Jej przygoda ze wschodnią odmianą królewskiej gry zaczęła się od... popularnego japońskiego komiksu. – Lubiłam gry planszowe od zawsze, ale w 2008 roku przeczytałam mangę "Naruto" i znalazłam grę, której nie znałam. Było to shōgi, czyli szachy japońskie. Wyszukałam zasady w internecie, zaczęłam grać i mnie wciągnęło. Przy okazji, w tym czasie w shōgi grało może z dziesięcioro Polaków. Dla porównania teraz ich jest 120 – mówi Karolina. Sukcesy polskiej zawodniczki z pewnością przyczyniły się do popularyzacji tej gry w naszym kraju.
"Najlepsze w shogi jest to, że figury nigdy nie giną! Zbite - stają się naszymi własnymi. Drugi fakt: w shogi nie ma królowej, ale za to jest smok! Trzeci, shogi jest grą tradycyjną, bardzo związaną z kulturą japońską, więc żeby odróżnić figury od siebie, używane są znaczki kanji (znaki pochodzące z Chin). To może przerażać początkujących, ale podpowiadam, że sama zaczynałam naukę na symbolach szachowopodobnych, więc to nic strasznego".
27-latka z Warszawy jest prawdziwą celebrytką w Japonii – jeden z portali nazwał ją "shogi queen". Stała się ambasadorką liczącego 197 tys. mieszkańców Kōfu, bo promuje nie tylko miasto, ale i shōgi na świecie.
"Shogi było moim hobby, teraz jest i hobby, i pracą. Zawodowcy to osoby, które rozgrywają między sobą gry turniejowe w walce o tytuły. Przy okazji ich zadaniem jest promocja shogi i nauczanie innych.
Są dwa rodzaje zawodowców. Profesjonaliści zwani Kishi - którym może zostać każdy, ale jak na razie są to tylko mężczyźni – oraz profesjonalistki zwane Joryu Kishi – którym mogą zostać jedynie kobiety. Długo by tłumaczyć dlaczego.
Ja jestem Joryu Kishi o rankingu 1 kyu. Stopnie są jak w karate czy judo, profesjonalistki zaczynają od 3 lub 2 kyu, później 1 kyu, a następnie rosnące dany od 1 do 6 dana. Nie, nie mamy czarnych pasów. Ale za dany dostaje się certyfikat."
Nasi rodacy z powodzeniem podbijają Kraj Kwitnącej Wiśni. Za anime, które tam powstaje odpowiada... Mateusz Urbanowicz. Ten 32-letni artysta z Bytomia od lat mieszka w Japonii. I maluje tła do anime – stworzył m. in. plansze do wielokrotnie nagradzanego filmu "Kimi no Na wa". Tym razem zasiadł w fotelu reżysera.
"Zaproponowano mi reżyserowanie i tworzenie teł do animacji ponieważ pasował twórcom projektu styl moich akwarelowych ilustracji, miałem doświadczenie w tworzeniu animacji i wiedzieli że nie będę miał problemów z komunikacją - musiałem również od zera napisać scenariusz w oparciu o wywiady z Karoliną"."