Warunkowo zwolniony więzień zgwałcił 10-letnią dziewczynkę. Skoro polskie więziennictwo nie resocjalizuje groźnych przestępców, to czemu wypuszcza ich na wolność? O kondycji polskich więzień rozmawiamy z kryminologiem Pawłem Moczydłowskim.
Przed kilkoma dniami pisaliśmy o bulwersującym przypadku gwałtu na 10-letniej dziewczynce w okolicach Morzęcina Wielkiego. Rozmawiamy na ten temat z Pawłem Moczydłowskim, socjologiem, kryminologiem, byłym dyrektorem Centralnego Zarządu Zakładów Karnych i byłym członkiem Zespołu Doradczego ds. Reformy Systemu Bezpieczeństwa Państwa w MSW.
Od kilku dni media żyją sprawą 27-latka, który dopuścił się gwałtu na 10-letniej dziewczynce. Wydarzyło się to w rok po jego warunkowym zwolnieniu z więzienia, gdzie odsiadywał wyrok za kradzieże i rozboje. Mężczyzna mieszkał w placówce prowadzonej przez miejscowego księdza w Morzęcinie Wielkim. Czy to wydarzenie nie świadczy o tym, że polski system resocjalizacji jest nieskuteczny?
Powiem tak: więziennictwo to wyjątkowo niewdzięczny kawałek chleba. Co roku do więzień trafia ok. 85 tysięcy więźniów, i mniej więcej tyle samo wychodzi. W skali 10 lat jest to prawie milion osób! I zauważmy, że nikt nie śledzi ich losów, no chyba, że akurat stanie się taka tragedia, jak ostatni gwałt. O większości z byłych więźniów, którzy wracają do normalnego życia, po prostu nie słyszymy. A przecież to, że udaje im się zreintegrować ze społeczeństwem, to w dużej mierze zasługa ludzi pracujących w polskim więziennictwie. Nasz system penitencjarny ma wiele problemów, ale chciałbym podkreślić, że musimy pamiętać o odpowiedniej optyce i doceniać to, co udaje się zrobić.
A co się udaje? Na czym polegają resocjalizacyjne działania w naszych więzieniach?
Warunki są skrajnie trudne, ze względu na ogromne przepełnienie więzień, ale robi się dużo. Weźmy choćby terapię uzależnień – w żadnym innym kraju w Europie nie jest ona realizowana na tak dużą skalę, jak w Polsce. I to zarówno jeśli chodzi o narkotyki, jak i alkoholizm. Mamy w kraju 50 jednostek prowadzących takie terapie. To niemal 3 tysiące ludzi objętych programem i o wiele więcej czekających jeszcze w kolejce.
Skąd te kolejki?
Biorą się stąd, że nasz system jest zbyt surowy - karzemy zbyt łatwo, zbyt wiele osób, a wyroki są za duże. W kryminologii nazywa się to nadmierną punitywnością systemu karnego. Ta tendencja rozpoczęła się pod koniec lat 90. i dziś przynosi opłakane skutki. Jak już mówiłem, ponad 80 tysięcy osób już siedzi, ale drugie tyle czeka na odsiadkę. Jakby tego było mało, w 2017 roku będziemy musieli przyjąć do naszych więzień 12 tysięcy więźniów, którzy obecnie odsiadują wyroki w innych państwach UE. W Polsce mamy najmniej korzystny wskaźnik liczby więźniów do liczby “klawiszy”, a w celach brakuje miejsca. Niestety także jeśli chodzi o minimalną przestrzeń, jaką gwarantujemy więźniowi w celi, jesteśmy na szarym końcu europejskiej listy. Lepiej jest w państwach bałtyckich, a nawet na Ukrainie. Nasze więziennictwo jest w olbrzymim kryzysie.
Czy w innych krajach Europy jest lepiej także, jeśli chodzi o skuteczność resocjalizacji?
