę antyterrorystyczną" przepchać. I podsłuchiwać wszystkich i cenzurować internet”.
– Przypuszczalnie zgłoszeń o podłożeniu bomby będzie coraz więcej. To znane zjawisko polegające na naśladownictwu – twierdzi socjolog Mirosław Kofta. – Gdy ktoś znany popełni samobójstwo to nagle wiele osób próbuje zakończyć swoje życie w ten sam sposób. Podobnie jest z zamachami. Ci, którzy może tylko myśleli o czymś takim pod wpływem przekazów w mediach podejmują decyzję o wysadzeniu czegoś w w powietrze – twierdzi socjolog.
Innego zdania jest jednak coraz większa grupa internautów. Spekulują, że to wszystko jest zaplanowaną akcją, która ma na celu zwiększenie poczucia zagrożenia w społeczeństwie. Wyznawcy tej teorii zauważają, że obywatele, którzy poczują się zagrożeni ze strony terrorystów, chętniej zgodzą się na przyjęcie ustawy łamiącej ich podstawowe wolności. „Ten nagły wysyp alarmów to chyba listek figowy dla tych drakońskich ustaw przeciwko społeczeństwu.– pisze jeden z internautów.
– Mi to wygląda na zorganizowaną akcję – mówi Roman Kurkiewicz, dziennikarz i prowadzący program telewizyjny „Dwie prawdy”. Kurkiewicz zwraca uwagę, że zwykle jest tak, że jak ktoś chce dokonać zamachu, to konstruuje bombę i ją detonuje. W Polsce, za wyjątkiem jedynego zdarzenia we Wrocławiu nikt niczego nie wysadził. Jest tylko powszechne przekonanie co do tego, że był planowany jakiś atak i miało dość do wybuchu bomby.
Nie pasował do wizji terrorysty?
– To w ogóle jest dziwne. Policja przez tydzień czy dłużej śledziła trzech ludzi, którzy przy pomocy cieczy w butelce po Sprite chcieli podpalić radiowóz. A może dwa radiowozy, bo nic w tej sprawie nie jest pewne. Dlaczego nie aresztowano ich wcześniej, tylko tak trochę przypadkiem w ostatniej chwili? Dlaczego o udaremnionej próbie zamachu poinformowano z kilkudniowym opóźnieniem? – zastanawia się Kurkiewicz.
Zdaniem dziennikarza chodzi o to, że policja bardzo chciała ogłosić kolejny sukces dopiero po ujęciu zamachowca z Wrocławia. – Tamten nie pasował do oficjalnego tonu narracji – uważa dziennikarz. Od miesięcy mówi się o tym, że nie można przyjmować uchodźców, bo to grozi wzrostem przestępczości. Ochronią przez islamskim terroryzmem uzasadnia się zapisy ustawy antyterrorystycznej. Tymczasem, jak zauważa Kurkiewicz, zamachu we Wrocławiu dokonał polski student, praktykujący katolik, któremu ideologicznie jest bliżej do PiS, niż jakiejkolwiek innej partii politycznej.
Policja, choć miała nagrania z miejskiego monitoringu szukała go przez tydzień. W Europie policja na drugi dzień po zamachu w Paryżu znała tożsamość zamachowców. – Tak pracują służby na świecie, ale nie w Polsce – podkreśla Kurkiewicz. – Trudno poczuć się bezpiecznie w kraju, w którym policja mająca dostęp do wyszukanych technik operacyjnych, tak długo szuka jednego studenta – dodaje Kurkiewicz. Tydzień to jednak jeszcze nie nie tak długo. Do dziś nie wykryto sprawców, którzy podłożyli w 2005 roku 14 doskonale przygotowanych atrap bomb w Warszawie. – W środku znajdowała się ciecz, na którą reagowały psy policyjne, szkolone do wykrywania ładunków wybuchowych. To nie była robota amatorów, byle kto takich atrap nie potrafiłby zrobić – przypomina dziennikarz.
W opinii wielu politologów te atrapy miały wpływ na zwycięstwo wyborcze Lecha Kaczyńskiego. Jego sztab stworzył wizję polityka, który nie dopuści do szerzenia terroru nad Wisłą. Czyżby dziś ktoś przypomniał sobie, jaki efekt przyniosła zorganizowana akcja z atrapami 11 lat temu i chciałby ją powtórzyć?
– Tym, co łączy te wszystkie ostatnie „zamachy” jest ogólna bylejakość – zauważa Kurkiewicz. Wszędzie na świecie, gdy zamachowiec zdetonuje bombę to giną ludzie. Wielu ludzi. Zwolennicy teorii spiskowych zauważają, że we Wrocławiu ładunek nie był szczególnie silny. To w ocenie zwolenników teorii spiskowej ma dowodzić tego, że chodzi jedynie o pobudzenie opinii społecznej, a nie szerzenie prawdziwego terroru.
W postępie geometrycznym rośnie we mnie wiara w spiskową teorię. Skoro podkładającego bomby we Wrocławiu i zamachowców w Warszawie łączy jedynie nieudolność (dzięki Bogu), to jak nazwać moje wątpliwości. Przecież nieudolność to bardzo słaby wyróżnik, szczególnie w Polsce – napisał na swoim profilu Facebook Wojciech Fusek, zastępca redaktora naczelnego Gazety Wyborczej.
Chodzi o rozgłos?
– Pośrednio odpowiadają za to media, choć nie ponoszą żadnej winy – twierdzi socjolog Katarzyna Iwińska. Jak podkreślała w rozmowie z naTemat, dziennikarze informują o tym, co się dzieje na świecie. Gdy ludzie widzą wybuchające bomby w Syrii czy w Paryżu to niektórym może się zamarzyć zrobić coś takiego także w Polsce. – Jak Herostates, którzy dążąc do zyskania rozgłosu spalił świątynię – dodaje socjolog Mirosław Kofta.
– Trzeba nagłaśniać, jak poważne sankcje grożą nawet za głupie żarty – przekonuje Iwińska. – Może dzięki temu liczba żartownisiów spadnie. Albo jeszcze bardzie zaostrzyć kary? – dodaje. Tymczasem problemem nie jest brak przepisów precyzujących, ile lat więzienia można zasądzić złapanym , tylko wykrywalność tego typu przestępstw. – W XXI wieku przez 11 lat nie złapano sprawców podkładania atrap bomb w Warszawie. Nie znaleziono także dowcipnisia, który zaalarmował służby w grudniu zeszłego roku – przypomina Roman Kurkiewicz. Z powodu fałszywego alarmu bombowego skrócono demonstrację KOD-uy przed Sejmem. Kurkiewicz chciałby wierzyć, że za anarchistami, którzy przygotowywali się do spalenia radiowozów we Włochach nie stoją rządowe służby.
"Jak Putin chciał dokręcić śrubę to dziwnie w Rosji wybuchały bomby. a FSB nic nie wiedziała.Dziwna zbieżność, nie prawda?" – pisze jeden z internautów. Bo metoda nie jest niczym nowym, podobne prowokacje służyły już w historii do rozprawiania się z przeciwnikami politycznymi. W Niemczech spalenie Reichstagu dało sygnał do rozprawienia się z komunistami, po prowokacje sięgano także w Rosji, zarówno przed jak i po wojnie. – Nie łączyłbym tego. Choć z drugiej strony czasem okazuje się, że w najbardziej szalonej teorii spiskowej jest jakieś ziarenko prawdy – mówi Mirosław Kofta.