
Spytaliśmy prof. Krzemińskiego z czego, jego zdaniem, wynika tak ograniczona wiedza studentów i nieumiejętność umieszczania pewnych informacji w kontekstach kulturowych. – Jeden z głównych powodów to na pewno szkoły. Sposób, w jaki uczniowie używają wiedzy. Wbija im się do głów na pamięć odpowiedzi – wskazuje socjolog. – Nie konstruują myślowej mapy, nie uczą się samodzielnego myślenia. Są formatowani do rozwiązywania testów i potem nic innego nie potrafią.
„Edukacja to nie towar” - to hasło powinno przyświecać wszystkim, którym na sercu leży dobro młodzieży uczącej się w szkołach. Zwykle slogan ten używany jest w dyskusjach dotyczących ich likwidacji, jak ulał pasuje jednak również do akcji prywatyzacji stołówek. CZYTAJ WIĘCEJ
Głos prof. Krzemińskiego to kolejny element debaty o edukacji, która trwa już kolejny miesiąc. Zaczęło się od ograniczenia lekcji historii w liceach, wówczas w kraju zaczęto poważnie rozmawiać na różne tematy dotyczące edukacji: o studiach, o studentach, o nauczycielach. Ale opinia socjologa to pierwszy tak wyraźny głos sugerujący, że to od najniższego szczebla zaczyna się psuć edukacja.
Kiedy wszystko się zepsuło
System jednak zmieniono i wprowadzono gimnazja. Jak wskazuje parlamentarzysta PiS, samo w sobie nie było to specjalnie potrzebne, tak samo jak test na koniec podstawówki. Niezależnie bowiem od liczby zdobytych przez ucznia punktów, i tak idzie on dalej w edukacji. O ile jednak na poziomie podstawówki jest to do zaakceptowania, to już w gimnazjum powinno być inaczej. – Był taki moment, po wprowadzeniu gimnazjów i testów gimnazjalnych, kiedy ustalono pewien pułap punktów niezbędnych do zdobycia, by pójść do liceum. Potem ten próg kuratoria zniosły i to był błąd – zauważa poseł
Doprowadźmy do stanu, w którym wyznaczy się pewien limit dla liceów, na przykład 100 punktów. Każdy, kto zdobędzie 100 pkt lub więcej, niech idzie do liceum. Ci, którzy zdobędą mniej, niech idą do zawodówek.
Według posła, takie zasady powinny bezwzględnie obowiązywać zarówno szkoły państwowe jak i prywatne, bo te ostatnie często psują edukację, przyjmując w swoje szeregi uczniów, którym nie chce się nic robić. W ten sposób na studia trafiają osoby pozbawione elementarnej wiedzy. – Obecny system psuje dzieci już w podstawówce,
Szkoła atrakcyjna i ciekawa. Szkoła, w której dużo się dzieje. Szkoła odkrywająca talenty, rozwijająca pasje. Szkoła opiekująca się uczniami odpowiednio do potrzeb rodziców. Szkoła kształcąca zgodnie z oczekiwaniami pracodawców. Szkoła pełniąca rolę lokalnego centrum aktywności. Takie mogą być oblicza współpracy szkół z organizacjami pozarządowymi. CZYTAJ WIĘCEJ
Oczywiście, w argumencie tym jest sporo słuszności, tylko jak, w takim razie, rozwiązać problem słabej edukacji na wczesnych jej etapach? – Wracamy do szkolnictwa zawodowego, aby każdy miał możliwość dalszego kształcenia. Zmieniliśmy też podstawę programową – wymienia projekty Platformy posłanka. To, co PiS i wielu akademickich wykładowców nazywa ogłupianiem społeczeństwa – czyli stawianie na umiejętności i kompetencję, zamiast na wiedzę – według PO jest "stawianiem na samodzielnie myślenie, a nie wkuwanie".