
Oto jak wyglądają kulisy brukselskich interesów. Wystarczyło, że tylko jedna firma z Polski weszła na niemiecki rynek z biopaliwami, a już Komisja Europejska wszczęła wielkie postępowanie przeciwko naszemu krajowi.
Pod koniec maja tego roku Komisja Europejska skierowała pozew przeciwko Polsce do Trybunału Sprawiedliwości UE. Zarzuca w nim, że system wyboru dostawców dla największych producentów paliw (raptem jest ich dwóch: Orlen i Lotos) zanadto faworyzuje krajowe firmy i pisze tak:
(…) zastrzeżenie Komisji dotyczy tego, że polskie przepisy traktują preferencyjnie podmioty działające na rynku paliw, które zaopatrują się co najmniej w 70 procentach w biopaliwa – płynne lub gazowe paliwa transportowe produkowane z biomasy – u polskich producentów, oraz w przypadku gdy biopaliwa są produkowane głównie z surowców pochodzących z niektórych krajów. Takie preferencyjne traktowanie stanowi dyskryminację producentów biopaliw i producentów surowców z innych krajów
– Jeśli w wyniku narzuconej przez Brukselę polityki biopaliwowej mamy coś dolewać do paliw to niech przynajmniej zarabia na tym polski rolnik i polskie firmy tej branży. Wolę uzależnienie od rodzimego rolnika niż uzależnienie od importu zagranicznych produktów. Przynajmniej wtedy, część obiegu pieniądza realizuje się w Polsce – mówi Adam Stępień z Krajowej Izby Biopaliw. Szacuje, że 80-100 tys. gospodarstw rolnych sieje rzepak lub kukurydzę pod biopaliwa.
Unia Europejska nie ma sobie równych pod względem narzucania rozwiązań, które uważa za jedyne akceptowalne i dobre dla obywateli wspólnoty. Tak było w przypadku dyrektywy żarówkowej z 2009 – nakazującej wycofanie ze sprzedaży tradycyjnych żarówek, a zastąpienie ich świetlówkami. W rzekomo proekologicznych działaniach urzędników z Brukseli dopatrywano się lobbingu w imieniu firm Osram czy Philips, które zupełnie przypadkowo akurat przestawiały swój biznes na produkcję energooszczędnych świetlówek.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
