Już prawie wszyscy zapomnieli o tanecznym występie Wiaczesława w jednym z odcinków "Jakiej to melodii", aż tu nagle internet przypomniał sobie o jego istnieniu. A wszystko przez podobieństwo do jednego z demonstrantów, którzy przepychali się z policją pod Pałacem Prezydenckim. Szybko został obwołany "prowokatorem TVP". Tyle tylko, że to nie on.
Padły tam oskarżenia o to, że ukraiński student został wynajęty przez TVP jako prowokator do podgrzewania emocji na ostatniej demonstracji przed Pałacem Prezydenckim. W dodatku, wpis ten podali dalej także politycy Platformy Obywatelskiej.
Rzecznik PO Jan Grabiec pisał o "aktorze", który ma "pracować" dla TVP. Wpis udostępnił też Borys Budka oraz aktorka Krystyna Janda.
Jak nietrudno przewidzieć, wraz z tym ruszyła fala hejtu. Padły słowa o "przybłędzie drącej ryja", "największym prowokatorze od czasów UPA", czy "rosyjskiej prowokacji mediów publicznych".
Jednak jak twierdzi mecenas Jarosław Kaczyński, który reprezentuje protestujących, agresywny uczestnik manifestacji to nie Wiaczesław. Właściwego winnego szuka już policja.