
Z reguły tak się dziwnie składa, że sondaże niepublikowane są dla nas o wiele lepsze niż te, które pojawiają się w mediach – powiedział poseł Jarosław Kaczyński dodając, że w najnowszym badaniu GfK jego partia ma 51,3 proc. poparcia społecznego. Tymczasem badania tej sondażowni, która już kiedyś solidnie przestrzeliła na korzyść PiS, ma do wglądu sam rząd Prawa i Sprawiedliwości, który podpisał umowę z GfK.
Pod koniec października sny o większości konstytucyjnej dla partii Jarosława Kaczyńskiego zweryfikują ludzie przy urnach. PiS wygrywa wybory, ale ze znacznie mniejszym poparciem, niż wynikałoby z badań GfK, a mianowicie 37,6 proc. To oznacza, że PiS nie będzie mógł zmienić Konstytucji - przynajmniej nie legalnie.
Wybory są zawsze takim momentem, w którym następują pewne przeszacowania preferencji i opinii i uznaliśmy, że jest to najmniej wrażliwy moment, aby wprowadzić taka zmianę w samej strategii komunikacji, bo z realizacji nie zrezygnowaliśmy. Badanie jest wartościowe i potrzebne, wiele podmiotów jest nim zainteresowanych.
Z wyników sondaży GfK korzysta Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. W ewidencji umów KPRM z pierwszej połowy 2016 r., umowę z GfK znajdziemy pod numerem 11.
Rzecznik GfK w odpowiedzi na pytania redakcji naTemat słusznie podkreśla że GfK nie musi publikować wyników badań poparcia partyjnego, bo jest firmą komercyjną. To prawda - piłeczka jest po stronie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, która za usługi pracowni GfK płaci publicznymi pieniędzmi. Jeśli badania preferencji partyjnych Polaków są prowadzone na zlecenie PiS, to PiS jest dysponentem wyników i może je opublikować.
Napisz do autorki: anna.dryjanska@natemat.pl
