Zabrała głos w sprawie aborcji, bo nie wytrzymała. I przedstawiła argumenty powalające! Joanna Ławicka, terapeutka z Opola, prezes Fundacji Prodeste, która od kilkunastu lat pracuje z niepełnosprawnymi dziećmi, napisała tak, że łzy same się cisną do oczu.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
"Nauczyłam 13 letniego chłopca jeść łyżką, mimo strasznego porażenia czterokończynowego. Nie zapomnę do końca życia jego ogromnej radości, że może to zrobić sam i łez przerażenia, kiedy łyżka została mu brutalnie wydarta z ręki z krzykiem „bo kto będzie po nim sprzątał”. Pozwoliłam się wypłakać nastolatce, niepełnosprawnej intelektualnie, która opowiadała mi, jak jest gwałcona przez niepełnosprawnych chłopców, również mieszkańców tego samego domu opieki.
Nikt nie zrozumie dramatu tych ludzi i ich Rodziców. Nikt, kto tego na własne oczy nie zobaczył i nie przeżył.(...) Dlatego, drodzy panowie z rządu - dajcie nam spokój. Pozwólcie ludziom podejmować decyzje zgodne z ich sumieniem. (...) Chrystus, który - jak wierzycie - był synem Boga, na pytanie o najważniejsze przykazanie nie wymienił piątego z dekalogu. Jako najważniejsze wskazał przykazanie miłości". Tak terapeutka napisała na swoim profilu na Facebooku 28 września. Jej wpis udostępniło już ponad 4 tys. osób.
Co Panią skłoniło, aby zabrać głos w sprawie aborcji?
W zasadzie - był to impuls. Napisałam swój post bezpośrednio, po godzinnej lekturze różnych informacji na ten temat. Był zbiorem moich, luźnych przemyśleń z dłuższego czasu. Nie spodziewałam się, że będzie tak szeroko czytany. Poczułam po prostu potrzebę podzielenia się swoimi spostrzeżeniami.
A tych spostrzeżeń ma Pani sporo, bo w swojej pracy widziała Pani wiele...
Bardzo wiele. Każdego dnia stykamy się z ludzkimi dramatami. Już dzisiaj, w imię ideologii, czy presji społecznej spotykamy się z sytuacjami zatajenia przez lekarzy przed rodzicami wad rozwojowych u dziecka, wykrytych na etapie prenatalnym. W efekcie, dziecko, które mogłoby urodzić się bezpiecznie, przez cesarskie cięcie, rodzi się siłami natury. I nie może się urodzić.
Twórcy ustawy nie wiedzą najwyraźniej o tym, że w procesie porodu aktywny udział bierze także noworodek. Jeżeli jest słaby, niepełnosprawny - urodzi się dodatkowo z ciężkimi uszkodzeniami okołoporodowymi. Pracuję z takimi dziećmi. Urodzonymi w zamartwicy, z wylewami dokomorowymi, z wywichniętymi rękami... Tych tragedii można uniknąć, jeżeli postępuje się w zgodzie z wiedzą medyczną a nie ideologią.
Teraz u podłoża części tych dramatów leży właśnie lęk. Ten lęk, dzisiaj powodowany "tylko" przez względy światopoglądowe i presję społeczną, za chwilę zostanie być może po tysiąckroć wzmocniony zapisami prawnymi.
Z karą więzienia włącznie...
Twórcy projektu tej ustawy zapewniają co prawda, że będzie istniała możliwość "odstąpienia od wymierzenia kary", ale czy to zmniejsza lęk kobiety przed ewentualnym postępowaniem prokuratorskim? Czy ostatecznie "odstąpienie od wymierzenia kary" jest wystarczające dla kobiety, która zmuszona była usunąć ciążę pozamaciczną? Taka decyzja sądu i tak rujnuje jej, w wielu wypadkach życie.
Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że osoba, wobec której odstąpiono od wykonania kary, przez rok znajduje się w rejestrze sądowym. To w wypadku wielu zawodów oznacza śmierć społeczną i zawodową.
