Chciałbyś poczuć się jak właściciel firmy, która cię zatrudnia? Mieć wpływ na jej rozwój i przyszłość, jednocześnie czerpać z tego zyski? W takim razie musisz poznać pojęcie: „akcjonariat pracowniczy”.
Akcjonariat polega na sprzedawaniu udziałów w przedsiębiorstwie osobom będącym jego pracownikami. Umożliwia tym samym udział we własności firmy, a pracowników czyni współwłaścicielami przedsiębiorstwa. Powoduje to zwiększenie indywidualnych zysków osób zatrudnionych oraz pozwala na udział w rozwoju i wzroście wartości przedsiębiorstwa, jednocześnie umacniając więź między zatrudnionym a zatrudniającym. Firma zyskuje lojalność pracowników i ich większe zaangażowanie w rozwój firmy, której czują się nie tylko pracownikami, ale też współwłaścicielami.
Prekursorem w dziedzinie wdrażania akcjonariatu są Stany Zjednoczone. Już w latach 1973-74 zostały tam uchwalone pierwsze ustawy formalizujące tworzenie akcjonariatu. Obecnie jest on tam głównym i najpopularniejszym programem własności pracowniczej i stanowi jeden z filarów gospodarki. Oznacza to, że blisko 20 proc. zatrudnionych w prywatnym sektorze jest współwłaścicielami swoich miejsc pracy.
W Polsce jest wciąż praktycznie mało znany, dlatego Komitet Dialogu Społecznego Krajowej Izby Gospodarczej zorganizował warsztat, podczas którego przedstawiony został społeczny projekt ustawy o programach akcjonariatu pracowniczego. Jest to duża szansa dla naszej gospodarki, ale czy jesteśmy na nią gotowi? Krzysztof Ludwiniak, prezes Fundacji Forum Rozwoju Akcjonariatu Pracowniczego i Kapitału Krajowego i współtwórca projektu ustawy odpowiada jednoznacznie: – Tak, myślę, że jesteśmy gotowi, tylko jeszcze nie wiemy na co. Dlatego chcemy mówić o tej formie rozwoju gospodarki i uświadamiać, że jest to opłacalne – zapewniał.
Armen Artwich, zastępca dyrektora Departamentu Doskonalenia Regulacji Gospodarczych w Ministerstwie Rozwoju, stwierdził, że nie widział jeszcze gotowej ustawy, ale zapewnił, że ministerstwo jest do niej pozytywnie nastawione i na pewno będzie jej przychylne. – Wprowadzenie ustawy dotyczącej akcjonariatu pracowniczego po prostu nam się opłaca, bo silne firmy to silna gospodarka. Akcjonariat ma też wpływ na budowanie rynku oszczędności, co jest ważne, bo w Polsce jest on znikomy – mówił.
Projekt ustawy będzie gotowy za ok. 2 tygodnie. Krzysztof Ludwiniak twierdzi, że dla Polaków będzie to nowe podejście do ładu korporacyjnego. Maciej Witucki, przewodniczący Komitetu Dialogu Społecznego KIG oraz Rady Nadzorczej Orange Polska, wyjaśnia: – Poprzez akcjonariat chcemy pozbyć się tego mitycznego progu między zarządem i pracownikiem. Zmniejszyć odcięcie, między „my” i „oni”. Bez tego rozwój gospodarki nigdy nie pójdzie w dobrą stronę – powiedział.
Podczas spotkania zostały przedstawione założenia ustawy. Akcjonariat ma być przede wszystkim dobrowolny, tani, profesjonalnie zarządzany i może, ale nie musi być zewnętrznie finansowany. Akcje będzie mógł kupić lub otrzymać od pracodawcy każdy pracownik, który ukończył 18 lat i przepracował w firmie minimum rok. Zrezygnować z programu będzie można dopiero po 5 latach, co wprowadza mechanizm wymuszonej lojalności. Prezes Ludwiniak wyjaśnił: – Na rynku obserwujemy dziś powszechną rotację pracowników, natomiast w firmach stosujących akcjonariat ludzie pracują po 20-30 lat. Nie opłaca im się zmieniać pracy, inwestują w nią, a firma rozwija się dzięki ich doświadczeniu. W USA tacy pracownicy wychodzą z niej często jako milionerzy – powiedział.
Wśród małych firm hasło: „profesjonalnie zarządzany”, może budzić wątpliwości. Eksperci zapewnili jednak, iż „profesjonalnie”, nie oznacza – „trudno” i do obsługi wystarczy program komputerowy. Przykładowo: w amerykańskiej firmie, liczącej 300 pracowników, jednej księgowej na zarządzanie akcjonariatem wystarcza ok. 20-25 proc. jej czasu pracy.
