Każdy sezon rządzi się swoimi prawami. W modzie były już bistra z tanią wódką i tatarem, piekarnio-kawiarnie i knajpy dla matek z dziećmi. Zachwycaliśmy się kuchnią gruzińską, próbowaliśmy hummusów i kuchni molekularnej, wciąż jednak jesteśmy głodni nowych smaków. Co przyniesie ten rok? O najnowszych gastronomicznych trendach rozmawiamy z miejskimi wyjadaczkami.
Kulinarne trendy rządzą miejskim życiem. Od tego co modne niejednokrotnie zależy powodzenie lokalu. Oczywiście są na mapie miasta miejsca, które latami będą nas zachwycać, coraz częściej jednak knajpy pojawiają się sezonowo. Wystarczy, że jedna osiągnie sukces, a zaraz pojawiają się wokół niej klony, które żerują na jej powodzeniu. Z lepszym, lub gorszym skutkiem. W końcu rynek gastronomiczny jest bardzo nieprzewidywalny. Raz chcemy jeść tłusto, raz ekologicznie, albo światowo. Kto za tym nadąży? Chyba tylko krytycy kulinarni, którzy latami obserwują rynek i znają się na smaku. Reszta podąża za ich nosem. Zanim więc sam otworzysz lokal albo zorganizujesz przyjęcie, zobacz, co będzie się jadło w tym sezonie, a z którymi smakami można już się pożegnać.
– Najsilniejszy trend tego sezonu to lokalność. Kupujemy i jemy coraz bardziej świadomie – opowiada mi Aga Kozak, autorka kulinarnego bloga „Ugryzienie Kozak”. – Chcemy znać dostawców, jeść sezonowe produkty i odżywiać się zdrowo. Furorę robią więc wszystkie knajpy, które dają nam poczucie, że wiemy co jemy. Ostatnio w Londynie zauważyłam, że ostatnia kartka menu jest spisem dostawców, od których restauracja zamawia żywność. Z drugiej strony rozwija się moda na slow fast food, stąd wykwitające w mieście burgerownie i butki z frytkami. Co ciekawe kuchnia molekularna, która jeszcze niedawno była w modzie powoli zanika. W tym sezonie będzie już tylko dodatkiem do podstawowego dania – opowiada mi recenzentka.
Zdanie Kozak podziela Basia Starecka, która na co dzień opisuje swoje kulinarne przygody na blogu "Nakarmiona Starecka" – Ten rok zdecydowanie będzie należał do produktu. Wokół jednego, często egzotycznego składnika, jak chociażby leśnego listka czy pędu, będzie rozwijała się cała potrawa. Reszta jedzenia będzie tylko tłem dla jego smaku. W kuchni wracamy do korzeni. Kompostujemy, pieczemy chleb w liściach kapusty i wracamy do polskiej kuchni z ery „przed zasmażkowej”. Obok tego organicznego trendu, rozwija się kuchnia autorska. Do restauracji chodzimy na nazwiska. Kucharze to nowi idole. Wraz z rozwojem autorskich restauracji zmienia się też kuchenne zaplecze. Dziś nie gotuje już jedna osoba, tylko cały szereg wyspecjalizowanych kucharzy – dodaje Starecka.
Będzie więc zdrowo, ekologicznie i z pomysłem. Będzie też coraz bardziej lokalnie. Co prawda na menu z wypisanymi producentami nie mamy chyba co liczyć, to jednak fakt, że zaopatrujący Warszawę w ryby – Pan Sandacz założył profil na facebooku, wiele znaczy. W Warszawie coraz więcej o świadomym jedzeniu się mówi i coraz większą przywiązuje do niego wagę. Organizowane są warsztaty, spotkania i eko bazary, tak jak Zielony Jazdów, który przez całe lato oswajał warszawiaków ze zdrową żywnością. Mimo że zamykają kolejne lokale, to Polacy coraz chętniej wychodzą do miasta i uczą się jeść poza domem. Zamiast sushi i pizzy częściej decydujemy się na eksperymenty, choć wciąż w kuchni jesteśmy zachowawczy. Na co więc powinniśmy szczególnie uważać?
– Omijałabym szerokim łukiem knajpy z bardzo rozbudowaną kartą albo te, które w swoim menu mają same przeboje – mówi Starecka. – Dziś liczy się pomysł, więc lokale, które powielają zachodnie wzorce powoli przestają się liczyć, tak samo jak przekombinowane knajpy, zarówno pod względem wystroju jaki propozycji kulinarnych – tłumaczy Starecka. Kozak za to wieszczy śmierć franczyzom i sieciówkom. – Powoli w niepamięć odejdą wszelkie komercyjne restauracje i lokale serwujące konfekcyjne jedzenie, wraz z nimi znikają też włoskie kuchnie. W tym sezonie królować będzie polskie jedzenie, jeżeli będziemy już próbować zagranicznej kuchni, to tylko w miejscach gdzie będzie ona przygotowana przez ludzi pochodzących z danego kraju – dodaje Kozak.
Co więc zostanie? Nadal niestety kebaby, sushi i fastfoody, choć pewnie ich ilość trochę się zmniejszy. Mimo zainteresowaniem kuchnią organiczną, wciąż brakuje miejsc z dobrym jedzeniem wege. Być może kolejny rok przyniesie coś dla wegetarian i alergików, póki co taka kuchnia to u nas egzotyka. Szkoda, bo na świecie radzi sobie co raz lepiej. Nie można jednak narzekać. Rozwijamy się szybko i powoli gonimy już sąsiadów. Jest gdzie zjeść.