Wiadomo, że kwestia aborcji to coś, co dzieli Polaków od dawna. I na pewno wśród rodziców dzieci, których jest Pani terapeutą, są ludzie o różnych poglądach. Nie obawia się Pani, że ktoś się od Pani odwróci?
Mam taką zasadę, żeby nie kierować się w swoim postępowaniu obawami o to, czy ktoś się odwróci, czy nie. Jestem w pełni przekonana, że mam prawo do swoich poglądów i ich wyrażania. Mam też poczucie, że w swoich wypowiedziach nie naruszam niczyjego dobra. Za interpretacje natomiast nie mogę odpowiadać. Rozumiem i akceptuję wszelkie poglądy, jednak nie zgadzam się na rozwiązania prawne, które mogą okaleczyć życiowo rzesze kobiet, ich dzieci, bliskich. I mówię tu wyłącznie o poziomie regulacji prawnych, które - jak pokazuje doświadczenie innych państw - nie wprowadzają nic pozytywnego w przestrzeń społeczną.
Kwestie ideologiczne można omawiać, dyskutować - nawet należy. Jednak w żaden sposób nie powinno przekładać się to na zapisy prawne, których jedynym skutkiem będzie zwiększenie poziomu lęku u kobiet, które doświadczają i tak ciężkiej sytuacji w swoim życiu.
Myśli Pani, że osoby które stoją za projektem ustawy, znają osobiście dzieci z tak poważnymi wadami rozwojowymi, o jakich Pani pisze?
Nie wiem, co wiedzą twórcy ustawy. Nie wydaje mi się, żeby byli aż tak pozbawieni elementarnej wiedzy. Środowiska pro-life, epatując społeczeństwo drastycznymi zdjęciami terminowanych płodów, które w większości są zwykłą manipulacją, nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością, w drugą stronę musieli się także spotkać z fotografiami dzieci urodzonych z najcięższymi wadami rozwojowymi. Nie rozumiem, jak można wobec takiej wiedzy przechodzić obojętnie. Nie sądzę, żeby dla rodzica, który dowiaduje się, że jego dziecko urodzi się z Zespołem Patau'a (ciało dziecka jest bardzo zdeformowane, narządy mają liczne wady, 70 proc. dzieci z tym syndromem nie dożywa pół roku - przyp.red.) jakakolwiek decyzja była łatwą. I nie sądzę, żeby ktokolwiek miał prawo narzucać temu rodzicowi decyzję, pod groźbą kary.
Pozostaje jeszcze kwestia dostępności aborcji.
Właśnie, aborcja w wypadku wad rozwojowych, paradoksalnie nie stanowi problemu prawnego, tylko społeczny. Możliwości usunięcia ciąży w sytuacji, gdy rodzice mają czas ten temat przemyśleć - jest bezproblemowo dostępna. Za granicami naszego kraju, za pomocą pigułek wczesnoporonnych, sprowadzonych zza granicy, w podziemiu aborcyjnym, lub... "domowymi metodami", które często kończą się śmiercią kobiety.
Nie mogę zrozumieć myślenia, które powoduje, że ludzie mówią "niech umiera, skoro chciała zabić swoje dziecko". To dla mnie zupełnie niezrozumiałe i przerażające. Niemniej, żadna regulacja prawna nie spowoduje, że kobieta, która będzie zdeterminowana, by usunąć ciążę obarczoną ciężką wadą rozwojową - odstąpi od tej decyzji. Zmiana takiej decyzji jest możliwa tylko wówczas, gdy ta kobieta, ci rodzice będą przekonani, że podołają wychowaniu dziecka niepełnosprawnego, lub uniosą cierpienie związane z patrzeniem na jego powolną śmierć, w wypadku wad letalnych.
