Awantury na sali sejmowej stają się przykrą normą. Posłowie opozycji przerywają posłom PiS, posłowie PiS próbują wyprowadzić z równowagi posłów opozycji. Obie strony są równie bezwzględne. W każdej z partii jest grupka parlamentarzystów, którzy wręcz specjalizują się w chamskich docinkach pod adresem konkurentów.
"Siadaj, wstrętna babo" czy "Zejdź, bo ja ci pomogę" krzyczały do Agnieszki Pomaskiej z PO posłanki PiS. Wszystko uwiecznił ich partyjny kolega Dominik Tarczyński. Bo nagrywanie politycznej konkurencji, a nawet prowadzenie alternatywnej transmisji jest nową modą. Aplikacja Periscope, która do tego służy, staje się ulubionym narzędziem posłów.
Nagranie posła Tarczyńskiego zniknęło z jego profilu, ale w sieci nic nie ginie i opublikowaliśmy nagranie w naTemat. Nie odważę się na zidentyfikowanie posłanek po głosach, ale z dostępnego na stronach Sejmu zapisu obrad wynika, że wokół posła Tarczyńskiego siedzą m.in. Krystyna Pawłowicz, Iwona Arent, Izabela Kloc, Małgorzata Wasserman i Jolanta Szczypińska.
To kolejny dowód na to, że kobiety w polityce często nie różnią się od mężczyzn. Wszak poza komentarzami posła Traczyńskiego na nagraniu nie słychać pokrzykujących posłów, a jedynie posłanki.
Pokrzykiwanie do przemawiających posłów to nie jedyny sposób zakłócania obrad Sejmu. Ostatnio rośnie popularność skandowania różnych haseł. Podczas głosowania budżetu na 2016 rok politycy PiS zagłuszali wnioski i skargi posłów PO krzycząc "8 lat". Podczas debat o Trybunale Konstytucyjnym PO skanduje "demokracja" czy "opublikuj", a PiS "Targowica".
Takie przenoszenie stadionowych zwyczajów do Sejmu nie prowadzi do niczego konstruktywnego. Wręcz przeciwnie, niepotrzebnie podnosi emocje i utrudnia dojście do jakiegokolwiek porozumienia. W dodatku wyborcy biorą przykład z "wybrańców narodu" i przenoszą te niepotrzebne, teatralne emocje do własnych dyskusji o polityce.
Jeśli więc politycy apelują o uspokojenie nastrojów, powinni zacząć od siebie. Tymczasem Sejm III RP coraz bardziej przypomina galicyjski Sejm Krajowy, znany z awantur i nieparlamentarnych zachowań. Później te obyczaje przeszły do odrodzonego Sejmu II RP. Teraz zdaje się to wracać. – Nie pamiętam, żeby dawniej podczas obrad dochodziło do takich awantur – mówi poseł z 15-letnim stażem.
Kto przoduje wśród awanturników w poszczególnych partiach? Sejmowe mikrofony nie zbierają wszystkich dźwięków, wiele z nich zlewa się z innymi. Dlatego najlepiej kierować się stenogramami z posiedzeń Sejmu, które dobrze oddają przebieg dyskusji.
Prawo i Sprawiedliwość
Krystyna Pawłowicz przerywa zawsze, nie tylko swoim. Kiedy przemawia Beata Szydło albo Jarosław Kaczyński posłanka co jakiś czas uznaje za stosowne wtrącić "Tak jest". Tylko podczas kilkunastominutowego wystąpienia Beaty Szydło ws. opinii Komisji Europejskiej przytaknęła premier aż 14 razy. Ale to i tak nic w porównaniu z aktywnością posłanki podczas przemówień opozycji. Pawłowicz pokrzykuje, każe zejść z mównicy albo docina posłom PO, Nowoczesnej czy PSL (z tymi od Kukiza obchodzi się łagodniej).
Ale nie tylko Pawłowicz lubuje się w przeszkadzaniu politycznym konkurentom. Aktywny jest też wspomniany już Dominik Tarczyński – sejmowy debiutant, który zachowuje się jak doświadczony poseł. A właściwie przeszkadza jak doświadczony poseł. Poziom jego komentarzy słychać na transmisji z jego Periscope'a. Innym razem do poseł Andżeliki Możdżanowskiej krzyczał frywolnie "Andżela".
Wiele do życzenia pozostawia kultura wiceszefa klubu PiS Marka Suskiego, który potrafi krzyknąć "Co pani bredzi?" do posłanki Nowoczesnej czy "Kolega jak zdrajca się zachował..." do Rafała Trzaskowskiego z PO. Wydawałoby się, że członek prezydium klubu powinien zachować wyższe standardy. Jednak w PiS najgłośniejsze są panie. Poza Pawłowicz te, które słychać na transmisji posła Tarczyńskiego.
Platforma Obywatelska
W szeregach opozycji jest kilku krzykaczy, głównie panów, ale chyba najczęściej słychać Jakuba Rutnickiego z PO. Polityk był niezwykle aktywny podczas debaty o ustawie ograniczającej możliwość budowy wiatraków. Przerywał mówcom 25 razy. I to pomimo zwracania uwagi przez wicemarszałka prowadzącego obrady. Przez swoje okrzyki Rutnicki jest jednym z bardziej nielubianych przez PiS posłów PO.
Bardzo porywczy charakter ma też Sławomir Nitras, który kiedy tylko jest na sali ochoczo komentuje wystąpienia innych posłów. Czasami to tylko "Ooo" lub "Ha ha ha", a czasami komentarze wyśmiewające zależność polityków PO od Prezesa czy spadającą pozycję Polski w UE. Takich wtrąceń jest nawet 30 podczas jednego dnia obrad.
Aktywni (czy raczej głośni) są też Cezary Tomczyk, były rzecznik rządu, Agnieszka Pomaska czy – tu brak zaskoczenia – Stefan Niesiołowski. Ale też była szefowa Komisji Finansów Krystyna Skowrońska, Urszula Augustyn czy Elżbieta Radziszewska. Jednak najbardziej przykre, że w gronie sejmowych przeszkadzaczy z PO jest też była premier Ewa Kopacz, która zaskakująco często przeszkadza politykom PiS.
Kilka tygodni temu wpadliśmy w naTemat na pomysł, by pokazać, że politycy nie przejmują się hejterami. Poprosiliśmy ich, by wzorem Baracka Obamy, przeczytali internetowe komentarze na swój temat. Ale okazuje się, że największymi hejterami są sami politycy. I to oni dają przykład wyborcom, którzy zalewają internet anonimowymi hejtami.