Kamil Glik coraz szybciej zmierza w stronę dużej piłkarskiej kariery.
Kamil Glik coraz szybciej zmierza w stronę dużej piłkarskiej kariery. fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Reklama.
2006 rok. Hiszpania, okolice Alicante. Jedno ze swoich spotkań rozgrywa trzecioligowy zespół piłkarski UD Horadada. W składzie Polacy - Marcin Pontus, Szymon Matuszek, Kamil Wilczek i właśnie Kamil Glik. Są bardzo młodzi, a już pokazują się ze świetnej strony. Obserwują ich łowcy talentów z całego świata. Glik trafia na testy do Liverpoolu, potem do Valencii. Ale w końcu odzywa się jeszcze większy klub. Real Madryt. I sprowadza Polaków, mają uczyć się piłki, na razie w trzeciej drużynie.
Znajomy Raula
- Uwierzyliśmy w to, dopiero wtedy, gdy podpisaliśmy kontrakty. To był sen - mówi dziś Matuszek w rozmowie z naTemat. Dziś gra w Dolcanie Ząbki, Wilczek - w Zagłębiu Lubin. Z całego towarzystwa udało się tylko Glikowi, który obecnie jest reprezentantem Polski i podstawowym zawodnikiem włoskiego Torino. Wtedy, w Madrycie, Polacy czuli, że złapali byka za rogi. Spełnili swoje marzenie.
Tu zobaczysz, jak Glik strzelił gola Anglikom:

- Cześć Kamil, jak leci? - to niby normalne, zwykłe zapytanie. Takie, żeby jakoś zagaić. Ale gdy na odnowie biologicznej zadaje ci je Raul Gonzalez, gwiazda Realu, jeden z najlepszych napastników na świecie, wszystko brzmi zupełnie inaczej. Bo jeszcze kilka lat wcześniej Glik trenował na Śląsku, w Wodzisławskiej Szkółce Piłkarskiej, a Raul już wtedy był na piłkarskim topie. Teraz obaj panowie mają okazję spotkać się, zamienić parę zdań.
- O nich się już wtedy mówiło, że są Galaktyczni. Ale to naprawdę nie były jakieś takie zamknięte w sobie gwiazdki. Zwykli ludzie, najczęściej bardzo sympatyczni - wspomina Matuszek. Dodaje, że Glik nie tylko mógł zamienić parę słów z największymi gwiazdami. Miał też okazję z nimi potrenować. - Gdy były mecze reprezentacji, w takim klubie jak Real 3/4 piłkarzy rozjeżdżało się po świecie. Kamil miał wtedy szansę uczestniczyć w treningach pierwszego zespołu. Wiem, że traktował to jak wielkie wyróżnienie.
Glik o pobycie w Madrycie:
w rozmowie z realmadrid.pl

trenowałem w jednej z najlepszych szkółek piłkarskich na świecie. Będąc tam, mogłem na co dzień doskonalić technikę w dogodnych warunkach, miałem możliwość występów przez cały rok, byłem w rytmie meczowym, przez co na pewno stałem się lepszym piłkarzem. Dlatego nie traktuję spędzonego tam czasu w kategoriach porażki. Myślę, że doświadczenia z Hiszpanii zaprocentują podczas gry w Polsce, a ja w dalszym ciągu będę miał miłe wspomnienia z Madrytu.


Byli w Realu, w tym centrum handlowym
Ale nie wszyscy traktują madrycką przygodę Glika całkowicie poważnie. Jeden z rozmówców, do którego dzwonię, szukając kontaktów: - Glik i Matuszek? Tak, oni byli w Realu. Niedawno, pod Warszawą, w tym centrum handlowym. Ale jak coś, to ja tego nie powiedziałem. Niech pan da bez nazwiska.
Trzeba przyznać, że Madrytu Polacy nie zawojowali. Żaden z nich nie wystąpił w meczu o stawkę pierwszego zespołu.
Glik i Matuszek pochodzą z jednej miejscowości, z Jastrzębia. Poznali się w Wodzisławiu, w szkółce piłkarskiej prowadzonej przez Janusza Pontusa. Bohater meczu z Anglią miał wtedy 10 lat, jego kolega był o rok młodszy. Potem ich drogi zetknęły się jeszcze na krótko w Piaście Gliwice. Na krótko, bo Glik poszedł później do góry, a Matuszek trochę zaginął.
H jak Hiszpania, z alfabetu Glika
fragment tekstu z "Przeglądu Sportowego":

Z tym hasłem wiążą się mieszane uczucia. Z jednej strony spędziłem w tym kraju wiele pięknych chwil. W trzeciej drużynie Realu Madryt miałem okazję spotkać naprawdę wielkich piłkarzy. Kilka razy wymieniłem podania ze słynnym Raulem. Z drugiej strony w głowie siedzi mi to 0:6 z 8 czerwca tego roku. Mistrzowie Europy strasznie wtedy z nami jechali. Jedyny plus tamtego meczu był taki, że spotkałem Juana Matę. Znamy się właśnie z Realu. Dziś Mata jest jednak piłkarzem Valencii CF.