Na Facebooku pojawiły się zarzuty, że Pani wpis to głos za zabijaniem niepełnosprawnych. Tymczasem słowa o 13-latku, którego nauczyła Pani jeść łyżką, to przecież apoteoza życia! Mimo bólu i cierpień.
Tak, przywołuję różne wspomnienia, które pokazują, jak dramatyczne może być życie osoby niepełnosprawnej, jeżeli nie chronimy jakości jego życia. Rozmawiamy o prawie do życia od poczęcia a pomijamy naprawdę szeroki problem, jakim jest jakość życia. Aborcje w porównaniu do realnych dramatów żyjących ludzi niepełnosprawnych - to problem marginalny. Dziś na przykład państwo w ogóle nie tworzy hospicjów perinatalnych. Tymi problemami zajmują się wyłącznie organizacje pozarządowe.
No właśnie, pisze Pani choćby: "opatrywałam odleżyny, myłam dzieci z odchodów, bo ustawodawca przewidział dla nich limit pieluch, uderzający w elementarną, ludzką godność". Państwo ma chyba wiele do zrobienia na poziomie pomocy żyjącym. A wkracza w sferę tych, których jeszcze na świecie nie ma...
Wkracza bardzo brutalnie. Wrzucając w przestrzeń społeczną ogrom lęku przed karą za możliwość przerwania ciąży, do czego dojść może w tysiącu sytuacji. Jak mówiłam - kobieta mająca czas na przemyślenie sytuacji, zawsze ma wybór - niezależnie od obowiązującego prawa. Tego wyboru nie ma natomiast kobieta, która musi podjąć szybkie, zdecydowane kroki - w sytuacji krwotoku, poronienia, czy ciąży pozamacicznej. Nie może wówczas, ani ona, ani lekarz zastanawiać się nad możliwymi konsekwencjami prawnymi.
Wśród głosów krytyki wobec Pani pojawiły się i takie, że przecież "każdy chce żyć". Każdy?
Niestety, brak realnego wsparcia na poziomie ochrony jakości życia osób niepełnosprawnych pokazuje, że tak nie jest. Każdego tygodnia spotykam się z sytuacjami w których muszę zmierzyć się z pragnieniem śmierci u dzieci, młodzieży i dorosłych z różnymi problemami rozwojowymi.
Ustawodawca nie widział nastolatków po kilku próbach samobójczych, czy osób z ciężkimi problemami rozwojowymi, które okaleczają się, cierpią - bo nie są w stanie realizować swoich podstawowych życiowych potrzeb.
Pani głos to bez wątpienia sprzeciw wobec zakazu aborcji. Ale - czy jest to jednocześnie głos za pozostawieniem istniejącego kompromisu aborcyjnego, czy też za liberalizacją prawa?
Przy obecnych siłach w parlamencie wiem, że liberalizacja jest praktycznie niemożliwa. A ja nie widzę potrzeby zajmowania się rzeczami, które są nierealne. Ustawa penalizująca opiekę prenatalną - bo do tego się sprowadza procedowany zbiór przepisów - jest natomiast realnym zagrożeniem dla tysięcy ludzi w naszym kraju.
Co będzie Pani robić 3 października?
Zostałam zaproszona na manifestację w Opolu i skorzystam z tego zaproszenia. Organizatorzy poprosili mnie o wystąpienie. Uważam, że sprawa jest ważna i pozytywnie odpowiedziałam na ich prośbę.
I myśli Pani, że posłowie usłyszą głos protestujących kobiet?
Usłyszeć, usłyszą na pewno. Pozostaje pytanie, czy cokolwiek z tym zrobią. Obawiam się, że niestety - nic.
Z drugiej strony - istnieją analizy, które mówią, że projekt ma być "utopiony w komisjach". Jeżeli tak jest, to przeraża mnie stopień makiawelizmu u rządzących. Zaspokoić potrzeby grupy inicjatorów zaostrzenia ustawy, wzniecić poważny konflikt społeczny a następnie... schować problem pod dywan. Jeżeli tak jest, to też jest dramat.