Rząd znów zaglądnie nam do kieszeni. Tym razem zapłacimy za "moc".
Rząd znów zaglądnie nam do kieszeni. Tym razem zapłacimy za "moc". Fot. Paweł Małecki / Agencja Gazeta, screen z twitter.com/RafalMundry

Od kilku dni trwa bitwa o sądy powszechne, Krajową Radę Sądownictwa i Sąd Najwyższy, a po cichu forsowane są kolejne ustawy, które bezpośrednio uderzą nas po kieszeni. Po projekcie zwanym już złośliwie "Benzyna+" przyszedł czas na "opłatę mocową".

REKLAMA
A cóż to takiego, można by zapytać, bo nazwa dosyć dziwna i niejasna. I taka zapewne pozostanie, bo jedyne, co można powiedzieć o niej pewnego, to informacja, że spowoduje ona wzrost rachunków za prąd w każdym gospodarstwie domowym i firmie, bez względu na to, ile energii w nich zużywamy.
W uzasadnieniu do projektu ustawy o mocy można zobaczyć dwa główne punkty, które mają ten parapodatek wytłumaczyć. Po pierwsze pieniądze te mają zapobiec niedoborom mocy wytwórczych i doprowadzić zmiany rynku w taki sposób, aby stworzyć silne zachęty ekonomiczne do budowy, utrzymywania i modernizacji elektrowni. A po drugie z własnych kieszeni musimy wspomóc elektrownie (w większości węglowe), które stopniowo zaczynają przegrywać finansowo z tymi ekologicznymi, które są dotowane m.in. przez Unię Europejską.
Ile nas to będzie kosztować? Jak wynika z pierwszych wyliczeń, do każdego rachunku trzeba będzie doliczyć ok. 6-7 złotych. Co prawda ustawa ma wejść w życie 1 stycznia 2018 roku, a dodatkowy odpływ pieniędzy z portfeli odczujemy dopiero w 2021 roku, to jednak już możemy zacząć trzymać się za kieszenie. Nie zapomnijmy o podatku węglowym.