W Gliwicach trenerem Kamila był Dariusz Fornalak. - To nie jest żaden wirtuoz. Ani on szybki, ani jakoś bardzo zwrotny - mówi, wydaje się krytycznie, o swoim byłym podopiecznym. Ale zaraz później dodaje: - Ale wie pan, co w Kamilu jest najlepsze? Zawsze błyskawicznie podejmował na boisku decyzje. Najczęściej te trafne. Do tego dobrze czyta grę, potrafi przewidzieć, co za chwilę wydarzy się na boisku. No i jak mało który polski piłkarz potrafi odebrać piłkę.
Glik - i mijasz jak chcesz
Gdy grał w Hiszpanii, w Polsce nie mówiło się o nim. Był traktowany jak taka ciekawostka. Później, grając w naszej lidze, notując pierwszy występy w kadrze, zderzył się z falą krytyki. Pisano, że, nawiązując do debaty Kaczyński - Tusk, ograć Glika to jak splunąć. Pojawiały się nawet przeróbki tytułu filmu z Adamem Sandlerem. "Glik - i mijasz jak chcesz".
- Rozmawialiśmy o tym często. Kamil te wszystkie komentarze czytał, trochę na pewno się nimi przejmował, ale generalnie podejście miał takie: "Trzeba to jak najszybciej wyrzucić z pamięci. Wychodząc na boisko, nie mogę o tym myśleć" - opowiada Fornalak. Dodaje, że Kamila bardzo szanuje. Bo jako piłkarz został w pewnym momencie rzucony na głęboką wodę. W tej sytuacji tonie wielu młodych i zdolnych. On nie zatonął.
- Kamil to mój kolega, ale muszę przyznać, że w przeszłości miał 2-3 nieudane mecze w kadrze. Tylko, że wtedy źle grali wszyscy, a to on zebrał największe cięgi. Dobrze, że potem obdarzono go zaufaniem. To taki człowiek, który musi czuć, że inni mu ufają - tłumaczy Matuszek.
Glik strzela gola dla Torino:

Szacun na dzielni
W meczu z Anglią zajął na środku obrony miejsce Damiena Perquisa. W momencie, gdy ogłoszono składy, kolega z działu sport powiedział: "Glik? No to rzeczywiście może być pogrom". Szczerze? Też się obawiałem tego, jak zagra. Tym bardziej, że przyszło mu walczyć z Waynem Rooneyem.
Najpierw zachwycił na boisku, a potem jeszcze raz, po meczu. Udzielał wywiadu, w ręku trzymał ochraniacze. Na nich kamera wychwyciła herb Piasta Gliwice. Link ze zdjęciem pojawił się od razu na facebookowym profilu klubu, obok podpis: "Kamil, szacunek". "I za to gościa lubimy. Piast pozostał w sercu" - komentuje Jarek Michalski, jeden z internautów. A drugi pisze w komentarzu: "Szacun na dzielni, nie ma to tamto".
Glik,
o Piaście Gliwice, fragment tekstu ze sport.pl:

Poza Piastem odezwała się tylko Legia Warszawa, ale bez konkretów. Byłem piłkarzem anonimowym, o którym nikt nic nie słyszał. Nawet, zanim podpisałem umowę z Piastem, byłem przez 10 dni testowany, a grę zaczynałem w Młodej Ekstraklasie. Do końca kariery będę jednak wdzięczny Piastowi za to, że mi tu zaufano i na mnie postawiono.


Herb na ochraniaczach to nie przypadek, bo Kamil czuje się blisko związany ze Śląskiem. Głównie z Jastrzębiem, z osiedlem "Przyjaźń", gdzie się wychował. To nie jest typ człowieka, który osiąga sukces i gdzieś tam się wozi po świecie. Dominikana, Hawaje, Seszele - to nie dla niego. Kamil, jak ma czas, przyjeżdża do Jastrzębia. Spotyka się z rodziną, spędza czas z przyjaciółmi. Odpoczywa tam, gdzie czuje się najlepiej.
I za to jest właśnie szacunek na dzielni.