Podczas debaty poświęconej projektowi ustawy o programach akcjonariatu pracowniczego co do wymienionych założeń eksperci byli zgodni. Dyskusja wywiązała się jedynie odnośnie tego, czy akcjonariat może zaistnieć w Polsce, jeśli będzie dobrowolny. Prof. dr hab. Arkadiusz Sobczyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego podszedł do rozmowy o ustawie z perspektywy przeciętnego Polaka: – Mnie interesują ludzie i na pytanie, czy są gotowi, odpowiem – nie, nie sądzę. W naszym kraju dominują postawy folwarczne, typu: „Ja tu zarządzam, a ty tylko tu dla mnie pracujesz.”. To niewygodne dla pracowników, ale przyzwyczaili się już funkcjonować jak „uciemiężony chłop”, choć w poczuciu moralnej wyższości. A przyzwyczajeń nie lubimy zmieniać. Akcjonariat – tak, to bardzo dobre rozwiązanie, ale bez mechanizmu „przymusu” – choćby w postaci odpowiednich zachęt dla właścicieli firm – nie widzę dla niego szans – apelował, dodając też, że nie mówi o wysoko wykształconej części społeczeństwa zatrudnionej w firmach typu np. high-tech, gdzie świadomość i myślenie przyszłościowe jest większe.
Prezes Ludwiniak odpierał te zarzuty, mówiąc: – Doszliśmy do wniosku, że dobrowolność jest najlepszym rozwiązaniem. Problem jest po prostu mentalnościowy, a mentalność pracownika w Stanach nie różni się wiele od tego w Polsce, trzeba po prostu edukować. Uświadamiać, co oznacza być właścicielem kapitału. Edukować, a nie zmuszać, w przeciwnym razie ludzie czują się „osaczeni” – oznajmił, zyskując poparcie kolegów.
Broniąc dobrowolności i postulatu edukacji, Maciej Witucki dodał, że jego doświadczenie pochodzi branży telekomunikacyjnej, której rzeczywiście blisko do wspomnianej przez prof. dr hab. Sobczyka branży high-tech, ale za przykład podał firmę Auchan: – Francuska, rodzinna firma z XIX-wiecznymi tradycjami. Zatrudniają wielu pracowników na stanowiskach o bardzo różnym zakresie odpowiedzialności, a podstawą jej funkcjonowania jest akcjonariat. Każda kasjerka, także ta zatrudniona w Polsce posiada akcje firmy, każda jest świadoma, dlaczego jej się to opłaca. A każdy pracownik przed otrzymaniem akcji otrzymuje pakiet edukacyjny – podkreślił.
Podczas spotkania pytanie: „Czy jesteśmy gotowi na akcjonariat?” padało wielokrotnie. Dobrze byłoby, abyśmy rzeczywiście byli, bo lista korzyści, jaka płynie z takiego modelu współpracy jest długa. Pracując w firmie, której udziałowcami jesteśmy, czujemy się ważni. Dobre samopoczucie wpływa na całe nasze życie, widzimy sens w wykonywaniu służbowych obowiązków, mamy wpływ na planowanie przyszłości przedsiębiorstwa i wkład w jego sukcesy, więc chętniej rano wstajemy z łóżka. Gdy pracujemy w poczuciu, że jesteśmy „na swoim”, bardziej nam zależy na pracy, co faktycznie skutkuje większym zyskiem dla firmy i dla nas. Posiadanie akcji jest uzupełnieniem wynagrodzenia otrzymywanego z tytułu np. umowy o pracę i zapewnia długookresowe powiększanie majątku, bo zyski będziemy czerpać nawet po przejściu na emeryturę.
Zmiana z kultury w przedsiębiorstwie z właścicielskiej na partnerską poprawi relacje pomiędzy kadrą zarządzającą a pracownikami. Tu widać korzyść dla obydwu stron: ocieplenie relacji sprzyja współpracy i zaangażowaniu. Pracownicy, dbając o firmę, w którą zainwestowali, będą poszukiwać efektywniejszych rozwiązań i udoskonaleń.
Pojawiają się duże korzyści zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw z niewielkim kapitałem, w których brak jest sukcesora – sprzedaż części firmy może zapewnić im przetrwanie na rynku. Dzięki większej identyfikacji wykwalifikowanych pracowników z firmą i ich większemu przywiązaniu do niej poprawi się konkurencyjność danego przedsiębiorstwa.
Firma jest też w pewien sposób chroniona przed upadkiem. W przypadkach kryzysu lub restrukturyzacji przedsiębiorstwa, w których strony układu zbiorowego oceniają sytuację i działają w porozumieniu ze sobą, pracownicy zachowujący zatrudnienie i wynagrodzenia oraz zainteresowani utrzymaniem swoich miejsc pracy mogą przejściowo wspierać przedsiębiorstwo.