Relacja naocznego świadka sylwestrowej tragedii w Ełku rzuca nowe światło na to, co się tam zdarzyło w ostatnich minutach roku 2016. "Mam nadzieję, że to, co zaobserwowałem, pozwoli spojrzeć na tę sprawę z innego punktu widzenia, może cięższego dla patriotycznego polskiego umysłu, lecz chyba tego właściwszego" – tak kończy swoją wstrząsającą relację.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Świadek swoją opowieść na Facebooku rozpoczyna od deklaracji, że jest zwolennikiem ograniczania napływu uchodźców do Europy i przeciwnikiem polityki Berlina i Paryża w tej kwestii. Podkreśla jednak, że to, co widział w lokalu "Prince Kebab" w Ełku w sylwestrowy wieczór, przedstawia racjonalnie i obiektywnie. Tragedia rozegrała się około godziny 22.00, mieszkaniec Ełku był tam około 20.00. Gości wówczas było wielu, a wśród nich kilka pijanych osób.
Mieszkaniec Ełku opisuje dalej, że wokół było bardzo głośno i cały czas pod kebabem wybuchały petardy. Obsługa zachowywała się spokojnie i kulturalnie, ale pracownikom lokalu napięcie też się udzielało.
Pan Daniel kupował jedzenie na wynos. Kupił i wyszedł. I - jak pisze - po tym, co zobaczył, nie dziwi się, że zdarzenie miało taki finał.
Mieszkaniec Ełku swoją relację kończy stwierdzeniem, że Tunezyjczyk, któremu postawiono zarzut zabójstwa, oczywiście powinien zadzwonić po policję, a nie samemu sięgać po nóż. I oczywiście, że za to, co zrobił, powinien zostać skazany.
Autor usunął swój wpis po tym, jak rozszedł się błyskawicznie po internecie
"(...)posyłali raz po raz obraźliwe słowa w kierunku pracowników. Jakie? Ano np. "Dawaj kur*o to jedzenie, tylko nie pluj, bo ci tym mordę wysmaruję", albo "Ciapaku na kolana i do pana”. Mimo tych uwag, pracownicy w milczeniu pracowali dalej".
W pewnej chwili zauważyłem, że jeden z pracowników, nie wytrzymując już chyba nerwowo tej sytuacji, wyszedł na zaplecze, skąd powrócił dopiero po dłuższej chwili, najwidoczniej musiał ochłonąć.
Ja w przeciwieństwie do większości z was, nie widzę w mordercy obcokrajowca, Araba, lecz człowieka, któremu, obrażanemu i szykanowanemu, puściły nerwy. Zrozumcie też, że ja go nie bronię, absolutnie, stwierdzam wyłącznie fakty. Rozumiem doskonale, że łatwiej przyjąć postawę w której Polacy są męczennikami, a obcokrajowcy najeźdźcami i agresorami. Jednak - jak to w przyrodzie - akcja rodzi reakcję: nie byłoby zaczepek, nie byłoby tak tragicznego końca.
Na karę zasłużył jednak bezapelacyjnie. Szkoda młodego, ludzkiego życia. Niech ofiara spoczywa w pokoju. Mam nadzieję, że to, co zaobserwowałem, pozwoli spojrzeć na tę sprawę z innego punktu widzenia, może cięższego dla patriotycznego polskiego umysłu, lecz chyba tego właściwszego.