- Uwierzyliśmy w to, dopiero wtedy, gdy podpisaliśmy kontrakty. To był sen - mówi dziś Matuszek w rozmowie z naTemat. Dziś gra w Dolcanie Ząbki, Wilczek - w Zagłębiu Lubin. Z całego towarzystwa udało się tylko Glikowi, który obecnie jest reprezentantem Polski i podstawowym zawodnikiem włoskiego Torino. Wtedy, w Madrycie, Polacy czuli, że złapali byka za rogi. Spełnili swoje marzenie.
- Cześć Kamil, jak leci? - to niby normalne, zwykłe zapytanie. Takie, żeby jakoś zagaić. Ale gdy na odnowie biologicznej zadaje ci je Raul Gonzalez, gwiazda Realu, jeden z najlepszych napastników na świecie, wszystko brzmi zupełnie inaczej. Bo jeszcze kilka lat wcześniej Glik trenował na Śląsku, w Wodzisławskiej Szkółce Piłkarskiej, a Raul już wtedy był na piłkarskim topie. Teraz obaj panowie mają okazję spotkać się, zamienić parę zdań.
trenowałem w jednej z najlepszych szkółek piłkarskich na świecie. Będąc tam, mogłem na co dzień doskonalić technikę w dogodnych warunkach, miałem możliwość występów przez cały rok, byłem w rytmie meczowym, przez co na pewno stałem się lepszym piłkarzem. Dlatego nie traktuję spędzonego tam czasu w kategoriach porażki. Myślę, że doświadczenia z Hiszpanii zaprocentują podczas gry w Polsce, a ja w dalszym ciągu będę miał miłe wspomnienia z Madrytu.
Byli w Realu, w tym centrum handlowym
Ale nie wszyscy traktują madrycką przygodę Glika całkowicie poważnie. Jeden z rozmówców, do którego dzwonię, szukając kontaktów: - Glik i Matuszek? Tak, oni byli w Realu. Niedawno, pod Warszawą, w tym centrum handlowym. Ale jak coś, to ja tego nie powiedziałem. Niech pan da bez nazwiska.
Z tym hasłem wiążą się mieszane uczucia. Z jednej strony spędziłem w tym kraju wiele pięknych chwil. W trzeciej drużynie Realu Madryt miałem okazję spotkać naprawdę wielkich piłkarzy. Kilka razy wymieniłem podania ze słynnym Raulem. Z drugiej strony w głowie siedzi mi to 0:6 z 8 czerwca tego roku. Mistrzowie Europy strasznie wtedy z nami jechali. Jedyny plus tamtego meczu był taki, że spotkałem Juana Matę. Znamy się właśnie z Realu. Dziś Mata jest jednak piłkarzem Valencii CF.
W Gliwicach trenerem Kamila był Dariusz Fornalak. - To nie jest żaden wirtuoz. Ani on szybki, ani jakoś bardzo zwrotny - mówi, wydaje się krytycznie, o swoim byłym podopiecznym. Ale zaraz później dodaje: - Ale wie pan, co w Kamilu jest najlepsze? Zawsze błyskawicznie podejmował na boisku decyzje. Najczęściej te trafne. Do tego dobrze czyta grę, potrafi przewidzieć, co za chwilę wydarzy się na boisku. No i jak mało który polski piłkarz potrafi odebrać piłkę.
Gdy grał w Hiszpanii, w Polsce nie mówiło się o nim. Był traktowany jak taka ciekawostka. Później, grając w naszej lidze, notując pierwszy występy w kadrze, zderzył się z falą krytyki. Pisano, że, nawiązując do debaty Kaczyński - Tusk, ograć Glika to jak splunąć. Pojawiały się nawet przeróbki tytułu filmu z Adamem Sandlerem. "Glik - i mijasz jak chcesz".
Szacun na dzielni
W meczu z Anglią zajął na środku obrony miejsce Damiena Perquisa. W momencie, gdy ogłoszono składy, kolega z działu sport powiedział: "Glik? No to rzeczywiście może być pogrom". Szczerze? Też się obawiałem tego, jak zagra. Tym bardziej, że przyszło mu walczyć z Waynem Rooneyem.
Poza Piastem odezwała się tylko Legia Warszawa, ale bez konkretów. Byłem piłkarzem anonimowym, o którym nikt nic nie słyszał. Nawet, zanim podpisałem umowę z Piastem, byłem przez 10 dni testowany, a grę zaczynałem w Młodej Ekstraklasie. Do końca kariery będę jednak wdzięczny Piastowi za to, że mi tu zaufano i na mnie postawiono.
Herb na ochraniaczach to nie przypadek, bo Kamil czuje się blisko związany ze Śląskiem. Głównie z Jastrzębiem, z osiedlem "Przyjaźń", gdzie się wychował. To nie jest typ człowieka, który osiąga sukces i gdzieś tam się wozi po świecie. Dominikana, Hawaje, Seszele - to nie dla niego. Kamil, jak ma czas, przyjeżdża do Jastrzębia. Spotyka się z rodziną, spędza czas z przyjaciółmi. Odpoczywa tam, gdzie czuje się najlepiej.