Ludzie są umęczeni całodziennymi konferencjami i prezentacjami w PowerPoincie. Cierpimy z powodu nadmiaru informacji. Dlatego korporacje szukają narzędzi, żeby to uporządkować – mówi naTemat Klaudia Tolman, która jest trenerem myślenia wizualnego i pionierką tego trendu w Polsce. Jej zadaniem jest przedstawienie w formie graficznej treści np. konferencji, którą obsługuje. Okazuje się, że to naprawdę działa, a polskie firmy za te "proste rysuneczki" – jak niektórzy pogardliwie mówią – płacą duże pieniądze.
Myślenie wizualne to najprościej mówiąc myślenie obrazami. Według naukowców ludzie odbierają informacje, które do nich docierają, werbalnie oraz wizualnie. Jeśli więc nie możesz czegoś zapamiętać, ktoś powinien ci to narysować. I wszystko powinno być już jasne.
– To zdolność (myślenie wizualne – red.) w zasadzie każdego do myślenia poprzez obraz, poprzez wizualizację. Najprościej zrozumieć to rzucając sobie hasło, np. mama. Czy na hasło mama staje każdemu przed oczami napis MAMA czy konkretny wizerunek? Raczej widzimy coś, co jest obrazem. Myślenie wizualne odbywa się w naszej głowie, jest elementem naszych procesów poznawczych – tłumaczy Tolman. – To metoda pracy, w której wykorzystuje się proste schematy rysunkowe, łączy się je ze słowami w celu lepszego zapamiętania przedstawionych informacji – dodaje Natalia Klonowska, która także zajmuje się myśleniem wizualnym, a sztukę tę poznała m.in. dzięki Tolman.
I stąd bierze się fenomen szeroko rozumianego graphic recordingu, co po polsku można nazwać zapisem wizualnym. To swojego rodzaju esencja ze spotkania, szkolenia czy konferencji. Wielkoformatowa, rysunkowa notatka. Pożądany efekt jest taki, że uczestnik spotkania więcej zapamiętuje. Bo to, czego nie usłyszy, może jeszcze "zobaczyć".
Pokazać najistotniejszy szczegół
Ale na tablicy nie wystarczy przedstawić kilku ogólników.
– Prelegent za prelegentem coś przedstawiają, a ja jako graphic recorder wyrysowuję to – opowiada Tolman i dodaje: – Muszę wychwycić najważniejsze treści i pokazać je tak, żeby inni je zapamiętali. Żeby nie były "od czapy", żeby ludziom się kojarzyły.
Dlatego w tym fachu trzeba być po pierwsze szybkim, a po drugie trzeba umieć tworzyć grafiki treściwe, ale i proste w odbiorze.
Obok graphic recordingu funkcjonuje graphic facilitation. – Recording odbywa się bez udziału publiczności, jedynie słucham prelegenta i najczęściej odbywa się to na wielkich konferencjach. Facilitation dotyczy małych grup i tam wszyscy mają wpływ na to, co się dzieje – mówi Klonowska.
– Grupa np. ma zbudować strategię firmy na 3 lata. Ja nie mam pojęcia o ich planach. Wiem jednak, jak grupę poprowadzić do celu. Grupę facylituję, pomagam jej dojść do celu. Np. ktoś proponuje "wynieśmy się z Polski". Przez to, że ja to powiążę z dotychczasową treścią, komuś przyjdzie do głowy inny pomysł. Na przykład, żeby w ogóle wyjechać z Europy. Przez to, że ludzie namacalnie widzą wnioski, które sami tworzą, wpadają na kolejne pomysły. Widzenie pełnego obrazu jest istotne – uzupełnia Tolman.
To tylko wydaje się proste
Graphic recording to wbrew pozorom zadanie, które wymaga olbrzymiego skupienia. Powód? Aby graficznie przedstawić treść np. wystąpienia jednego z prelegentów, należy go przede wszystkim uważnie wysłuchać i zrozumieć. – Sztuką jest nie rysowanie, a słuchanie. Muszę wyciągać syntezę, to co najważniejsze. Muszę wyłapać sedno, nawet jeśli nie rozumiem czegoś w stu procentach – tłumaczy Tolman.
To o tyle ważne, że myśliciele wizualni rzadko znają wcześniej treść wystąpień, które "rysują".
– Na szkoleniu z wąskiego tematu, z którego nie jestem biegła, staram się być wcześniej zbriefowana, chcę dowiedzieć się niezbędne minimum. Ale w 98 proc. przypadków mojego graphic recordingu wcześniej nic się nie dowiaduję – dodaje Tolman.
Według Klonowskiej ludzie bardzo często lekceważą tę pracę, choć jest wymagająca. – Po całym dniu pracy jesteśmy jak roślinki, potrzebujemy tylko zaspokojenia podstawowych potrzeb. Wysiłek mentalny jest ogromny. Czasami mam wrażenie, że niektórzy uważają, że to jest tylko takie rysowanie. A to duża praca mózgu.
Jest popyt, ale taka usługa słono kosztuje
Tolman przyznaje, że choć zajmuje się myśleniem wizualnym od 2010 roku, zainteresowanie zdecydowanie wzrosło w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie przeszkadza w tym fakt, że za jej usługi trzeba zapłacić konkretne pieniądze.
– Szkoleń i/lub graphic recordingów w miesiącu przyjmuję maksymalnie na osiem dni. Mogłabym mieć ich i dwadzieścia, ale potrzebuję czasu na inne zadania, ponieważ jestem również dyrektorem kreatywnym w studiu filmowym – tłumaczy. Jej standardowa stawka to 3-5 tysięcy netto za całodniową konferencję.
Od trzech tysięcy wzwyż swoją pracę wycenia także Klonowska. – Do tego dochodzą koszty dojazdu, nocleg, przygotowanie miejsca pracy (czyli choćby zapewnienie tablicy i papieru w najbardziej podstawowym wariancie – red.). W październiku miałam dziesięć wydarzeń, ale np. w lutym mam na razie zaplanowane dwa wydarzenia. To się dzieje z miesiąca na miesiąc – dodaje.
W jej ocenie zainteresowanie tą branżą będzie jednak tylko rosnąć. – Nasz system edukacji nie uczy nas selekcjonowania wiadomości. Taki skrót myślowy podany w przystępnej formie jest bardziej atrakcyjny, niż linearne podsumowanie, notatka.
Napisz do autora: piotr.rodzik@natemat.pl
Reklama.
Natalia Klonowska
Najczęściej nie wiem, co się będzie działo. Nawet jeśli dostanę wcześniej agendę, to zdarza się tak, że prelegent mówi o czymś zupełnie innym. Muszę głęboko słuchać, być uważnym w trakcie konferencji, akcentować to, co najważniejsze.