Muszę przyznać, że tak, także jeśli mówimy o sposobie funkcjonowania instytucji zwolnienia warunkowego. Działa to tak: przykładowy więzień, zamiast siedzieć 8 lat, wychodzi po 6, ale musi się pisemnie zobowiązać, że będzie przestrzegać warunków zwolnienia. Chodzi np. o leczenie alkoholizmu, regularną pracę, badania na obecność narkotyków, itp. I, co ważne, to na zwolnionym więźniu ciąży odpowiedzialność udowodnienia, że rzeczywiście spełnia te warunki! Inaczej szybko wraca siedzieć. W Polsce jest inaczej – więziennictwo zainteresuje się nim ponownie dopiero, kiedy znów dopuści się przestępstwa, tak jak było w przypadku tragedii pod Morzęcinie Wielkim.
No właśnie, czy polski wymiar sprawiedliwości interesuje się w ogóle losem więźnia po skończonej odsiadce? Dlaczego sprawca gwałtu spod Morzęcina musiał szukać pomocy w ośrodku pomocy prowadzonym w sumie “nielegalnie”, a na pewno nie do końca profesjonalnie, przez księdza?
To dobrze, że akurat taki ksiądz się znalazł. Na pewno miał dobre intencje. To jest zawsze in plus. Pamiętajmy, że przestępca po wyjściu z więzienia często nie ma się gdzie podziać, nie ma pracy, nie może odnaleźć znajomych, rodzina się od niego odwraca. A państwo nie oferuje mu wiele pomocy.
W tym sensie zwolnienie warunkowe nie działa dobrze, bo więźniowie przestają być kontrolowani po przekroczeniu więziennej bramy. Ale musimy pamiętać, że możliwość uzyskania przedterminowego zwolnienia za dobre sprawowanie ma bardzo ważną funkcję wychowawczą wcześniej, jeszcze w czasie odsiadywania wyroku, bo daje więźniowi nadzieję na szybsze wyjście z celi, motywuje do pracy nad sobą i “lepszego” zachowania. Co więcej, przy takim przepełnieniu więzień władze muszą część z nich jakoś "wypchnąć" z systemu więziennictwa.
Ale sam pan powiedział, że resocjalizacja w Polsce nie funkcjonuje dobrze. Czy więc wypuszczanie na przedterminowe zwolnienie przestępców, którzy wcale nie chcą “wrócić na łono społeczeństwa”, nie prowadzi do takich tragedii, jak ta pod Morzęcinem?
Ponieważ w polskim więzieniach jest jak jest, czasami wcześniejsze zwolnienie może zwiększyć szansę na pomyślną reintegracją przestępcy. Pamiętajmy, że więzienia to kryminał, patologia. Przebywanie tam, niezależnie od starań resocjalizacyjnych, wypacza charaktery, zwłaszcza ludzi młodych, jak “bohater” historii, o której rozmawiamy. Co więcej, w uznaniu sądu spełniał on warunki konieczne dla zwolnienia: w więzieniu pomyślnie przeszedł kurs malarstwa pokojowego, aktywizacji zawodowej i terapię uzależnień. A było to uzależnienie krzyżowe, od alkoholu i narkotyków, niezwykle trudna sytuacja. Pracował też w więziennej kuchni – widać więc, że jakiś postęp był.
Musimy też pamiętać, że to chłopak z patologicznej rodziny, z przemocą domową. Znam jego sprawę: w wieku 13 lat alkohol, 16 – amfetamina, ucieczka wraz z matką od ojca, który bił, potem życie na ulicy. W wieku 17 lat pierwszy raz trafia do więzenia, później po czterecg latach kilkukrotnie bezskutecznie wnioskuje o przedterminowe zwolnienie. Nie usprawiedliwiam go w żadnym stopniu, ale pamiętajmy, że to człowiek z rozwaloną osobowością, co jest pokłosiem zbyt długiego kryminału. Ktoś, kto spędził młodość w więzieniu, nie ma szans na wykształcenie w sobie zgodnej ze społecznymi normami seksualności. To niestety może być podłożem gwałtu na dziewczynce, którego się dopuścił.
Odchodząc od tego konkretnego, dramatycznego przypadku, jakie widzi pan szanse na wyjście z kryzysu polskiego więziennictwa?
Podstawowym problemem, jak już wspominałem, jest przepełnienie więzień i nadmierna surowość wymiaru sprawiedliwości. Dziś można już śmiało powiedzieć, że nie zwiększa ona bezpieczeństwa obywateli, lecz rodzi patologie i prowadzi do bezkarności więźniów.