Uczeń III klasy warszawskiego Liceum Ogólnokształcącego jest przerażony. – Szok. Okazuje się, że władza nie tylko inwigiluje polityków, ale również nieformalne organizacje szkolne. To przerażające – mówi naTemat. W piątek zorganizował spotkanie dla swoich rówieśników. W budynku, nie w przestrzeni publicznej. I bardzo się zdziwił, że zaraz przyjechała policja. Został wylegitymowany i usłyszał, że policjanci są tu dla bezpieczeństwa uczestników spotkania.
To miała być dyskusja o sytuacji uczniów LGBT w szkołach. Było to otwarte spotkanie, każdy mógł wziąć w nim udział, choć informacja o wydarzeniu na Facebooku sugerowała, że najchętniej widziane są młode osoby w wieku 13-20 lat. Ignacy Brees zorganizował je w siedzibie Krytyki Politycznej na drugim piętrze. Przyszło 10 osób.
Gdy czekał na dole, by pokierować uczestników na górę, pojawił się radiowóz i dwóch policjantów. – Powiedzieli, że otrzymali informację, że tu odbywa się jakieś spotkanie. Pytali, ile osób już przyszło, ile się spodziewamy, a także kto jest organizatorem – opowiada uczeń. Gdy przyznał się, że to on, poproszono go o dowód. Ignacy Brees poszedł na górę i poprosił swojego nauczyciela, by towarzyszył mu w rozmowie z policją.
– Mój nauczyciel spytał ich, jaka jest podstawa prawna wylegitymowania mnie, mówił, że nie zajmujemy przestrzeni publicznej. Wtedy policjant powiedział, że są tu po to, by zapewnić nam bezpieczeństwo przed zakłóceniem spotkania – mówi naTemat.
Nauczyciel potwierdza. - Pytałem ich, dlaczego chcą Ignacego wylegitymować i na jakiej podstawie prawnej. Skąd wiedzą, że w ogóle takie spotkanie ma miejsce. I czy jest to typowe działanie policji - mówi naTemat Sebastian Matuszewski. Dodaje, że policjanci nie byli nieprzyjaźnie nastawieni. - Ale byli też bardzo zdeterminowani, by wykonać polecenie, które dostali od swoich przełożonych. Nie wiedzieli, dlaczego je wykonują i skąd komenda wie o takim spotkaniu, które przecież nie jest zarejestrowane w Ratuszu - mówi.
Poproszono go również o adres
Licealista podkreśla że była to kameralna impreza, dyskusja odbywała się w siedzibie prywatnego, niezależnego wydawnictwa z udziałem 10 osób. A mimo to, jak wynika z jego relacji, został spisany przez policjantów, poproszono go również o adres, którego nie ma w dowodzie. Powiedzieli także, że zostaną na ulicy do końca spotkania. – I faktycznie czekali do końca. Spotkanie zaczęło się o godzinie 16 i trwało do 18. Jak wyszliśmy, policjanci wciąż stali po drugiej stronie ulicy – mówi.
Ignacy Brees jest współtwórcą Ligi Młodzieży Wolnościowej – stowarzyszenia uczniów, które walczy m.in. z homofobią. Jak odbiera reakcję policji? – Szok. Okazuje się, że władza nie tylko inwigiluje polityków, ale również nieformalne organizacje szkolne. To przerażające – mówi.