Wynagrodzenia fotoreporterów sięgnęły dna. Historia upadku zawodu.
Wynagrodzenia fotoreporterów sięgnęły dna. Historia upadku zawodu. Sławomir Kowalski / Agencja Gazeta
Reklama.
– Gdybym na to wydarzenie pojechał tramwajem, to koszt biletów komunikacji miejskiej przekracza honorarium. Od tych 4,50 zł należy jeszcze opłacić podatek. Moje miesięczne honorarium za współpracę z agencją fotograficzną wyniosło w sumie 177,50 zł. Nie dziwię się, że koledzy przekwalifikowują się i próbując zarabiać na sesjach ślubnych, albo zaczynają działać w branży gastronomicznej – mówi gorzko.
Kara cofnięcia na rok akredytacji dla Pawła Dąbrowskiego, fotoreportera, który zrobił słynne zdjęcie posłanki Lidii Gądek z gołymi nogami w Sejmie, była przesadzona. Tak naprawdę marszałek powinien go nagrodzić, że szuka ciekawych tematów z życia Parlamentu. Tacy Dąbrowscy są już właściwie na wyginięciu. Pensje są w tym w zawodzie takie, że mało komu chce się biegać z aparatem na szyi.
Kilka lat temu głośno było o przypadku Wojciech Olkuśnika, fotoreportera "Gazety Wyborczej". Po rozstaniu z pracodawcą nie widział szans na godziwe zarobki, został... baristą. Ta dramatyczna historia straciła już na aktualności. Bo i z parzenia kawy niewiele wynikło. Potem fotograf pływał na jachtach jako skiper do wynajęcia. Jego koledzy mówią, że wciąż poszukuje pracy.
Z kolei Piotr, nagradzany fotoreporter dziennika "Rzeczpospolita", po odłożeniu aparatu chciał zostać kierowcą TIR-a. Następnie pracował jako malarz-glazurnik. Niedawno widziano, że miesza w garach jako pracownik korporacyjnej stołówki. Kolejny fotoreporter, laureat trzech prestiżowych nagród branżowych, pracuje wciąż w redakcji dziennika, jednak więcej zarabia na sesjach ślubnych: — 10 lat temu w życiu był nie pomyślał, że będę się cieszyć z roboty "kotleciarza". Ale staram się przy tym dobrze bawić. Przynajmniej pracuję z uśmiechniętymi ludźmi – zwierza się.
Adam, rozmówca naTemat, wyjaśnia, że zdjęcia jakie robili profesjonalni fotoreporterzy nie są już potrzebne w mediach: – Zrobiłem kiedyś zdjęcie premiera Jerzego Buzka, żegnającego prezydenta George'a Busha. Miało w sobie urok pewnej ironii. Buzek z serdecznym uśmiechem machał do prezydenta, siedzącego za kuloodporną szybą limuzyny. Dziś zdjęć reportażowo-newsowych, takich jakie robiłem, tak naprawdę nie potrzeba. Bo zastępują je banalne, czymkolwiek pstryknięte ujęcia z dodanym napisem, czyli memy – mówi dalej.
Jak to się stało ze zeszli na dno?
Najpierw była rewolucja cyfrowa. W zamierzchłej przeszłości, kiedy robiono zdjęcia na kliszach, potrzebny był fachowiec, ktoś, kto wiedział jak zrobić zdjęcie, by nie zmarnować jednej z 36 klatek na filmie. W tzw. średnim formacie 6x6cm, wykorzystywanym do sesji okładkowych w magazynach, było tylko 12 klatek. W dziennikach i magazynach zatrudniano więc profesjonalistów, aby nie marnować materiałów. Ten problem zniknął, gdy weszły cyfrówki.
– Jakiś czas temu masa chłopaków i dziewczyn znalazła pod choinką aparaty cyfrowe. Zielony program, naciskasz przycisk i ze stu zrobionych zdjęć coś się wybierze. To "pokolenie Matysiaków", którzy dla frajdy publikowania zdjęć z wydarzeń z VIP-ami przychodzili do redakcji i zadowalali się tysiakiem pensji. Tak straciłem pierwszy dobrze płatny etat. Jednak i "matysiakowie" zmierzą się za chwilę z kolejnym rocznikiem fotografów-amatorów, którzy być może zgodzą się robić zdjęcia za darmo.
logo
Rozliczenie za miesiąc współpracy z agencją fotograficzną. naTemat.pl
Skąd te 4,50 za fotkę?
Adam: – W internecie publikuje się masę zdjęć, teksty żyją godzinę, dwie po czym spadają zastępowane przez inne tematy. Przy takim tempie ich jakość nie ma znaczenia. Przycięte głowy, krzywy horyzont, rozdzielczość rżnięta z YouTube'a. Do tego wydawcy portali twierdzą, że publikują treści za darmo więc i składniki użyte do produkcji materiału muszą być jak najtańsze. Rozumiem ich, że płacenie 100 zł za zdjęcie autorowi oznaczałoby wysokie koszty. Od raz osiągniętej taniości nie ma już odwrotu, dlatego nie wierzę, że internet da przyzwoite zajęcie fotografom – mówi dalej.
Poważne tematy? Żart
Rok 2014 mecz Polska-Niemcy i historyczne zwycięstwo reprezentacji 2:0 na Stadionie Narodowym. – Jako fotoreporter powinienem się cieszyć, bo sprzedam wiele zdjęć z tego meczu. Zrobiłem fotografie pokazujące niesamowitą radość polskich zawodników i trenera Nawałki. A to u nich rzadkość! Ale prawda jest taka, że więcej opublikuję zdjęć z tego, co się działo na trybunie VIP-ów, niż na murawie – relacjonuje na blogu fotoreporter Piotr Bławicki. Fotografując mecze piłki nożnej, ciągle wierzy, że zadaniem fotoreportera jest pokazać akcje i emocje na boisku. Ale jako freelancer musi też uwzględniać aspekt finansowy.
– W zderzeniu: dobre zdjęcie z boiska kontra dowolna fota z VIP-em na trybunie, wygrywa VIP. Moje i kolegów statystyki pokazują jasno, że generalnie zainteresowanie zdjęciami z trybun jest znacznie większe niż najlepszymi klatkami z murawy – dodaje. Na przykład podczas spotkania eliminacyjnego do mistrzostw świata Polska-Czarnogóra, również rozegranego na Stadionie Narodowym, nie sprzedał żadnego zdjęcia z piłkarskiej akcji. Natomiast fotografię pary jaka pojawiła się na trybunie VIP-ów - Jerzego Janowicza i Marty Domachowskiej, opublikował wielokrotnie.
– Opłaca się jeszcze tropić celebrytów siedząc na gałęzi, lub śledząc gwiazdy w samochodzie. Zdjęcie Roberta Lewandowskiego na wakacjach z żoną Anną obiegło wszystkie internetowe media. To był exclusive, mogłem liczyć na ponad 1000 zł honorarium – zwierza się były korespondent wojenny. Dlatego na piłkarza zaczaił się również przed świętami Bożego Narodzenia. Lewandowski się nie pokazał. Fotograf został odwołany "z czatowni "na dwie godziny przed Wigilią. Bez zdjęć, czyli nie zarobił nic.

Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl