Wylot prezydenckiej delegacji mógł się skończyć tragedią. Takie nieoficjalne informacje podają polskie media.
Wylot prezydenckiej delegacji mógł się skończyć tragedią. Takie nieoficjalne informacje podają polskie media. Fot. Jan Rusek / Agencja Gazeta
Reklama.
– Ja bym chciał, żeby zajęła się tym prokuratura, albo jakaś komisja, żeby wszystko wyszło na jaw, póki nie dojdzie do tragedii – tak dla dziennika wypowiedział się wysoki rangą oficer sił powietrznych. Mowa o wydarzeniach sprzed świąt Bożego Narodzenia i kulisach wylotu prezydenckiej delegacji do Kuwejtu. Plotki w tej sprawie krążą od jakiegoś czasu. Piloci chętnie dzielą się informacjami, bo nienawidzą takich praktyk.
Na poniedziałek 18 grudnia zaplanowano wylot tzw. grupy przygotowawczej. Tworzą ją oficerowie BOR i pracownicy Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Do wykonania normalnej procedury przed wizytami prezydenta nie doszło. Według ustaleń "Faktu", piloci nie mieli żadnej sprawnej maszyny. Wylot przeniesiono więc na wtorek. Zmieniono też miejsce startu, z Warszawy na Poznań. Jednak i tam maszyna nie wystartowała. Na lotnisku w Krzesinach okazało się, że transportowy Hercules został uziemiony z powodu wycieku silnika – informuje dziennik.

Fragment tekstu "Faktu":

"Sprawa zaczynała być kłopotliwa, bo prezydent miał lecieć w czwartek rano. To może inna maszyna? Nie ma! Obie sprawne CASY poleciały z szefem MON do Afganistanu!". (...) "Minister zabrał też nowego Gulfstreama. Drugi ma niekompletną jeszcze załogę. Gdy w końcu Hercules został naprawiony okazało się, że... MON nie dało zgody na wylot!". Czytaj więcej

Prezydent miał wylecieć w czwartek rano, ale wciąż nie znaleziono sprawnego samolotu. Obie maszyny CASA poleciały z szefem MON, Antonim Macierewiczem do Afganistanu. Wizyta u polskich żołnierzy była zaplanowana właśnie na poniedziałek i wtorek. Rzeczniczka ministerstwa powiedziała dziennikarzom, że musi "zapytać ministra, kiedy to zaplanował".
W międzyczasie transportowy Hercules został naprawiony. Jednak MON.. nie dało zgody na wylot. "Fakt" cytuje informatora z sił powietrznych: "Z resortu płynęły sprzeczne sygnały, to potęgowało chaos". W artykule dalej czytamy: "W końcu nastąpił wylot. Wtedy jednak, na wysokości ok. 5000 m nastąpiło... rozszczelnienie drzwi samolotu! Pilot zaplótł je sznurkiem i zawrócił. Na lotnisku w Powidzu na maszynę czekała straż pożarna i karetki. Udało się bezpiecznie wylądować".
I jakby tego było mało: ta sama maszyna, która miała awarię w trakcie lotu, zabrała z Turcji do Kuwejtu osoby towarzyszące prezydentowi.
Źródło: "Fakt"