Prezes PiS Jarosław Kaczyński użył argumentu z katastrofy smoleńskiej w obronie Mariusza Błaszczaka i Jarosława Zielińskiego ws. śmierci torturowanego przez policję Igora Stachowiaka.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński użył argumentu z katastrofy smoleńskiej w obronie Mariusza Błaszczaka i Jarosława Zielińskiego ws. śmierci torturowanego przez policję Igora Stachowiaka. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Jarosław Kaczyński na sejmowej mównicy pojawia się rzadko. Dziś postanowił jednak wystąpić z wnioskiem przeciwnym wobec tego, który kilka minut wcześniej złożył poseł Nowoczesnej Adam Szłapka, domagający się zarządzenia przerwy w obradach. Szłapka chciał, by ten czas premier Beata Szydło wykorzystała na zdymisjonowanie szefostwa MSWiA, któremu zarzucił "mataczenie w sprawie śmierci Igora Stachowiaka".
Prezes Prawa i Sprawiedliwości wyszedł na mównicę jak zwyczajny poseł i zawnioskował o odrzucenie propozycji złożonej przez Adama Szłapkę. Nerwy szybko zaczęły mu jednak puszczać... – W latach 2012-2015 na komisariatach policji zginęły 42 osoby. Za czasów rządów w MSW przewodniczącego Schetyny zginęło 5 osób, czyli 5 razy powinien podać się do dymisji – zaczął wyliczać. Puentę miał jednak dotyczącą czegoś zupełnie innego. – Poza tym przypomnijcie sobie Smoleńsk i kto się podał do dymisji za Smoleńsk – krzyknął na koniec.